Radio Białystok | Gość | Łukasz Szumowski - minister zdrowia
- Fizjoterapeutów pracujących na etacie w Polsce jest około 4,7 tys. osób, a wszystkich zawodów, np. różnych techników, w polskim systemie ochrony zdrowia jest około 27 tys., więc tutaj musimy rozmawiać z całą grupą osób.
Minister zdrowia Łukasz Szumowski powiedział w Białymstoku, że w maju będą się odbywać kolejne spotkania z fizjoterapeutami, którzy domagają się podwyżek płac.
Łukasz Szumowski przypomniał, że fizjoterapeuci stanowią grupę ok. 4,7 tys. osób z ok. 27 tys. innych pracowników, techników i diagnostów w systemie ochrony zdrowia w Polsce. Stwierdził, że nie jest możliwie wyznaczenie kwoty na podwyżki dla fizjoterapeutów.
Minister zaznaczył, że to, co może robić ministerstwo, to "poprawiać finanse" z wyraźnym wskazaniem, że dotyczy to tzw. zawodów nieregulowanych. Ocenił, że "faktycznie" potrzebują one wsparcia.
Minister odwiedził stolicę Podlasia przy okazji debaty z cyklu "Wszystko dla zdrowia" na Uniwersytecie Medycznym. To szósta z takich ogólnopolskich debat inicjowanych przez ministra zdrowia. Ich celem jest wypracowanie w szerokiej dyskusji kierunków i rozwiązań w ochronie zdrowia na następne lata. Debata na Uniwersytecie Medycznym była poświęcona innowacjom w medycynie, ich efektywności, ale też finansowaniu.
(PAP)
Lech Pilarski: Czy nie jest to denerwujące, że wszędzie gdzie się nie obejrzeć, chcą pieniędzy? Fizjoterapeuci rozpoczynają protesty, szpitale powiatowe chcą więcej pieniędzy, bo zaczyna ich brakować, muszą ograniczać liczbę łóżek, i tak dalej.
Łukasz Szumowski: Nie, oczywiście tutaj nie ma miejsca na żadne nerwy, dlatego że często są to grupy, które naprawdę potrzebują wsparcia. I tutaj trzeba wyraźnie powiedzieć, że fizjoterapeuci są niezwykle istotnym elementem zespołów diagnostycznych, terapii.
Ale pamiętajmy, że fizjoterapeutów pracujących na etacie w Polsce jest około 4,7 tys. osób, a wszystkich zawodów, np. różnych techników - czy elektroradiologii, czy diagnostów, czy techników farmaceutycznych, czy techników dentystycznych - jest około 27 tys. w polskim systemie ochrony zdrowia, więc tutaj musimy rozmawiać z całą grupą osób. Są równie ważne, bo pamiętajmy, że bez techników elektroradiologii żadna tomografia, rezonans czy zdjęcie rentgenowskie się nie odbędzie.
Czy będą zatem rozmowy w sprawie podwyżek z fizjoterapeutami, czy raczej ze wszystkimi przedstawicielami tych zawodów?
My rozmawiamy ze wszystkimi interesariuszami na zespole trójstronnym i oczywiście takie rozmowy będą jeszcze w maju. Między innymi to, co obiecywałem wszystkim grupom techników, czyli wzrost wyceny świadczeń, wyraźnie mówiąc, że pieniądze oznaczone niemożliwe są dla całej tej grupy. W związku z tym mówimy o tym, że my jako ministerstwo pośrednio a bezpośrednio NFZ czujemy się w obowiązku, żeby zwiększyć nakłady. A już rolą pracodawcy, czyli dyrektora, jest to, żeby te nakłady dać w formie lepszego wynagrodzenia tym grupą, które nie zostały centralnie uregulowane, czyli pielęgniarkom, lekarzom i ratownikom.
W środowisku medycznym mamy wyraźny podział; lekarze, pielęgniarki zarabiają w miarę, lekarze - niektórzy przynajmniej - bardzo dobrze, a pozostałe zawody są na granicy przetrwania. Utrzymanie tak dużych dysproporcji na dłuższą metę jest niemożliwe.
Oczywiście. Stąd te 680 milionów, które przekazaliśmy. Ale jeżeli do tego dołożymy jeszcze nielimitowane świadczenia w tomografii, w rezonansie, jeżeli do tego dołożymy zapłaty nadwykonań, to są to jeszcze większe pieniądze. A w uzasadnieniu zarządzenia prezesa NFZ jest wyraźnie powiedziane, że te 680 milionów powinno pójść również na poprawę warunków pracy i płacy dla tych nieuregulowanych odrębnymi regulacjami zawodów.
Jeśli chodzi o kolejki do lekarzy, to Koalicja Europejska wystąpiła w Białymstoku w sobotę z wyraźnymi sugestiami co do terminów oczekiwania na określone nawet świadczenia. To dni, godziny - na przykład na SOR to tylko 60 minut. Czy jest możliwe osiągnięcie w warunkach polskich tego rodzaju limitów czasowych?
