Radio Białystok | Gość | dr Marcin Zaborowski - politolog z Uczelni Łazarskiego w Warszawie
Sondaże wskazują, że PiS będzie mógł rządzić samodzielnie w trzech województwach, a w ogóle w ośmiu wygra wybory do sejmiku. Czy partia rządząca będzie w stanie sformować koalicje?
W sondażach ogólnopolskich dotyczących wyborów do parlamentu Prawo i Sprawiedliwość ma bardzo wysokie poparcie. Natomiast w badaniach regionalnych sytuacja wygląda odmiennie.
Według sondażu IBRiS dla "Faktu" w ośmiu regionach według sondaży PiS wygrywa, w pozostałych - Koalicja Obywatelska. Nie oznacza to jednak, że w tych ośmiu województwach partia rządząca obejmie władzę. Dlaczego? O tym z politologiem z Uczelni Łazarskiego dr Marcinem Zaborowskim rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Według sondażu IBRiS w ośmiu sejmikach wygra PiS, natomiast w pozostałych już nie. To nie oznacza, że PiS będzie rządził w tych województwach, w których wygra.
dr Marcin Zaborowski: W czasie ostatnich wyborów samorządowych PiS również wygrał w wyborach do sejmiku w pięciu województwach. Udało mu się rządzić tylko w jednym, czyli w podkarpackim. W innych nie udało się PiS-owi sformułować koalicji. Teraz możemy mieć do czynienia z podobną sytuacją.
Jak rozumiemy, te badania wskazują na to, że PiS będzie mógł rządzić samodzielnie w trzech województwach - w podkarpackim, małopolskim i świętokrzyskim. W innych będzie musiał poszukać partnera koalicyjnego. A z tym jest raczej ciężko. Tym bardziej że Kukiz, taki naturalny koalicjant PiS-u, nie przekroczy 5 proc., oczywiście jeżeli te badania się potwierdzą.
Także PiS musiałby zachęcić albo Polskie Stronnictwo Ludowe, albo SLD, albo nawet Koalicję Obywatelską do formowania koalicji w tych województwach, w których wygrywa a nie ma większości.
Ze zdolnością koalicyjną jest różnie.
Przynajmniej na poziomie krajowym. Aczkolwiek na poziomie samorządowym jest bardzo różnie pod tym względem. Ale na poziomie krajowym naturalnym koalicjantem dla PiS-u jest Kukiz.
Natomiast jeżeli możemy się kierować tym, co się zdarzyło w przeszłości, PiS-owi nie udało się po ostatnim wyborach samorządowych zawrzeć koalicji w tych województwach, w których wygrał, i doszło do sformułowania koalicji między PSL-em i Platformą, czasami PSL-em, PO i SLD. Ta sytuacja może się powtórzyć.
Tym bardziej, że te badania pokazują, że Koalicja Obywatelska ma dobry wynik, niedużo mniejszy niż PiS. A w ogóle fantastyczny wynik ma Polskie Stronnictwo Ludowe - około 14 proc. Tak też było w czasie ostatnich wyborów - na poziomie lokalnym PSL jest bardzo silną partią, ma bardzo silne struktury regionalne i po prostu jest silna w terenie.
Dotychczasowa gra PiS-u, żeby osłabić PSL w środowiskach wiejskich, małomiasteczkowych, nie przyniosła oczekiwanego skutku.
Jeżeli te badania się potwierdzą, to nie wygląda na to. Na poziomie krajowym przynosi taki skutek, bo tutaj z kolei najnowsze badania, jeżeli chodzi o Sejm i Senat, wskazują na rosnącą przewagę PiS-u, ale w terenie jest to zupełnie coś innego. Nie wiem, czy ludzie zdają sobie z tego sprawę, ale to jest najbardziej liczebna polska partia. Te powiązania, często natury rodzinnej, dadzą PSL-owi większą siłę niż na poziomie krajowym. To jest coś, czego się nie da w ciągu jednej kadencji odwrócić.
Tutaj faktycznie wiele na to wskazuje, że PiS-owi nie udało się osiągnąć tego celu w terenie i że PSL pozostaje nadal bardzo silną partią. I do tego partią, która jest coraz bliżej Koalicji Obywatelskiej.
W Mazowieckiem trzeba by było się domówić z PSL-em, natomiast Lubelskie, Podlaskie, Łódzkie to ewentualnie SLD. Chociaż to będzie bardzo trudne, bo szef SLD na Podlasiu powiedział: "ze wszystkimi tylko nie z PiS-em".
Jeżeli taka jest dynamika regionalna, to nic z tego nie będzie. To znaczy, że nie będzie mieć większości, nie będzie mógł przejąć sejmiku. Ale może tutaj dochodzić do bardzo różnych koalicji. I one bardzo często nie muszę się kierować kluczem partyjno - ideologicznym. W terenie to jednak działa trochę inaczej.
