Radio Białystok | Gość | Piotr Lorens - prezes Towarzystwa Urbanistów Polskich
- Nie można budować nowego miasta wszędzie, musimy mieć świadomość, że przyroda też ma swoje prawa - mówi Piotr Lorens.
Co zrobić, aby miasta przygotowały się do zmieniającego klimatu, aby nie były betonowane, rozwijały się na miarę potrzeb mieszkańców? O tym z prezesem Towarzystwa Urbanistów Polskich, profesorem Politechniki Gdańskiej Piotrem Lorensem rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Forum Urbanistów odbyło się wczoraj w Białymstoku, dyskutowano o tym jak rozwijać miasto, by mogło podołać ulewom.
Piotr Lorens: Jest to jeden z najbardziej znaczących problemów współczesnej urbanistyki, czyli jak poradzić sobie ze zmianami klimatycznymi, z problemami, które nowe zjawiska atmosferyczne, nowe zjawiska pogodowe nam niosą. A to, że nasze miasta są nieprzystosowane do tego, to że mam z tym problemy, najlepiej świadczy ilość powodzi miejskich, ilość różnego rodzaju kłopotów środowiskowych, które z tym się wiążą.
Między innymi w Gdańsku w czasie jednej z ulew człowiek na środku dużego skrzyżowania utopił się w samochodzie, poszła taka woda.
Gdańsk jest akurat jednym z niechlubnych przykładów tego, w jaki sposób ten problem wystąpił i to niezależnie od tego, że od właściwe dobrych 10 lat władze miasta bardzo wiele robią w celu polepszenia sytuacji w tym względzie, ale skala problemu jest taka, że dużo jeszcze do "odrobienia" mamy.
Powinniśmy inwestować dużo pod ziemią, czy inaczej kształtować tę miejską przestrzeń?
Te działa powinny iść bardzo wielotorowo. Pierwsza sprawa to jest kwestia docenienia czegoś, co byśmy nazywali retencja miejską, czyli kwestie związane ze zbiornikami retencyjnymi, z odpowiednim zabezpieczeniem terenów zalewowych. Mówiąc krótko nie można budować nowych obiektów, nowego miasta wszędzie, tylko musimy mieć świadomość, że przyroda też ma swoje prawa i też ma swoje potrzeby w tym względzie.
Nie każdy parking trzeba wybetonować, można go inaczej zbudować.
To jest druga sprawa, to jest kwestia związana z zatrzymywaniem wód opadowych w miejscu, gdzie ona faktycznie spada, bo tu mówimy głównie o deszczach.
W ramach dokumentów planistycznych, według których nasze miasta powinny być konstruowane, budowane, te dokumenty to jest między innymi miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, który określa warunki, które są takimi warunkami brzegowymi dla architektów, budowniczych, inwestorów. W takim dokumencie można i wprowadza się zresztą, zapisy dotyczące tak zwanej powierzchni biologicznie czynnej, czy też procentu powierzchni biologicznie czynnej. To może brzmieć troszeczkę skomplikowanie, ale generalnie chodzi o taką powierzchnię, czy o taki procent powierzchni działki, który jest kawałkiem "wsiąkliwym", czyli tam, gdzie woda opadowa, jak tam spadnie, to tam może wsiąknąć.
I taką powierzchnią biologicznie czynną może być zarówno trawnik, może być jakieś małe oczko wodne czy inny tego typu zbiornik wodny, taką powierzchnią biologicznie czynną także może być parking, pod warunkiem, że nie jest parkingiem wybetonowanym, tylko na przykład utwardzonym w sposób, który umożliwia to wsiąkanie wody. Także to są dachy zielone, to są inne możliwości łapania tej wody i druga sprawa, która z tym się wiąże, to jest kwestia wprowadzania, ale to już zależy bardziej od kwestii technologicznych, mówię o zatrzymywaniu wody opadowej w postaci takiej mikroretencji.
Polega to na tym, że jeżeli mamy już odprowadzanie tej wody opadowej z rynny, to niech ona nie wjeżdża wprost do kanału burzowego, tylko może niech utworzy niewielki zbiorniczek wodny o powierzchni metra kwadratowego i niech ona się tam zbierze w postaci nawet takiej kałuży i to jest ten metr sześcienny wody w zbiorniku burzowym mniej. To potem się przekłada w sposób lawinowy na znaczące zmniejszenie tą presją wód opadowych.
Druga sprawa to jest kwestia związana z dużą infrastrukturą, czyli ze zbiornikami retencyjnymi, z powstrzymaniem się od regulacji rzek, czy też z renaturalizowaniem cieków wodnych i trzecia sprawa, która jest też w gestii urbanistów to jest powstrzymywanie czegoś, co nazywamy rozlewaniem się miasta. Mówiąc krótko powstrzymujemy się przed urbanizacją przedmieść.
I właśnie w Gdańsku ten problem, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę, jest bardzo widoczny. W latach 80. i 90. nastąpiła inwazja nowej zabudowy na tereny tzw. dalekich przedmieść, czego efektem było ich całkowite zabetonowanie. Efekt jest taki, że te wody opadowe, które kiedyś wsiąkały tam, w tej chwili są odprowadzane do kanałów burzowych i przy zwiększonych ilościach opadów nie są w stanie przenieść tego obciążenie i efekty mamy w postaci basenu pływackiego na głównym skrzyżowaniu miasta.
