Radio Białystok | Gość | Agnieszka Romaszewska-Guzy - dyrektor Biełsatu
Nadająca z Polski i finansowana głównie przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych białoruskojęzyczna telewizja Biełsat istnieje już 10 lat.
Stacja powstała po tym jak w 2006 roku Aleksander Łukaszenka po raz trzeci wygrał wybory prezydenckie i rozprawił się ze swoimi oponentami wsadzając ich do więzienia. Dziś Biełsat nadaje 17 godzin programu na dobę, nad którym pracuje niemal 200 osób. W ubiegłym tygodniu o wsparciu dalszego funkcjonowania stacji zadecydował polski Sejm.
Z dyrektor Biełsatu Agnieszką Romaszewską-Guzy rozmawia Jarosław Iwaniuk.
Jarosław Iwaniuk: W ostatnim czasie informacje dotyczące przyszłości telewizji Biełsat nie były optymistyczne. Sama pani mówiła nawet o możliwości zamknięcia Biełsatu. Zatem teraz, z okazji jubileuszu te 20 mln z rezerwy budżetowej to taki prezent na 10-lecie Biełsatu.
Agnieszka Romaszewska-Guzy: Tak, to jest dobra zapowiedź na 10-lecie. Myśmy w pierwszym roku startowali też z takim właśnie wyposażeniem, że w budżecie państwa przewidziano środki specjalnie dla Biełsatu. Teraz, po 10 latach znowu mamy taki trochę jakby drugi start. Rzeczywiście, już na zupełnie innym poziomie, ale jednak musimy wystartować ponownie, bo wszystko, co się nie rusza do przodu to stoi, a w wodzie stojącej glony za bardzo się rozrastają.
Jednak ta 10-letnia historia telewizji Biełsat również nie była usłana różami.
Nie była. Nikt nie wierzył w to, że nam się uda. I to ani sympatycy, ani ci, co nam źle życzyli nie wierzyli. I w tym przypadku, że nie wierzyli ci, co życzyli nam źle, to może i dobrze, bo oni nie przeciwdziałali wystarczająco intensywnie.
Zaczęło się od tego, że w 2008 roku, władze białoruskie, które rozpoznały to jako projekt nieprzyjazny, taki, który trzeba zwalczać. W 2008 dokonały dosyć takiego zmasowanego, jak na owe czasy, można powiedzieć, ataku na naszych dziennikarzy w kilku miastach. Zabrano kamery, zatrzymywano naszych dziennikarzy. To się odbywało jednego dnia, no ale myśmy jakoś przetrzymali ten moment. To był pierwszy taki trudny moment.
Potem był bardzo trudny moment w 2019 roku. To z kolei były zawirowania w telewizji polskiej, za rządów prezesa Farfała, jeszcze wtedy rządów Platformy Obywatelskiej we władzach Polski. Był pomysł na, nie wiadomo czy likwidację kanału, ale na pewno na odwołanie mnie z funkcji dyrektora. Ja nawet przez dwa tygodnie byłam zwolniona z pracy, po czym mnie przywrócono szczęśliwie.
Ale wisieliśmy na włosku wtedy, dosłownie. Ja zebrałam zespół późnym wieczorem, powiedziałam, żeby oni mimo wszystko pracowali, pomimo, że mnie nie będzie, żeby jednak nie poddawali się.
Potem był 2010. W 2010 władze białoruskie zaatakowały całą opozycję, myśmy też, nasi dziennikarze byli poszkodowani, choć powiedzmy, że może nie najbardziej. Ale tak czy inaczej, wówczas iluś naszych dziennikarzy było poddanych represjom. I trudno było pracować bardzo.
Z kolei to wpłynęło pozytywnie na nasze finansowanie. To jest taki może paradoks, że za każdym razem, kiedy rozpoczyna się ocieplenie z Białorusią i sytuacja się poprawia, to mówi się o obcięciu finansowania dla Biełsatu i ono jest obniżane, jak się zaostrza, to jest zwiększane. Więc to z kolei ma pozytywne przełożenie, że jak były represje w 2010, myśmy dostali dodatkowe finansowanie.
Można zatem powiedzieć, że Biełsat dostawał po głowie z różnych stron, i w takiej sytuacji zdobycie tej ponad 700 tys. widowni to jest sukces.
Tak. Ja jestem o tym absolutnie przekonana. I powiem szczerze, chociaż oczywiście jako twórca tego kanału i menedżer, musiałam wierzyć, że tak będzie, ale no jednak ta wiara cały czas była podszyta podszewką niewiary, że może jednak to nam się nie uda. I te ostatnie badania bardzo mnie podniosły na duchu, że to się tak stało.
Bo to jest ogromny sukces. W gruncie rzeczy, taki bardzo nieoczekiwany sukces. Dlatego, że nie wpisywaliśmy się do końca w żadną narrację. Byliśmy bardzo oryginalnym pomysłem. Tak naprawdę nie jesteśmy pomysłem, jak to pewnie myśli część Białorusinów, polskich służb specjalnych, albo np. takim typowym projektem, jak to się też mówi z kolei na Białorusi "grantojedów", którzy zjadają te granty. Nie jesteśmy pomysłem salonowym, takim, jak to dawna Unia Wolności kiedyś tego miała trochę, takich różnych, skądinąd często sensownych inicjatyw. My jesteśmy swoistą inicjatywą, która powstała z pewnego zapotrzebowania.