Czy może zagrać układ, że mamy silny rząd, który trochę centralizuje, steruje różnorodnymi funduszami, środkami budżetowymi, w związku z tym może będzie łatwiej przekonać jakiegoś koalicjanta - współpracujcie z nami, to my tutaj więcej zainwestujemy...
Kto wie. PiS robi tego rodzaju aluzje. Twierdzi, że te regiony, które zagłosują na niego, będą mieć łatwiejszy dostęp do funduszy i państwowych, i europejskich. I że generalnie głosowanie na PiS powinno się tym regionom opłacać. To jest takie mrugnięcie okiem i stwierdzenie: "słuchajcie, chcecie wybudować tutaj jakąś drogę, jakiś most, nową fontannę, cokolwiek, to się z wami dogadamy".
Czy to może skłaniać do zawarcia koalicji, takiej regionalnej?
To nie skłoni ludzi do głosowania. Na pewno nie. Ale jeżeli chodzi o proces formułowania koalicji, to kto wie. Taki proces, nazwijmy to brzydko - przekupywania różnych opcji politycznych - ma miejsce wszędzie.
W Stanach Zjednoczonych to też się dzieje. Jeżeli prezydent chce uzyskać wsparcie jakiegoś kongresmena, to zostaje on zaproszony do Białego Domu, jest potraktowany w gabinecie owalnym. I tutaj mu się mówi wprost: "chcesz jakiegoś mostu, chcesz fundusze na szkołę, ludzie cię polubią, ludzie będą wiedzieć, że jesteś tym dobrym gospodarzem, bo masz rezultaty. To ja ci w tym pomogę". I takie rzeczy się dzieją świecie demokratycznym. To jest polityka niestety. Nie jest to piękne oblicze polityki, ale to się dzieje.
Czy tu to też może zagrać? Na razie na szczeblu centralnym PSL nie chce się pogodzić z PiS-em, ale jeśli będzie chodziło o ważne inwestycje, o przeobrażenie regionów, to taka zagrywka kartą rządową, budżetową może przynieść rezultaty.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że taka karta będzie użyta. Nie jest to piękne i miłe, ale tak się dzieje na całym świecie. W Polsce też tak się będzie działo. A PiS już w tym momencie w ten sposób zaczyna mrugać do wyborców.
Jest też ciekawy przykład Warszawy, gdzie jest jednak swego rodzaju koalicja pomiędzy elementami PiS-u i SLD właśnie, gdzie potencjalnym wiceprezydentem i rzecznikiem kampanii Patryka Jakiego jest burmistrz Ursynowa Piotr Guział, czyli działacz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Chemia personalna między tymi osobami jest lepsza niż to miało miejsce pomiędzy panem Guziałem a osobami z opozycji.
To nie jest tak, że na poziomie regionalnym ludzie zawsze słuchają krajowych władz.
Zatem wybory do sejmików nie są tak proste, jakby się z pozoru wydawało. Ci, którzy wygrywają, nie rządzą.
Każda polityka jest lokalna - jak to mówił Bill Clinton. Te osoby, które są decydentami na tym poziomie, będą brały pod uwagę różnego rodzaju umowy, porozumienia, które mogą osiągnąć, które pozwolą im zdobywać rezultaty. Nie wiem, czy to nie będzie tak, że partie na swoim poziomie regionalnym nie będą się zawsze kierować rekomendacjami z centrali.
Biorąc pod uwagę to, że nie wszędzie uda się przejąć władzę, czy to nie będzie kolejna frustracja dla polityków partii rządzącej?
Na pewno będzie. Tym bardziej, że oczekiwania są strasznie rozbuchane. Nie do końca też jest zrozumienie tego, jakimi prawami się kieruje polityka regionalna. Skoro wszystkim się wydaje, że PiS tak świetnie sobie radzi w badaniach opinii publicznej jako partia parlamentarna, jako partia rządowa faktycznie ma bardzo dobre notowania, i nawet rosnące, to może to być swego rodzaju szokiem, gdy nagle się okaże, że PSL, który w badaniach popularność na poziomie krajowym walczy o to, żeby mieć 5 proc, nagle dostaje 13-14 proc.
To jest pochodną tego, że na poziomie regionalnym, wiejskim, na poziomie pozamiejskim głosowanie kieruje się innymi prawami - takim, gdzie układy rodzinne, towarzyskie są istotne, gdzie też jest istotne to, że ta partia zwyczajnie funkcjonuje w terenie od bardzo dawna. PSL jest przecież sukcesorem tak naprawdę Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, czyli partii, która jeszcze była koalicjantem PZPR-u. Jest to partia która ma twarde korzenie, jest w terenie, ma swoje budynki, swoich ludzi. PiS dopiero od jakichś 15 lat coś takiego stara się zbudować. Nie zawsze im to wychodzi na poziomie wiejskim.