Radio Białystok | Gość | Daniel Mizieliński - współautor bestsellera "Mapy"
Jeżeli budujemy nostalgię, sentyment do rzeczy bardziej wartościowych, to później to procentuje - mówi o książkach autor "Map".
"Mapy. Obrazkowa podróż po lądach, morzach i kulturach świata" Aleksandry i Daniela Mizielińskich to bestsellerowa książka dla dzieci. Zawiera 51 ogromnych map, na każdej niezliczone ilustracje, szczegóły i ciekawostki.
Nakład książki to 3 miliony egzemplarzy. Powstawała około 3 lat. Teraz jest niezwykle popularna w Chinach.
Jak się tworzy taki bestsellerowy egzemplarz jak ta niezwykła książka?
Nie wiem, czy jest recepta. Ta książka jest dosyć specyficzna, trochę inna niż pozostałe nasze książki. To jest taki zbiór oddzielnych obrazów. Pracę nad nią można by podzielić na 3 lata: powiedzmy rok na zebranie informacji, później pół roku na sprawdzenie informacji, później pewnie pół roku na rysowanie, projektowanie krojów pisma, i tak dalej. I pewnie znowu rok na sprawdzenie, czy wszystko jest tak, jak trzeba.
W tej chwili książka jest bardzo popularna w Chinach.
W Chinach jeszcze nie byliśmy - w tym roku wybieramy się na targi do Szanghaju. Sukces w Chinach był ogromny i przytłaczający - wydaje mi się, że rynek tam działa w zupełnie inny sposób. Inaczej wyglądają i promocje książek, i w ogóle premiery książek. Trudno nam trochę zrozumieć, jak to się stało.
Wiemy, że na przykład książka obrazkowa w Chinach praktycznie nie istniała 10 lat temu, więc to wszystko jest bardzo nowe. Do niektórych naszych książek wydawcy chińscy dodają specjalne instrukcje, jak z nich korzystać. Zazwyczaj nie zgadzamy się na to, ale to jest zupełnie inne tło kulturowe, inna specyfika. Staramy się książek nie zmieniać, żeby były takie, jak powstały w Polsce. Mamy nasze tło kulturowe i chcemy, żeby to przelało się gdzieś dalej. Ale jednocześnie jest ciekawe, jak osoby z zupełnie innych miejsc odbierają to, co zrobiliśmy tutaj.
Jak zachęcać dzieci do czytania książki? Czy dużo jest literatury, która ma słabą grafikę?
Jak w każdej dziedzinie jest mniej dobrych rzeczy i więcej tych tanich - w sensie tanich merytorycznie. Powinniśmy przede wszystkim pozwolić, żeby dzieci wybierały same to, co chcą. Czasem będą wybierać źle - wtedy możemy im pomagać i nakierować na coś, co uważamy za lepsze czy bardziej wartościowe.
Ale wydaje mi się, że uczciwość autorów, którzy wkładają swoją wiedzę i umiejętności w książki, się przebija. To, dlaczego coś się czyta lepiej, czy lepiej wygląda, nie musi być uświadamiane. To działa podświadomie. Jeżeli dziecku zapewniamy gigantyczną różnorodność, to ono samo będzie miało tendencje do wybierania tych ciekawszych rzeczy.
Myśli pan, że to nie zniknie, kiedy dzieci potem mają możliwość korzystania ze smartfonów, tabletów, gier, świata wirtualnego?
Ja uczę projektowania gier na Akademii Sztuk Pięknych, więc nie ma nic przeciwko grom. To jest znowu kwestia różnorodności. Książka jest czymś innym - nie stawiajmy jej w opozycji do ekranu, bo to zupełnie nie o to chodzi. Jednocześnie książka jest tym, co najdłużej zostaje. Gry niestety mają to do siebie, że przeminą razem z technologią, na którą były pisane. Książka zostanie na wiele, wiele lat.
Książka też buduje sentyment. Jest rzeczą w projektowaniu graficznym, która najdłużej z nami zostaje - to jest coś, co mamy w domu, co pielęgnujemy, nie niszczy się, bo nie jest tak jak plakat wystawiona gdzieś na deszcz. I ten sentyment będzie przebijał się na gust, który dana osoba będzie miała przez całe. Z nostalgią nikt z nas nie wygra, więc jeżeli budujemy nostalgię do rzeczy bardziej wartościowych, to na pewno to będzie później procentować.