Radio Białystok | Gość | Paweł Lisicki - redaktor naczelny tygodnika "Do rzeczy"
"To są wyniki remisowe, czyli każdy może interpretować po swojemu, każdy może ogłaszać zwycięstwo i każdy może ogłaszać porażkę drugiej strony" - mówi red. Lisicki.
Wszyscy czekamy na oficjalne wyniki wyborów samorządowych, to bowiem pozwoli ocenić rozmiary zwycięstw lub porażek poszczególnych kandydatów lub komitetów wyborczych. O niedzielnym głosowaniu z redaktorem naczelnym tygodnika "Do rzeczy" Pawłem Lisickim rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Oczywiście dominujący temat to wybory samorządowe. Jak by pan skomentował wyniki?
Paweł Lisicki: Powiedziałbym, że to są wyniki remisowe, ponieważ w zależności oczywiście od tego z kim byśmy teraz rozmawiali, to uzyskamy taką odpowiedź - jedni będą mówili, że to jest zwycięstwo opozycji, inni będą mówili, że to jest przegrana PiS-u, a jeszcze inni będą mówili dokładnie odwrotnie, że to jest wielkie zwycięstwo piS-u i przegrana opozycji. Wszystko oczywiście zależy od tego, jaką miarę przyjmiemy.
To jaką miarę przyjąć?
Może najpierw trochę takiego drobnego teoretyzowania. Możemy powiedzieć tak, że jeśli miarą są oczekiwania, to możemy powiedzieć o jednak, może nie porażce, ale z pewnością nie można mówić o sukcesie rządzących. Oczekiwania, zakładam, że można to było czytać między wierszami, w różnych komentarzach, że PiS spodziewał się lepszego wyniku, bliżej 40 proc., więc jeśli to przyjąć za miarę, to z pewnością o sukcesie mowy być nie może.
Ale możemy też wziąć inną miarę - popatrzeć na dotychczasowe wyniki PiS-u w wyborach samorządowych i tutaj rzeczywiście mamy do czynienia z najlepszym wynikiem od lat. Możemy też przyjąć inną miarę - pokazać czy wskazać na to, że w czasie, kiedy rządziła Platforma znacząco niższe miała wyniki w wyborach samorządowych niż wyniki ogólnopolskie. Jeśliby taką miarę do tego przyjąć, to można powiedzieć, że 33% PiS-u w wyborach samorządowych mogą się przełożyć w przyszłości na 40% w wyborach do Sejmu, taka mniej więcej była ta różnica w przypadku Platformy.
Można też powiedzieć inaczej, że jeśli popatrzymy na wyniki Koalicji Obywatelskiej, czyli zjednoczonej opozycji, to wciąż jej wyniki obecne są niższe niż te, które osiągnęła sama Platforma 4 lata temu i znowu - nie widać tego efektu, który miałby się wziąć z połączenia sił Platformy i Nowoczesnej.
Dlatego mówię o takim remisowym wyniku, czyli każdy może interpretować po swojemu, każdy może ogłaszać zwycięstwo i każdy może ogłaszać porażkę drugiej strony.
Samorządy to nigdy nie była domena PiS-u, to znaczy - jeśli my patrzymy na wyniki do parlamentu, do Parlamentu Europejskiego i wybory samorządowe, to wybory samorządowe były z punktu widzenia PiS-u zawsze najtrudniejsze i tam wypadał najsłabiej, więc nie wiem czy można mówić o szklanym suficie, na pewno można mówić, że nie udało się znaleźć sposobu dotarcia do mieszkańców wielkich miast.
Ale prawdę powiedziawszy nie podejrzewałem, że się to uda, bo tutaj trzeba by było naprawdę tylko wszystkie siły w tą stronę skierować i mieć naprawdę też bardzo mocnych kandydatów. Prawda jest taka, czy Patryk Jaki to był mocny kandydat w Warszawie? No średnio mocny kandydat w Warszawie i przecież wiceminister sprawiedliwości przed kampanią to nie był polityk z pierwszej ligi.
