Radio Białystok | Felieton | Kiedy przyjdzie nasza kolej na szczepienie? - felieton Marka Gąsiorowskiego
Wraz z pojawieniem się w Polsce szczepionek przeciwko koronawirusowi radykalnie wzrosły nadzieje na powrót do normalności. Co do tego, że ów powrót nastąpi – nie ma wątpliwości.
Każdy z nas zapewne starał się już obliczyć, kiedy to on nastawi ramię do szczepienia. To jednak nie takie proste i warto uzbroić się w cierpliwość.
Marszałek senatu Tomasz Grodzki policzył, że w pierwszych dniach szczepiliśmy w Polsce w tempie 20 tys. osób dziennie. Jeśli taki poziom by się utrzymał, jego zdaniem akcję zakończylibyśmy za 4 lata. To oczywiście o wiele za mało i zdecydowanie za długo, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że program dopiero wystartował, a zaangażowanie sił na tym etapie wyniosło mniej niż 15 proc. placówek uczestniczących w szczepieniach. A to oznacza, że rezerwy są, ale są też problemy.
Jak zatem policzyć, kiedy przyjdzie nasza kolej? Prosta matematyka może nam w tym trochę pomóc, aczkolwiek nie warto zbyt mocno do owych wyliczeń się przywiązywać. Trzeba zaszczepić 31 mln Polaków, muszą oni poddać się temu zabiegowi dwukrotnie, co oznacza 62 mln szczepień. Według przedstawicieli rządu wydolność zorganizowanego na tę okoliczność systemu sięga 4 mln szczepień miesięcznie. Dużo to czy mało?
Gdyby system osiągnął maksymalną wydolność, wykonanie zadania zajęłoby 15 i pół miesiąca. To wygląda o wiele lepiej niż w wyliczeniach marszałka Grodzkiego, ale to nadal długo. I z osiągnięciem maksymalnej wydolności systemu może być problem, bynajmniej nie z powodu słabości naszej służby zdrowia. Rząd deklaruje, że do końca marca podanych dostanie 6 mln dawek, co da odporność około 3 mln osób. Przy takiej wydajności system miałby jeszcze około połowy potencjału do wykorzystania. A jego uruchomienie zależałoby od dostaw specyfiku przeciwko COVID-19.
Czy tu są rezerwy, czy jest szansa na zwiększenie dostaw? Na pewno tak. Dziś w Europie stosowane są preparaty firm BioNTech, Moderny i AstraZeneca, w Polsce podaje się na razie preparat tylko tych dwóch pierwszych firm. W kolejce na uzyskanie stosownych pozwoleń czekają trzy następne specyfiki. Trwają też prace w koordynacji z zagranicznymi partnerami nad Polską szczepionką. Z kolei BioNTech deklaruje zwiększenie swych mocy, na ukończeniu są bowiem trzy nowe miejsca do produkcji. Nowe szczepionki mają być łatwiejsze w użyciu w porównaniu do tych z BioNTech, co pozwoli na zwiększenie liczby iniekcji. Z pewnością powiększy się grono podmiotów uczestniczących w programie szczepień. Jest zatem szansa na duże przyspieszenie. Zwłaszcza że obecnie aplikowane preparaty są skuteczne wobec zmutowanego wirusa i nie zanosi się na to, by owe preparaty trzeba było modyfikować.
Ale pytanie, kiedy przyjdzie nasza kolej nadal pozostaje bez precyzyjnej odpowiedzi. Jeśli przyjmiemy, że szczepieniu podda się sto procent ze wspomnianych 31 mln osób, akcja może zakończyć się bardzo ostrożnie licząc przed upływem półtora roku. Według różnych sondaży chęć zaszczepienia deklaruje od 50 do nawet 70 proc. społeczeństwa. To oznaczałoby zakończenie akcji przed końcem tego roku.
Nie pozostaje nic innego tylko czekać i stosować do dobrze znanych zaleceń. A to oznacza, że trzeba nosić maseczki, zachowywać społeczny dystans i dbać o higienę. Wtedy spokojnie będziemy mogli czekać na nasz dzień szczepienia. Głupio byłoby odpaść na ostatniej prostej.