Co ona ma jeszcze takiego swoistego? To uważam, za jeden z większych sukcesów - to jest inicjatywa polsko-białoruska, bezsprzecznie. Inaczej się o tym powiedzieć nie da. I to jest moim zdaniem pierwsza i największa tego typu, najbardziej stabilna inicjatywa. My 11 lat pracujemy razem wszyscy. I to nie jest tak, że pracują 4 osoby, albo 5 i tam są 2 z Białorusi, albo 3 z Polski. My pracujemy stale. My, wśród tych różnych awantur, kłótni, nieporozumień, braku komunikacji itd, ale też jednak koleżeństwa, pracujemy ze sobą codziennie.
Czy Biełsat jest już na tyle silną telewizją, żeby konkurować z rosyjskimi kanałami telewizyjnymi, które dominują na białoruskim rynku medialnym?
One bezsprzecznie dominują na rynku medialnym. I oczywiście tu trzeba powiedzieć sobie jasno, że my jesteśmy takim malutki Dawidem przy Goliacie. To znaczy, rosyjska propaganda to Goliat, czy też agresja informacyjna, bo to chyba nawet nie jest propaganda, to jest coś niesłychanego.
A my jesteśmy takim malutkim Dawidem. Wystarczą porównania budżetu. Bo budżet Biełsatu całoroczny to jest 5 dni nadawania Russia Today, myśmy to zrobili poprzez podzielenie po prostu. Policzyliśmy i wyszło nam, że w ciągu 5 dni oni wydają tę sumę, którą my w ciągu roku.
Czyli nie jesteście w stanie konkurować?
Jest bardzo trudno konkurować, to na pewno, w sensie takiej bezpośredniej, prostej konkurencji. Natomiast trochę można wziąć sposobem, tak jak Dawid Goliata. Wiemy, jak to się skończyło, jednak wygrał ten mniejszy, więc może jednak jesteśmy. Chociaż nie w taki najprostszy sposób. W ten sposób, że my przykryjemy ich czapkami i że będą tam jeszcze lepsze, jeszcze droższe talk show niż w rosyjskiej telewizji.
Biełsat na Podlasiu jest znany przede wszystkim z filmów, które realizuje w telewizji Jerzy Kalina, ale także ma w swojej ofercie programowej program dotyczący mniejszości białoruskiej w Polsce. Czy ta tematyka będzie poszerzana w najbliższym czasie w Biełsacie?
Tak. Zrobiliśmy duże badania fokusowe, zrobiliśmy badania po prostu takich grup naszych widzów, zbadaliśmy ich 18, we wszystkich regionach Białorusi, we wszystkich grupach wiekowych, i w małych i w dużych miastach. I nagle, ku mojemu zaskoczeniu, w kilku z tych grup, na pytanie o ulubione programy, to padło, że "a jest taki fajny, bo tam mówią jak Białorusini za granicą żyją, że w Polsce, to fajny, oglądamy go". Ludzie zainteresowani są na Białorusi tym.
I postanowiliśmy, że w tej sytuacji my poszerzymy ofertę w tej dziedzinie. I mamy nadzieję, że od przyszłego roku w redakcji białostockiej będzie powstawać w ogóle taki program o Białorusinach zza granicy. Będzie powstawać szerzej i to będzie łączyć jakby i materiały na temat życia mniejszości na Podlasiu i w Polsce z materiałami najrozmaitszymi, bo Białorusini przecież mieszkają nie tylko w Polsce, tylko przecież i na Litwie i w całym świecie. A myślę, że te informacje o tej diasporze są potrzebne. Samo to zainteresowanie naszych widzów dla mnie o tym świadczyło.
Jubileusz jubileuszem, uroczystości się kończą, trzeba będzie wrócić do codziennej pracy. Jakie wyzwania stoją przez telewizją Biełsat w najbliższym czasie?
Rozmawiałem z naszym szefem działu techniki, który mówił "oj jaki będzie straszny rok, będzie u nas ciężka praca". My musimy dokonać skoku technicznego. A skok techniczny to nie jest prosta sprawa, w dzisiejszych czasach, nie dlatego, że w sensie komplikacji technicznej, tu chodzi o to, że trzeba zaplanować, że w gruncie rzeczy taka inwestycja trwa powiedzmy rok, żeby ją doprowadzić do końca.
My musimy zaplanować, co będzie "noszone" w technice, jak to będzie wyglądało za ten rok, czy dwa. Żeby ona nie wyszła i nie stała się natychmiast przestarzała. W tej chwili w świecie komputerowym, w świecie cyfryzacji, te generacje technologiczne zmieniają się co 3 lata. Więc trzeba bardzo dobrze zaplanować to. Te prace technologiczne nad większą dostępnością kanału, będziemy absolutnie intensyfikować. To jest dla mnie pełen priorytet w tej chwili.
Drugim priorytetem w tej chwili jest to, żeby próbować troszkę innego sposobu przekazu. Już więcej wiemy o naszym widzu, więcej wiemy, czego on oczekuje, i w związku z tym próbować dać mu to, czego on oczekuje. On na przykład nie oczekuje od nas kopiowania telewizji rosyjskiej, on oczekuje od nas czegoś innego, oryginalnego. I próbować w to trochę wejść.
Zakładacie taką możliwość, że Biełsat będzie mógł w końcu nadawać z Białorusi? Na Białoruś? Dla białoruskiego widza?
Oczywiście, że zakładamy. Kiedyś to na pewno nastąpi. Nie mam żadnej wątpliwości. Ale żebym powiedziała, że w przyszłym roku, to nie raczej. Natomiast czy nastąpi za 3 lata, czy nastąpi za 5, czy za 10, nie wiem. Ale nastąpi. Jestem o tym przekonana.