Kacper Płażyński - powiedzmy sobie szczerze, główną jego zaletą jest nazwisko. Tak naprawdę takim pierwszoligowym, choć też właściwie wkraczającym do pierwszej ligi politykiem PiS-u to jest Małgorzata Wassermann, która zmierzy się z Jackiem Majchrowskim w drugiej turze, ale bardzo trudny konkurent, ze wszystkich badań wynika, że urzędujący prezydent miasta ma około 20-30% większe szanse na zwycięstwo. Gdyby to było tak, że Jacek Majchrowski nie wystartuje, a zamiast niego pojawił się inny kandydat, to Małgorzata Wassermann mogłaby wygrać, a tak to trudno wyobrazić sobie, że wygra z Jackiem Majchrowskim w drugiej turze w Krakowie.
Stąd myśląc o realnej władzy trzeba mieć jakieś zdolności koalicyjne. Czy uda się przez rok, do wyborów parlamentarnych jesienią przyszłego roku, te zdolności koalicyjne Prawu i Sprawiedliwości zbudować?
Tak, tylko coś zakładamy, że jednym z najważniejszych rozgrywających będzie PSL w przyszłym sejmie.
Przypomnę, że bardzo dobre, naciągane być może, wynikające z różnych dziwnych cudów nad urną, wyniki PSL-u w 2014 roku nie przełożyły się na dobry wynik do sejmu. Jednak wyborca głosujący do sejmików jest inny w Polsce, kieruje się innymi motywami niż ten, który głosuje do sejmu, czyli niezależnie od tego czy ostatecznie PSL dostanie 13% głosów, 15 czy 12, bo myślę, że taki będzie ostateczny rezultat, nie wierzę, żeby ten wynik udało się PSL-owi utrzymać w wyborach do sejmu.
Zresztą ta pozycja PSL-u też wynika, moim zdaniem, z błędów popełnionych akurat przez PiS i za późno się PiS zaczął z tych błędów wycofywać.
Pierwszy błąd to ustawa o obrocie ziemią tak mocno uderzająca w dużą grupę rolników, która uznała, że to jest forma bardzo daleko idącego ograniczenia ich swobody dysponowania własnością, a drugi błąd to ta ustawa, z której się PiS ostatecznie wycofał, dotycząca właścicieli farm futerkowych, bardzo mocno uderzająca w istotną grupę, łącznie pewnie kilkuset tysięcy ludzi, którzy właśnie czerpali swoje dochody, pieniądze z pracy, nie na roli oczywiście, ale w biznesie, który bardzo mocno jest powiązany z działalnością taką farmerską - tak można by to było określić.
I PiS się z tego na szczęście wycofał, ale straty wizerunkowe już zostały poniesione. To znaczy - zupełnie ta cała kampania "antyfuterkowa" w cudzysłowie była niepotrzebna, towarzyszyła temu ustawa, która na przykład określała jaką długość ma mieć łańcuch dla psa albo jak ma wyglądać buda, no z punktu widzenia elektoratu wiejskiego, to było coś niebywałego i tutaj PiS zupełnie niepotrzebnie w tę stronę poszedł i na tym, moim zdaniem, stracił.
Wydaje mi się, że to nie będą istotne elementy w wyborach do sejmu. Tymi potencjalnymi koalicjantami może być raczej ruch Kukiza, oczywiście pytanie na ile ten ruch Kukiza przetrwa.
Także czekamy na kolejne wybory, bo mamy za sobą pierwszy rzut tego wielkiego maratonu wyborczego, który nas czeka.
To jest pierwszy rzut i mówiąc takim językiem już bitewnym, bo teraz wszyscy mówią o bitwach, to jest taka bitwa, moim zdaniem, nierozstrzygnięta. Każdy może spokojnie ogłaszać zwycięstwo, nie ma miary, która by to pozwoliła zbadać, jest to wstęp do batalii głównej, która to będzie miała miejsce w przyszłym roku jesienią.