Wspomniał pan SOR-y - nie wiem skąd koledzy z Koalicji wzięli akurat 60 minut, ale to nie w warunkach polskich, ale w jakichkolwiek warunkach jest niemożliwe do osiągnięcia, bo to zaprzecza idei triage'u. Jeżeli mówimy o 60 minutach dla wszystkich, to znaczy, że pacjenci nie będą podzieleni na tych najbardziej pilnych, na mniej pilnych, na tych bardzo mało pilnych, a wszędzie na świecie tak jest.
Przypominam, że w Wielkiej Brytanii 10 lat zajęło dojście z kilkunastu do kilku godzin oczekiwania. W związku z tym myślę, że tutaj albo gdzieś kolegom pomyliły się dane, albo nie do końca padły takie cyfry, jakie są realne na świecie.
Czyli z punktu widzenia metody raczej jest to nie do osiągnięcia, można jedynie usprawniać obsługę poszczególnych przypadków?
Z punktu widzenia metody w ogóle jest niewskazane, żeby każdy pacjent czekał 60 minut, bo niektórzy muszą czekać jedną minutę i nie mogą czekać dłużej, inni mogą czekać 5 minut i też nie dłużej. W związku z tym mówienie o 60 minutach jest troszkę mówieniem o żelaznym wilku.
Proszę zresztą zapytać ekspertów, którzy się tym zajmują, jak to wygląda na świecie, w krajach, gdzie system ochrony zdrowia jest najlepiej rozwinięty, gdzie oczywiście na czerwonej linii pacjent w ogóle nie powinien czekać, na pomarańczowej linii powinien czekać krótko, ale na zielonej i niebieskiej czeka się wszędzie na świecie. W związku z tym powinniśmy mówić o konkretach, o naprawdę rzetelnych danych, a nie o prezentach od Świętego Mikołaja.
Obserwuję reformy w służbie zdrowia od wielu lat, od momentu, kiedy zrobiono te podstawowe, czyli w 1999 r. Mija już 20 lat i ciągle dokładamy pieniądze. Reforma zaczynała się od 30 miliardów. Teraz eksperci szacują, że w systemie jest od 100 do 140 miliardów złotych, jeśli wliczymy pieniądze prywatne pacjentów. Ile potrzeba pieniędzy, żeby wszystko było szybko i sprawnie?
Na pewno nieskończona ilość byłaby najlepsza, ale jeżeli mamy mówić już poważnie, to ustawa 6 proc. mówi o tym, że do 2024 roku będziemy mieli o 60 miliardów więcej - i mówię tylko o sektorze publicznym - niż mamy w roku 2019. To jest ogromna liczba. W tej chwili mamy 97,5 miliarda, czyli tak naprawdę nakłady wzrosną o 2/3 tej kwoty. I Bogu dzięki, i bardzo dobrze.
Oczywiście te 6 proc. to nie jest ostateczna wartość, bo wiemy, że w niektórych krajach jest to i 17 proc. PKB. Aczkolwiek powinniśmy mówić o tym, jak szybko zwiększamy w Polsce nakłady. To jest najważniejsze. Bo to, że one powinny być większe, to jest bezdyskusyjne. Choćby po to, żebyśmy mieli w ogóle kadry medyczne - mówimy o płacach. Inwestycje w płace są niezwykle ważne po to, żeby w ogóle system funkcjonował. Bo w przeciwnym wypadku za chwilę nie mielibyśmy pielęgniarek i lekarzy.
W tej chwili liczba i pielęgniarek, i lekarzy rośnie. W związku z tym cieszymy się, że dobrze zainwestowaliśmy pieniądze po to, żeby polski pacjent miał u kogo się leczyć, u kogo się diagnozować i przez kogo być pielęgnowanym.
Natomiast rosną koszty nowych technologii. Co chwilę pojawiają się nowe formy terapii. Są one niezwykle drogie. Jeżeli chcemy, żeby polscy pacjenci mieli do nich dostęp, to nakłady muszą być większe.
No właśnie. Była o tym mowa na konferencji w Białymstoku. Pierwsze jaskółki są, także u nas w mieście - zaczął tu funkcjonować pierwszy robot da Vinci, pierwszy po tej stronie Wisły. To obrazuje ten przypływ technologiczny, który musi opanować służbę zdrowia.
Tak, ale musimy zawsze pamiętać o racjonalności wydawania publicznych środków. Jeżeli pomyślimy o tym, że najpowszechniejszą płacą w Polsce jest chyba 2,8 tys. brutto, to znaczy, że koszty terapii w porównaniu do przychodów najczęściej zarabiającego Polaka są gigantyczne. Operacja tradycyjna może kosztować 6 tys., robotem może kosztować i 20 tys. a poprawa jakości może być kilkuprocentowa. Czy powinniśmy w to inwestować? Pewnie tak, ale kiedy, w jaki sposób, w jakim procencie to jest do dyskusji.
Jest to niezwykle istotne, że ocena zasadności wydawania publicznych pieniędzy, bo to są pieniądze Polaków, to nie są pieniądze ani dyrektorów, ani NFZ-u, ani ministra, powinny być wydawane bardzo racjonalnie, w taki sposób, żeby największą korzyść miał pacjent. I to każdy pacjent, czyli nie tylko najlepsze usługi dla jednego pacjenta, ale najwięcej usług dla największej grupy pacjentów.