Radio Białystok | Gość | dr inż. Maciej Kłopotowski - z Politechniki Białostockiej
Burzyć czy remontować? Taki dylemat będziemy mieli niedługo z powodu starzenia się bloków z wielkiej płyty.
Szacuje się, że w blokach z wielkiej płyty jest około 4 milionów mieszkań. Co z nimi robić? O tym z dr. inż. Maciejem Kłopotowskim z Politechniki Białostockiej rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Burzyć czy remontować?
dr inż. Maciej Kłopotowski: Myślę, że jednoznacznej odpowiedzi dziś nie mamy. Ale chyba należy się odrobina wyjaśnienia, skąd mamy taką wielką płytę. Był to najtańszy sposób budowania, nad którym zaczęto pracować w okresie międzywojennym.
O dziwo w Holandii.
Tak. Pomysły te przywędrowały do nas z innego miejsca niż nam się wydaje. My wielką płytę utożsamiamy z PRL-em, z doświadczeniami budowlanymi z lat 70. i 80. Jest to związane z tym, że w krajach socjalistycznych budynków tych wybudowano bardzo dużo, a na naszym terenie szczególnie ze względu na odbudowę po II wojnie światowej.
Apogeum rozwoju wielkiej płyty to końcówka lat 60., później lata 70. To jest ten moment, kiedy Gierek zaproponował nam wybudowanie drugiej Polski. Trzeba było wybudować ją szybko, w bardzo spektakularny sposób.
I w miarę tanio.
Efekty tych działań mamy do dziś. Tyle takiej krótkiej historii. Jak wyglądało to w Europie? Dokładnie tak jak u nas, tyle tylko że wcześniej. W większości krajów systemów prefabrykacji było więcej niż u nas. Były one bardziej skomplikowane, ale były równie słabe technologicznie. We Francji takie budynki remontowano po raz pierwszy po mniej więcej 10 latach użytkowania. W Holandii, na terenie wszystkich krajów skandynawskich ten proces również podobnie przebiegał.
Na terenie dawnych Niemiec Wschodnich, gdzie sytuacja wyglądała podobnie jak u nas, po zjednoczeniu kraju postanowiono najpierw te budynki remontować, a w efekcie finalnym wyburzać. To był taki moment, kiedy Niemcy zaczęli się wyprowadzać ze wschodnich landów na teren Niemiec Zachodnich. Szacuje się, że w Niemczech Wschodnich w tej chwili stoi cały czas około miliona pustych mieszkań.
Co będzie z naszymi budynkami? Nie wiadomo.
Czy to budowla trwała? Czy trzeba ją kontrolować, co jakiś czas sprawdzać połączenia, itp.? Bo fakt, że coś zbudowano tanio i w miarę szybko, niekoniecznie musi oznaczać, że do końca źle.
Zbudowano to z bardzo trwałych materiałów budowlanych - z betonu, który został wprowadzony do budownictwa w starożytnym Rzymie i budynki betonowe wówczas wybudowane czy w oparciu o bardzo podobne materiały budowlane, trwają do dnia dzisiejszego.
Reżim produkcji w zakładach prefabrykatów był bardzo duży i prefabrykaty, które wyjeżdżały z fabryki, na pewno były wyrobami wysokiej jakości. Problemem były elementy związane z dociepleniem tych prefabrykatów. Głównie przed PRL-owskimi świętami.
A łączenia?
Mamy konstrukcję, połączenia i wszystkie elementy związane z dociepleniem. Jeżeli chodzi o konstrukcję, o beton, z którego budynki są wybudowane, on jest trwałym materiałem. Z nim się nic nie dzieje.
Jeżeli chodzi o połączenia, to technologie, które mamy w Polsce, są przeszczepione z technologii zapożyczonych z Europy. Tam budynki były skręcane na śruby. U nas, ponieważ polski robotnik nie był w stanie tego skręcić, nastąpiło uproszczenie technologii - były spawane. Musiały zostać zespawane, ponieważ inaczej by się rozłożyły jeszcze na etapie montowania.
Pomiędzy płytami są - najbardziej obrazowo mówiąc - dziury, pozostawione puste przestrzenie, które zalane z założenia miały być betonem wypełniającym to miejsce. Nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czym te dziury są do dziś zalane, dlatego że nie ma dostępu do tych miejsc. One są wewnątrz mieszkań i po to, żeby sprawdzić, trzeba wejść ludziom do mieszkania, rozpruć, pobrać próbki. Są metody zbadania jakości betonu, natomiast nie ma on de facto wpływu na trwałość konstrukcji.
Czyli jest to temat wywołany przez ubezpieczycieli?
Możliwe, że tak. Natomiast każda konstrukcja wymaga monitorowania. Bloki z wielkiej płyty były liczone na 50 lat, co wynikało z obowiązujących wówczas przepisów. Na tyle projektowane były budynki, więc nie jest to nic nadzwyczajnego. Wiadomo, że wszystkie budynki stoją dłużej niż to zakładano. Reżimy projektowania w Polsce zawsze zakładają przeszacowanie konstrukcji, w związku z tym uważam, że nie ma obaw o konstrukcję. Są obawy o inne elementy związane z tymi budynkami - chodzi np. o rzeczy związane z dociepleniem.
Mówiłem o PRL-owskich świętach, dlatego że przed nimi podkręcano produkcję. Najczęściej - żeby produkcja szła szybciej - zmieniano parametry w maszynach, gdzie powstawały prefabrykaty. One już z wytwórni wyjeżdżały bez styropianu, który był dociepleniem, w związku z tym dzisiaj mamy dziury w ścianach.
Docieplanie styropianem, wełną mineralną trochę poprawia sytuację. Trochę poprawia także wymiana okien. Ale tutaj pamiętać trzeba o tym, że do końca PRL-u w polskich normach istniał zapis mówiący o tym, że infiltracja świeżego powietrza, czyli nawiew świeżego powietrza do budynku, odbywa się przez nieszczelności stolarki okiennej i drzwiowej. Czyli ten wiatr, który nawiewał do nas, suszył mieszkania. Ponieważ mamy wilgoć, którą sami produkujemy, a nie mamy świeżego powietrza nawiewanego do mieszkania, mamy niedziałającą praktycznie wentylację grawitacyjną, ponieważ mamy podłączone okapy, pozasłaniane kratki wentylacyjne, powymieniane drzwi wewnętrzne do łazienek na bardziej szczelne, ta wentylacja nie działa. W związku z tym pojawia się grzyb, pleśń.
To jest większym problemem niż rozłożenie się konstrukcji?
Tak, ponieważ wpływa to na nasze zdrowie. Natomiast sam mieszkając w bloku z wielkiej płyty, nie czuję problemu rozłożenia konstrukcji, a czuję problem degradacji społecznej tych budynków i przestrzenie osiedlowej, ale to jest zupełnie inny temat. Mieszkania te relatywnie cały czas tanieją, dlatego że ludzie chcą się wyprowadzić do nowego, lepszego, ładniejszego, i tak dalej. W związku z tym wprowadzają się coraz mniej zamożne grupy społeczne.
Następuje sytuacja, która miała miejsce wszędzie na świecie. Pierwsze wysadzenie w powietrze bloków prefabrykowanych to jest rok 1972, gdzie w Stanach wyburzono budynki, ponieważ socjologowie doszli do wniosku, że patologie społeczne, które pojawiły się w dzielnicy, wynikają z architektury, są skutkiem urbanistyki.