Radio Białystok | Felieton | Zakazy i ostrzeżenia - felieton Adama Dąbrowskiego
Najczęściej spotykanymi chyba na co dzień piktogramami są znaki drogowe. Doświadczeni kierowcy nawet nie zastanawiają się co przedstawiają czy oznaczają, tylko jadąc "czytają je”, bezrefleksyjnie dostosowując się do ich przesłania. Ale Adama Dąbrowskiego skłoniły do refleksji.
Ale nie znaki drogowe, z którymi się przecież nie dyskutuje. A właściwie: nie tylko znaki drogowe.
To, co mnie do tego tematu (przepraszam za górnolotne określenie) natchnęło, to okazjonalna wizyta na jednym z parkingów przy jednej z tras szybkiego ruchu. To, że to była trasa do Trójmiasta nie jest ważne, tak jak i to, że parking był przy stacji paliw sieci… O nie, to już by była kryptoreklama. Bo ważny w tej historii jest tylko plac zabaw należący do tego parkingowego kompleksu, a właściwie tablica informacyjna przy nim.
Na tablicy znajdowało się, bez przesady, ale chyba ponad dwadzieścia kółek – piktogramów, co na tym wygrodzonym terenie robić można, a czego nie można. Zapewne dlatego w formie obrazków, żeby zrozumieli i mali użytkownicy, i ich niekoniecznie biegle czytający rodzice, i obcokrajowcy. Z czarno-białych znaczków wynikało zaś, że tego, czego nie można jest kilka razy więcej niż to, co można. Aż żałuję po fakcie, że nie wynotowałem wszystkiego, co było zakazane. Ale to może dlatego, że nie miałem ani czasu, ani okazji skorzystać z tych atrakcji.
W każdym razie przypomniałem sobie tę liczbę przekreślonych na czerwono kółeczek, kiedy już wróciłem do rodzinnego miasta i odwiedziłem okolice łomżyńskiej targowicy. Przy wjeździe na parking, na którym umiejscowiono – na czas budowy centrum przesiadkowego – dworzec autobusowy, pojawił się nowy znak. Oczywiście, że zakazu. Konkretnie znak B-1, czyli zakaz ruchu. Ale żeby nie było, że cały obszerny parking stałby pusty, pod znakiem dowieszono tabliczki wymieniające tych, których nie obowiązuje. Zakaz ruchu nie dotyczy więc: autobusów, uprawnionych przewoźników, policji, taksówkarzy, dojazdu do posesji, straży miejskiej, służb komunalnych, mieszkańców sąsiedztwa i dostawców w godzinach nocnych i porannych. Uf… Może łatwiej byłoby napisać kogo tak naprawdę dotyczy, ale takiej praktyki chyba nie ma, bo to byłaby… dyskryminacja?
Sądząc zaś z frekwencji pojazdów na części placu objętej tym zakazem, to strasznie dużo mamy w Łomży tych: służb, mieszkańców sąsiednich posesji i przewoźników. Szczególnie w dni targowe. Zresztą jak sprawdzić czy auta, między którymi czasem muszą lawirować rejsowe autobusy, żeby dostać się na prowizoryczne stanowisko, należą do uprawnionych, czy do nieuprawnionych?
I kto ma się tym zająć? Znak prawdopodobnie stanął, bo ktoś się poskarżył na tłok i zatory, więc trzeba było jakoś zareagować, żeby dłużej nie zawracali głowy. Z ciekawości więc już tylko zajrzałem jeszcze do wykazu podstawowych znaków drogowych. Okazuje się, że (razem z mutacjami) takich typu A jest 34; B o dziesięć więcej, a B i C razem to już 63 znaki.
A to oznacza, że kierowca na drodze napotyka prawie dwa razy więcej przypadków nakazów i zakazów niż ostrzeżeń.
Ale czy to dotyczy tylko kierowców?