Radio Białystok | Gość | Aleś Zarembiuk - z Fundacji Dom Białoruski w Warszawie
"Nieważne na Białorusi, jak ludzie głosują, tylko ważne kto i jak liczy" - mówi Aleś Zarembiuk.
Na Białorusi odbyły się wybory do władz lokalnych, które zdaniem obserwatorów trudno nazwać samorządowymi. Nasi sąsiedzi wybierali ponad 18 tysięcy deputowanych do 1309 rad lokalnych różnych szczebli. Opozycja, która w tych wyborach zgłosiła niewielu kandydatów, krytykuje władze za fałszerstwa. Centralna Komisja Wyborcza uważa, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
Gościem Polskiego Radia Białystok jest Aleś Zarembiuk – dziś współprzewodniczący Fundacji Dom Białoruski w Warszawie, a w latach 2003-2007 deputowany do rady rejonowej w miejscowości Mosty na Grodzieńszczyźnie. Rozmawia z nim Jarosław Iwaniuk.
Jarosław Iwaniuk: W zasadzie - i to głównie z przyczyn fałszerstw wyborczych i nie uznawania wyników głosowania przez organizacje międzynarodowe - na pierwsze strony gazet trafiają wybory prezydenckie i parlamentarne, a o wyborach samorządowych nie pisze się niemal wcale. Na ile te wybory odgrywają jakiekolwiek znaczenie na politycznej scenie Białorusi?
Aleś Zarembiuk: Jeżeli porównywać wybory lokalne i ważność wyborów lokalnych do wyborów lokalnych - powiedzmy w Polsce - to jest bardzo duża różnica. Na Białorusi od roku 1996 rady miejskie, rady wojewódzkie, czyli obwodowe, albo rady rejonowe nie mają większego znaczenia, ponieważ nie mają władzy i były pozbawione takiej władzy normalnej, którą miały od początku lat dziewięćdziesiątych do 96 roku. Wtedy mieliśmy wybranych przez rady miejskie, rejonowe - prezydentów, burmistrzów miast na Białorusi i wtedy była rzeczywiście taka demokracja na lokalnym poziomie, ale w roku 1996 to wszystko przestało istnieć, ponieważ Aleksander Łukaszenka zadecydował, że to jest jednym z zagrożeń jego absolutnej władzy na Białorusi.
To kogo tak naprawdę wybierali w niedzielę Białorusini?
Białorusini wybierali przedstawicieli takich struktur, które prawie na nic nie mają wpływu, a tylko są taką dekoracją, że całe społeczeństwo jest reprezentowane na poziomie lokalnym, w każdym mieście, w każdej wsi.
Tak naprawdę nie można w ogóle porównywać tej władzy, która była wybierana, czy była wybierana to też duże i wielkie pytanie, ponieważ jak ja obserwuję tutaj przez ostatnich 8 lat pracę rad miejskich, rad lokalnych, wojewódzkich w Polsce i to na co one mają wpływ, to rzeczywiście wybory lokalne w Polsce są bardzo ważne. A na Białorusi w ogóle i ludzie też to rozumieją, dlatego ta frekwencja podana tak naprawdę nie odzwierciedla realnych nastrojów społeczeństwa białoruskiego.
Centralna Komisja Wyborcza na Białorusi podała, że w wyborach zagłosowało 70,5% obywateli Białorusi uprawnionych do głosowania.
Białoruskiej opozycji, mam wrażenie, też nie bardzo zależało na udziale w tych wyborach samorządowych, bo zgłosiła zaledwie 220 kandydatów, jeszcze mniej zostało zarejestrowanych, bo zaledwie 170 na ponad 22 000 wszystkich kandydatów w tych wyborach.
Opozycja zgłosiła w ciągu dwudziestu paru lat rządów Aleksandra Łukaszenki najmniejszą ilość kandydatów. Nie powiem, że opozycji nie bardzo zależało, partie polityczne bardzo się starały, tylko problem polega na tym, że przez te latach rządzenia Aleksandra Łukaszenki, przez te kilka już fali represji przeciwko opozycji, przez brak finansowania, przez to że opozycja nie jest zjednoczona i wciąż jest kilka grup, mamy takie wyniki, jakie mamy, niestety.
Ale pozytywnym jest fakt, że na tym tle pojawiają się takie lokalne, nieduże grupy miejskie, można to porównać z ruchami miejskimi w Polsce, albo z ruchami miejskimi na Litwie, które próbowały swoich sił w tych wyborach, ale też niestety nie udało się nikomu dostać się do rad lokalnych, ponieważ nieważne na Białorusi, jak ludzie głosują, tylko ważne kto i jak liczy. Ale sam fakt, że pojawiają się takie grupy, przede wszystkim młodych ludzi, mówi o tym, że jest jakaś nadzieja, że to jest nowa krew - być może nowej opozycji.