Co zrobić, w jakich proporcjach rozwijać miasta, żeby były odpowiednie tereny - z jednej strony do wsiąkania, relaksu, a z drugiej strony, jak zagęszczać tę zabudowę, jak planować te miasta? Czy nie odnosi pan wrażenia jakby urbaniści się poddali, a całą przestrzeń i otoczenie wokół nas przejęli deweloperzy, którzy budują swobodnie, gdzie chcą i co chcą.
To zależy o jakiej perspektywie mówimy. Ja bym postawił tezę odwrotną, że własnie w ostatnich latach urbaniści troszeczkę odzyskali władzę nad procesem kształtowania przestrzeni. Natomiast faktycznie w latach 90. i dwutysięcznych ta "władza" urbanistyczna była dość słaba. Oczywiście gminy zawsze miały możliwości kontroli procesu, w jaki sposób jest kształtowana zabudowa, w jaki sposób kształtowane są nowe struktury miejskie, ale paradoksalnie rzadko z tego prawa korzystały. I to jest problem.
W tej chwili jest większa świadomość tego, że nie wystarczy budować wszystko, wszędzie i w każdym rodzaju, tylko że musimy faktycznie sprawę przemyśleć. W związku z tym wiedza urbanistyczna, wiedza na temat tego, jakie mogą być skutki takiego czy innego rozwiązania i w jaki sposób mądrze dogęszczać miasto, mądrze intensyfikować jego strukturę, zaczyna być coraz bardziej przydatna, coraz bardziej w cenie wśród władz samorządowych.
Jeszcze nadal króluje taka tendencja, że jak wkracza deweloper na plac budowy, to najpierw wszystko wycina, a potem dopiero sadzi - to bez sensu.
Oczywiście, że tak, natomiast to już jest kolejna sprawa związana z podejściem samych inwestorów, deweloperów do tych spraw. To odzyskiwanie terenów miejskich to nie jest tylko jakaś fanaberia czy moda od strony urbanistycznej, ale to jest także docenienie przez mieszkańców miast, miasteczek czegoś, co byśmy nazwali miejskim stylem życia. Ten miejski styl życia się wyraża w bardzo wielu różnych kwestiach, między innymi tym, że jesteśmy już chyba trochę zmęczeni tym mieszkaniem na przedmieściu, gdzie może owszem widzimy troszeczkę więcej światła słonecznego niż w gęściej zabudowanym mieście, ale z drugiej strony, żeby kupić bułki na śniadanie trzeba wsiąść w samochód i przejechać pół kilometra albo kilometr, bo dojść już jest troszeczkę za daleko.
Tak więc, tu się pojawia nowa tendencja od strony społecznej i to obserwujemy coraz mocniej w tej chwili. Wystarczy popatrzeć na dowolne miasto w Polsce, miałem okazję też troszeczkę zwiedzić Białystok i to też widać, że żurawie pracują, beton się leje, mówiąc krótko mamy ten proces dogęszczania miasta.
Pytanie, czy go nie przegęszczamy?
To jest następne zagadnienie. Natomiast jeśli chodzi o nowe wycinki, to jest to kwestia świadomego planowania pewnych układów i założeń. Tutaj musimy pamiętać o tym, że jeżeli chodzi o zasoby przyrodnicze miasta, o te rzeczy, o których tutaj mówimy, to tak naprawdę to co się liczy w kontekście miasta, to są duże układy ekologiczne, to są wielkie doliny rzeczne, to są wielkie zespoły leśne, one mają tę moc ekologiczną, która pozwala nam na skorzystanie z potencjału, który z tym się wiąże.
Jeśli uwzględnimy taki fakt, że jeden hektar lasu, zwartego kompleksu leśnego produkuje w ciągu godziny tyle tlenu, ile zużywa go dwóch ludzi w ciągu całego roku, to to pokazuje skalę wyzwań przed nami.
A z drugiej strony też mamy do czynienia z koniecznością świadomego planowania i kształtowania zieleni w mikroskali, która nie ma może tego wielkiego potencjału ekologicznego, ale ma bardzo duże znaczenie dla jakości życia człowieka. Jeżeli mamy podwórko przed naszym domem, które jest podwórkiem pustym i wybetonowanym, to odczuwamy jako smutne i przygnębiające z czysto emocjonalnego powodu. Jeżeli na tym podwórku jest zieleń, są posadzone kwiaty, drzewa, krzewy nawet niekoniecznie one muszą mieść olbrzymią wartość ekologiczną, ale to dla jakości życia jest bardzo istotne.
Czy pan był się przeniósł z Gdańska do Białegostoku?
To jest pytanie bardzo podchwytliwe. Z tego, co miałem okazję zobaczyć, miasto mi się bardzo podoba, ma taką bardzo fajną, kameralną skalę. Natomiast ja mam taką specjalność zawodową, która wiąże się kształtowaniem terenu frontu wodnych, z zagospodarowaniem terenów poprzemysłowych, poportowych, postoczniowych, tak więc obawiam się, że w tym kontekście nie miałbym tutaj pola do popisu. Ale Białystok jest ładnie rozwijającym się, kameralnym w centrum, ale jednak żywotnym miastem, bardzo młodym miastem, to też widać na ulicach, myślę że ma przed sobą znakomitą przyszłość.