Radio Białystok | Felieton | Felieton. Jak Janusz i Grażyna siatkarzom kibicowali
Grażyna i Janusz wybrali się do Turynu na mecze polskiej reprezentacji siatkarskiej. Wyposażyli się w koszulki z napisami "konstytucja" oraz "Lech Wałęsa - 100 lat".
Wyraźnie było to widać w telewizji. Zresztą, nie tylko to. Z uporem godnym lepszej sprawy jakaś tajemnicza ręka pakowała w kadr kartkę z napisem "Konstytucja". Pokazywała się niemal za każdym razem, gdy realizator transmisji robił zbliżenie na głównego sędziego.
Skąd wiem, że to Grażyna z Januszem byli? Bo bywałem na meczach naszej siatkarskiej reprezentacji. A tam co druga to Grażyna, i co drugi, to Janusz. W pewnym momencie siatkówka stała się w tych kręgach modna, tak jak robienie zakupów w galeriach handlowych czy wyjazdy do ciepłych krajów głównie po to, by relację zamieścić na społecznościowym portalu. Dla Grażyny i Janusza istotą meczu nie jest to, co dzieje się na boisku, lecz na trybunach. Wszyscy klaszczą, wszyscy w lewo, wszyscy w prawo, rączkach w górę, rączka w dół, siadamy, wstajemy, meksykańska fala, itd.
Pamiętam taki mecz sprzed czterech lat na inaugurację mistrzostw świata, które odbywały się w Polsce. Graliśmy z Serbami na Stadionie Narodowym. Przede mną Janusz z Grażyną. Grażyna dochodzi do wniosku, że na tym narodowym za dobrze nie widać, więc koncentruje się na penetrowaniu portalu społecznościowego w swoim telefonie. Czujności jednak nie traci i reaguje na każdą zachętę spikera do takiej lub innej aktywności.
Janusz łączy się natomiast z drugim Januszem z tego samego miasta, który, jak się okazuje, siedzi po drugiej stronie stadionu. Oczywiście razem ze swoją Grażyną, grażyniątkami i januszkami. I tak sobie o różnych rzeczach rozmawiają. A właściwie wrzeszczą, bo cicho na trybunach nie jest.
A w sporcie — droga Grażyno, drogi Januszu — jak w życiu: naprawdę liczy się to, co dzieje się na boisku, a nie na trybunach.