W białoruskim parlamencie są dziś dwie reprezentantki środowisk opozycyjnych, można byłoby się zatem spodziewać, że podobnie będzie w przypadku tych wyborów lokalnych, tymczasem nikt z opozycjonistów do tych władz lokalnych nie wszedł.
Wszyscy ostatnio spekulowali na ten temat, że jednak władza pozwoli, że będzie na Białorusi kilkudziesięciu przedstawicieli opozycji w radach miejskich, obwodowych, ale niestety tylko chyba jedna czy dwie osoby dostały się i to właśnie do rad wiejskich. W taki sposób władza pokazała, że całkiem kontroluje te wybory. Na tle kryzysu gospodarczego, który wciąż ma miejsce na Białorusi, a niedługo, w roku 2020 mamy na Białorusi wybory parlamentarne i wybory prezydenckie, też niektórzy eksperci mówią, że władza w taki sposób sprawdziła swój system wyborczy, na ile on jest sprawny, na ile on może dawać wyniki.
Również spekuluje się i mówi się o tym, że oficjalny Mińsk przygotowuje się na przeprowadzenie kolejnego referendum konstytucyjnego, podczas którego będą podejmowane bardzo ważne decyzje dla życia społeczeństwa białoruskiego i państwa białoruskiego.
To, że opozycja nie weszła, znaczy że po prostu władza sobie tego nie życzy i władza absolutnie nie robi nic konkretnego, czego by wymagali od niej najbardziej aktywni obywatele, a również partnerzy zachodni. Wszyscy teraz przyjeżdżają do Mińska, współpracują z Białorusią i Aleksander Łukaszenka, jeżeli była taka potrzeba wprowadzić tych dwóch deputowanych w roku 2016 do parlamentu, to teraz postanowił, że pokaże niby realne poparcie opozycji, chociaż jeżeli by wybory były demokratyczne, dużo wśród tych kandydatów, którzy startowali z opozycji, byłoby deputowanymi do rad miejskich czy obwodowych.
Kontrolowanie jawności tych wyborów było rzeczywiście bardzo trudne, w sytuacji kiedy opozycję w komisjach wyborczych reprezentowało zaledwie 26 osób, tymczasem polskie samorządy lokalne, można powiedzieć, gremialnie współpracują z lokalnymi władzami na Białorusi, a sama Unia Europejska dość szczodrze obdziela wsparciem finansowym takie wspólne projekty. Czy zatem z białoruskim władzami lokalnymi warto nadal współpracować?
Ci ludzie, którzy byli wybrani teraz do rad lokalnych, oni tak naprawdę nie są realną władzą na miejscu. Realną władzą na miejscu jest burmistrz, który jest mianowany przez prezydenta Aleksandra Łukaszenkę, który jest później zatwierdzany w głosowaniu jawnym na sesji rady tego miasta, gdzie on jest mianowany. I właśnie z tymi burmistrzami i z władzą wykonawczą współpracują samorządy w Polsce.
Oczywiście Unia Europejska przede wszystkim wydaje bardzo duże środki na taką współpracę transgraniczną, na współpracę na tym pograniczu wschodnim w Polsce, czyli pograniczu województwa podlaskiego z Obwodem Grodzieńskim i pogranicza województwa lubelskiego z Obwodem Brzeskim. Z jednej strony jest dobrze, że odbywa się taka współpraca, że polscy samorządowcy próbują wciągać do tych europejskich spraw swoich kolegów ze strony białoruskiej, tylko tak naprawdę nic ona nie daje, ponieważ Białoruś nie jest państwem otwartym, nie ma takiej - w zachodnim rozumieniu - ewaluacji tych projektów, które się odbywają i uważam, że warto poszerzać tę współpracę między społeczeństwami, a niestety te programy, również programy Unii Europejskiej, nie przewidują funduszy czy prawie nie przewidują funduszy dla rozwoju współpracy pomiędzy organizacjami pozarządowymi, pomiędzy instytucjami kultury.
Jeżeli ta instytucja jest państwowa, to być może bo ma poparcie władz lokalnych, ale tak naprawdę fajne z tego tylko jest to, że za pomocą tych środków Unii Europejskiej, tej współpracy z polską stroną odbudowują się jakieś infrastrukturalne rzeczy na Białorusi. Powstają projekty na temat segregacji śmieci, na temat czystości wody i takie inne ekologiczne inicjatywy, ale tak naprawdę bardzo brakuje takich programów między społeczeństwami i ja uważam, że i białoruska, i polska strona potrzebuje takiego wsparcia rzeczywiście, które by płynęło na zasadach jawnych, transparentnych do obu społeczeństw na naszym pograniczu.
Miejmy nadzieję, że ktoś przysłucha się do tych głosów, bo nie są one odosobnione ze strony białoruskich środowisk opozycyjnych.