Radio Białystok | Felieton | #Bazarek na polskim Twitterze - felieton Andrzeja Ryczkowskiego
Kupić, sprzedać, potargować… Ceny na internetowym, politycznym ryneczku śledził przez całą niedzielę Andrzej Ryczkowski.
Pomimo niedzielnego zakazu handlu internetowy #bazarek na polskim Twitterze notował wyjątkowo dużo transakcji. Czym handlowano? Pistacjami, koperkiem, lewarkami, ciągnikami i flagami narodowymi. Nawet osoba, która kompletnie nie interesuje się polityką, zaczyna coś podejrzewać. PiS-tacje, KO-perek, LEW-arki… Tak, to bardzo czytelne przydomki sił politycznych, które startowały w wyborach parlamentarnych. A internetowy #bazarek, to nic innego, jak giełda, na której można śledzić mniej lub bardziej wiarygodne wyniki poszczególnych partii. Czy nie można w takim razie normalnie, bez aluzji? Nie można, bo mamy w przepisach ciszę wyborczą, a jej złamanie może kosztować nawet milion.
Do popołudnia, mniej więcej do 16:30, „ceny” na tym bazarku, to przede wszystkim wróżenie z fusów. To właśnie o tej porze do podmiotów zamawiających badania sondażowe trafiają pierwsze dane exit poll, czyli wyniki z ankiet zbieranych po wyjściu wyborców z lokali. Później zaczyna się już robić dużo poważniej. Dlaczego?
Na Twitterze funkcjonują osoby, które mają szerszy dostęp do danych, niż przeciętny #Kowalski. Mniej lub bardziej chętnie dzielą się swoją wiedzą puszczając oko do internautów. Czy jednak to tylko zabawa?
Załóżmy na chwilę, że 10 proc. wyborców w Polsce wstrzymuje się do 16:30 z oddaniem swojego głosu. To około 3 milionów osób. Załóżmy dalej, że wchodzą na Twittera, sprawdzają „ceny” na #bazarku i dopiero wtedy idą do urn. Do zakończenia głosowania są jeszcze ponad 4 godziny! Załóżmy też, że ci wyborcy kierują się podczas głosowania znanym „efektem słabszego”, czyli wspierają partię, która ma najniższą cenę na #bazarku. Jak wyglądałby ostateczny wynik? Konfederacja byłaby trzecią siłą w Sejmie, a nie balansowała na granicy progu wyborczego.
Albo załóżmy, że tych 10 proc. ulega innemu efektowi, „efektowi wozu z orkiestrą” i oddaje głos na sondażowego lidera. Co wtedy? Prawo i Sprawiedliwość ma konstytucyjną większość.
Być może więc wieczorny „efekt dużych miast”, o którym mówią socjologowie od kilku lat, to wcale nie jest pospolite ruszenie mieszkańców metropolii, a zupełnie nowe zjawisko, czyli „efekt Twittera”.