Ta książka nie jest debiutem Joanny Jędrzejczyk jako autorki książki, ale podsumowanie niełatwego, pełnego wyzwań i zmian okresu w życiu. Jak się jednak okazuje, okresu szczęśliwego, bo ze szczęśliwym finałem. Zdjęcie do okładki jej nowej książki wykonał mistrz fotografii czarno-białej Szymon Brodziak.
Pracowita, zdyscyplinowana, zdeterminowana, skupiona na celu. Jedyna polska mistrzyni UFC (Ultimate Fighting Championship). O swoim stosunku do sportu, a w ostatecznym podsumowaniu – także do życia mówi:
Jeszcze bardziej, jeszcze mocniej. Na najwyższym poziomie trzeba chyba mieć takie zboczenie. Ja od zawsze chciałam być we wszystkim najlepsza – czy to walka, czy gra ze szwagrem w chińczyka. Nie potrafię wyluzować, nawet jeśli nie mam do czegoś predyspozycji. Nie, muszę je rozwinąć i konkurować na równi. Mocno walczę. Góra–dół, dół–góra. Kopnięcia, ciosy, łączone kombinacje. Chciałam pokazać światu kompletną wersję JJ.
Za każdym razem zaskakuje mnie, że głowa jest w stanie wszystko to udźwignąć. Jest mega total zmęczenie, wewnętrzny głos mówi, że czas już odpuścić. Ale jednak się nie łamiesz. Robisz jeszcze, jeszcze.
Poza ewidentnym talentem każdy profesjonalista (i nie dotyczy to jedynie sportu) musi być pracowity. Joanna taka jest. Wie, czego chce, wysoko stawia poprzeczkę sobie i współpracownikom. I nie rezygnuje z celów, które sobie postawiła. Nie idzie na skróty.
Ale jak to bywa: możemy wiele sobie życzyć, w ogólnym podsumowaniu jednak okazuje się, że mamy wpływ tylko na część spraw w swoim życiu. Są sprawy, które dzieją się niejako poza nami. A życie Joanny w ostatnich latach nie płynęło jak po maśle. Wydając poprzednią książkę była mistrzynią i niepokonaną zawodniczką MMA, wzorem i inspiracją dla milionów ludzi. Potem przyszły przegrane – w życiu zawodowym i osobistym. Utrata tytułu, śmierć przyjaciółki, zdrada, nieuczciwość. Jędrzejczyk mówi o tym otwarcie, ponieważ wie, że życie nie jest nieustannym pasmem zwycięstw. Kiedy dopuści się do siebie myśl, że kiedyś ten moment nastąpi, jest łatwiej. Niekiedy potrzebne są nam zmiany. Nawet najbardziej bolesne doświadczenia mogą być odskocznią do czegoś nowego. Czasem przegrywamy bitwę, żeby wygrać wojnę.
Był taki moment w życiu Joanny, gdy zastopowała, podsumowała pewien etap swojego życia, a remanent nie był łatwy. Ani w sferze kariery, ani w życiu prywatnym.
Joanna opisuje to tak:
Nie wiem, co było gorsze – świadomość, że mój związek się wypala, czy zmierzenie się z życiową porażką. Dlaczego z porażką? Dlaczego tak to traktowałam?
Kiedy wszystko się układa, nie myślimy o złych rzeczach. Jak najfajniejsi to my, jak dobrobyt to my, uśmiech to my. Tragedia? To na pewno nas nie dotknie. Czułam, że coś się skończyło, i czułam się z tym okropnie. Po tylu latach razem człowiek nie wyobraża sobie życia bez tej drugiej osoby. Ja nie wyobrażałam sobie życia bez Przemka, tak samo jak bez pasa nie wyobrażałam sobie bycia dalej sportowcem.
A tu trzeba było go bronić.
Podczas przygotowań do walki z Rose Namajunas byłam już inna. Byłam smutna, wyłączona. Teraz to wiem. Ale wtedy? Przecież ja jestem JJ. Zawsze brałam wszystko na klatę i szłam.
Jak wymagające jest bycie reprezentantką sztuk walki? Nie mając do czynienia z zawodowym uprawianiem takiej dyscypliny nie mamy pojęcia, z jakimi emocjami może się to wiązać. Joanna pokazuje nam ten kawałek swojego świata.
Prywatnie jestem zupełnym przeciwieństwem siebie z oktagonu. Uważam wręcz, że siłą niczego nie rozwiążemy. „Mistrzyni, dałbym ci radę”. „No, pewnie byś dał. Jesteś większy, jesteś facetem”. Sama raczej nie próbowałam niczego udowadniać siłą fizyczną. Jeśli miałam jakieś incydenty, kiedy musiałam jej użyć, to do dzisiaj bardzo się tego wstydzę. Przede wszystkim jako kobieta, że do takich sytuacji w ogóle doszło, że zostałam przed nimi postawiona. To dla mnie takie dyskredytujące…
Lubię gadać z ludźmi, brać dobrą energię, dawać ją. W domu nigdy nie starałam się totalnie dominować. Tam jestem innym człowiekiem. Ogarnąć chatę, zadbać o dobre relacje, pod wieloma względami. Zwykle cicha, spokojna. Chciałam i musiałam mieć taką przeciwwagę.
Lubię rywalizację, sport niczego mi nie zabrał. Nie chcę jednak, aby ludzie kojarzyli mnie tylko z oktagonem i z agresją. Jak tam idę, to wiem, że mam potargane kudły, że po walce
będę wyglądać tak, a nie inaczej. Ale po wszystkim… „O, i ryczałaś po walce”. To są takie emocje… Pas, obrona, polska flaga. Moment, na który najbardziej czekasz. Wy nie wiecie w ogóle, co to znaczy przygotowywać się dwa, trzy miesiące do walki, jakie to są ogromne emocje. Tak, ryczałam. Bo w jednej chwili puszczało mnie wszystko. To wtedy pokazuję swoją wrażliwość, kruchość. „Still forever and ever, baby!”.
Czarno na białym to opowieść o tym, że aby uszczęśliwić innych, musimy sami być szczęśliwi. Że stając się lepszymi ludźmi, możemy osiągnąć dużo większy sukces w wielu dziedzinach. Ta historia uczy, jak korzystać z tego, na co tak ciężko się pracowało. „JJ” dojrzała, by cieszyć się życiem, co nie przeszkodziło jej w stoczeniu prawdopodobnie najlepszej walki w historii kobiecego MMA. Walki, która na zawsze zmieniła definicję słowa „przegrana”. Dopóki walczy, jest wojowniczką.
Joanna już niczego nie musi udowadniać. Nawet sobie.
Za ostateczny kształt książki odpowiedzialny jest dziennikarz, autor biografii sportowców, Hubert Kęska. Odbył z Joanną Jędrzejczyk wiele długich rozmów.
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska