„Poruszaj się bez dźwięku. Kradnij i nie zostawiaj śladów”,
słyszała od kiedy skończyła pięć lat. I jeszcze:
„Nie ma żadnego «j a». Jest tylko «m y»”.
Przyszła na świat w Głuchej Jamie, która od zarania była domem Feiran. Dziś już tylko nieliczni członkowie jej klanu umieli rozmawiać z roślinami oraz zwierzętami i wykorzystywać magiczne moce przyrody. Willa potrafiła to dzięki naukom babki, leśnej czarownicy.
Była jednym z jutów, małoletnich złodziei. Pod osłoną nocy okradała legowiska białych osadników zwanych światłolubami, żeby zapewnić byt reszcie klanu. Powinna ich nienawidzić! Brutalnie wtargnęli w jej świat. Uzbrojeni w piły i w bum-pałki uśmiercali drzewa i leśnych ludzi, podobno także rodziców Willi oraz jej siostrę bliźniaczkę. Dziewczynka słabo to pamiętała, ale nie mogła zapomnieć pełnego czułości wyrazu twarzy światłoluba, kiedy odkrył, że postrzelony przez niego złodziej, to jeszcze dziecko…
Czy osadnicy rzeczywiście są źli do szpiku kości i niewyobrażalnie bogaci? Czy powinna ich okradać? I dlaczego w zapomnianych, trawionych zgnilizną rejonach Głuchej Jamy padaran więzi ich dzieci?
Te pytania nie dają Willi spokoju…
Poruszająca, pełna pierwotnej magii i szacunku dla przyrody baśń o dojrzewaniu i zmianie, trudnym wyborze między dobrem i złem. Piękna i mądra opowieść o odkrywaniu własnego „ja”.
Robert Beatty – autor bestsellerowej serii o Serafinie, odważnej i niezwykłej nastolatce, która żyje potajemnie w piwnicach wielkiej posiadłości Biltmore, w Polsce wydanej nakładem Wydawnictwa Mamania. W wywiadach przyznaje, że silne dziewczęce bohaterki – zarówno Serafinę, jak i Willę – stworzył z myślą o swoich trzech córkach, które wychowuje wraz z żoną w Asheville, w sąsiedztwie Blue Ridge Mountains w Karolinie Północnej. Zanim został pełnoetatowym pisarzem, był jednym z pierwszych specjalistów zajmujących się tematem chmury obliczeniowej. Jest założycielem CEO Plex Systems, współzałożycielem firmy Beatty Robotics, zasiada w zarządzie internetowego Narrative Magazine. W 2007 zdobył tytuł Przedsiębiorcy Roku.
Oto fragment:
(...)"Willa skradała się przez ciemny las, podążając za niewyraźną wonią dymu z komina, wyczuwalną w nocnym powietrzu. Pasma srebrzystych chmur, które przesuwały się nieśpiesznie po tarczy księżyca, pomagały maskować jej ruchy, gdy niemal bezgłośnie stąpała nagimi stopami po mokrych, zimnych liściach. Przez całą noc schodziła ostrożnie ze zbocza góry w dolinę zamieszkaną przez osadników, a kiedy w końcu dotarła do kamienistego brzegu rzeki, poczuła, że znajduje się już niedaleko swojego celu.
Nie wiedziała, w jakim humorze jest tu nurt, wolała więc unikać jego czarnych i groźnych prądów, wspinając się po starych, sękatych drzewach i prosząc je o pomoc. Wyciągały nad wodę gałęzie, aby utrzymać jej ciężar, i szeleściły na wietrze w starym języku, jakby martwiły się, dokąd zmierza. Tunika z zielonej trzciny napinała się na jej ciele, gdy wchodziła coraz wyżej i wyżej, a drzewa zapewniały jej oparcie — splatały się z jej rękami i ramionami, z nogami i stopami tak troskliwie, jak gdyby pomagały własnej wnuczce, sadzonce, która niedawno odrosła od ziemi. Kawałek po kawałku Willa przeszła ponad zamgloną czeluścią rwącej rzeki i zsunęła się po pniu na drugi brzeg.
— Dziękuję — wyszeptała do drzew i położyła dłoń na korze jednego z nich.
Mijając nieruchomą sadzawkę, lśniącą w blasku gwiazd między rzecznymi kamieniami, dostrzegła przelotnie swoje odbicie — dwunastoletniej, chudej jak szczapa leśnej dziewczyny o długich czarnych włosach, okrągłej twarzy poznaczonej smugami i plamami i o szmaragdowych oczach. W odróżnieniu od większości pozostałych członków klanu, którzy uwielbiali migotliwe skarby swoich wrogów, a nawet nosili ich martwe ubrania, Willa nie miała na sobie kawałka tkaniny czy najskromniejszej biżuterii, której błysk mógłby ją zdradzić w ciemnościach. Zawsze gdy zapuszczała się w las, jej skóra, włosy i oczy upodabniały się barwą i deseniem do otaczających ją liści. Wystarczyło, by na moment przystanęła przy drzewie, a już stapiała się z jego pniem, równie brązowa i chropowata. Teraz zaś, kiedy popatrzyła w sadzawkę, ujrzała swoją twarz tuż przed tym, jak ta przybrała kolory wody i nieba. Jej granatowe policzki upstrzyły piegi gwiazd.
Podążyła dalej w stronę tego, po co tutaj przyszła, pochylając się nisko w górskich wawrzynach. Serce biło jej cicho i nieśpiesznie, kiedy zbliżała się do legowiska osadników.
Pochodziła z klanu leśnych ludzi, których Cherokee nazywali starymi i o których uwielbiali opowiadać historie po zachodzie słońca, przy ogniskach. Z kolei białoskórzy osadnicy określali ich mianem nocnych złodziei, a czasami nocnych duchów, mimo że Willa składała się wyłącznie z krwi i kości, jak jeleń, lis czy każda inna istota zamieszkująca las. Najrzadziej słyszała prawdziwą nazwę swojego ludu. W starym języku — a więc tym, którym obecnie posługiwała się wyłącznie w rozmowach z babką, matką jej matki — brzmiała ona: Feiranie.
Willa stanęła na skraju lasu, jej skóra upodobniła się do otaczającej zieleni. Oplotły ją liściaste pnącza, tak że stała się niemal niewidzialna.
Zewsząd dolatywały wyłącznie ciche odgłosy nocy, błogie bzyczenie owadów i kumkanie żab. Mimo to Willa czujnie wypatrywała psów o paciorkowatych oczach, ukrytych wartowników i innych niebezpieczeństw.
Spoglądała w kierunku legowiska osadników, zbudowanego z fragmentów zamordowanego lasu, poprzybijanych do siebie żelaznymi gwoździami. Pocięte truchła drzew tworzyły razem długie płaskie ściany, które układały się w kanciastą konstrukcję niepodobną do niczego, co rosło w lesie.
Po prostu bierz, po co tutaj przyszłaś, napomniała samą siebie Willa.(...)"
Robert Beatty • Willa, dziewczyna z lasu • przeł. Łukasz Małecki
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska