Radio Białystok | Gość | prof. Jerzy Hausner - były wicepremier
"Polska gospodarka będzie miała tzw. płytką recesję, czyli spadek PKB w skali roku, nie kwartału, o jakieś 2-3 % i ten spadek będzie przejściowy. Już na przełomie roku 2020/2021 gospodarka znowu wróci na ścieżkę wzrostu" - prognozuje prof. Hausner.
Porozmawiajmy o gospodarce. Powoli staramy się nauczyć żyć z koronawirusem i wracać do sytuacji sprzed pandemii. Jaka jest skala kryzysu? Jak długo będziemy wracać do normalności? O tym z byłym wicepremierem, profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie Jerzym Hausnerem rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Jak pan ocenia skalę kryzysu polskiej gospodarki?
prof. Jerzy Hausner: Ja myślę, że właściwa nazwa to jest recesja, czyli taka sytuacja, w której mamy do czynienia z ujemną dynamiką wzrostu, czyli mówiąc inaczej ze spadkiem wytwarzanego produktu. To jest zjawisko, którego nie znamy od początku lat 90., bo systematycznie po tej recesji transformacyjnej, po przejściu od gospodarki planowej do gospodarki rynkowej, mieliśmy wzrost, co jest naszym obiektywnym sukcesem, miarą powodzenia polskiej gospodarki.
Teraz po raz pierwszy, z powodów związanych z pandemią, będziemy mieli kurczenie się gospodarki i teraz skala tego kurczenia nie jest wiadoma, ponieważ my ciągle jeszcze nie w pełni odmroziliśmy gospodarkę. Na przykład częścią gospodarki są wielkie festiwale, to nie jest jakaś wielka część naszej gospodarki, ale ona jest dla gospodarki lokalnej, dla gospodarki wielkich miast niebagatelna i takich działalności nie można jeszcze prowadzić.
W związku z tym my ciągle jeszcze nie kręcimy się, jeśli chodzi o gospodarkę, na pełnych obrotach. Przywrócenie tych pełnych obrotów potrwa jakiś czas, my tego dokładnie nie wiemy, nie wiemy też czy wystąpi ponowny nawrót pandemii, jak szybko to zagrożenie, które na dzisiaj obserwujemy jest umiarkowane, zniknie.
Ci, którzy bawią się prognozami gospodarczymi, a tak na dobrą sprawę to nie są dzisiaj już prognozy, tylko raczej symulacje, a ja właśnie się czymś takim zajmuję, uważają że polska gospodarka będzie miała tak zwaną płytką recesję, czyli spadek produktu krajowego brutto w skali roku, nie kwartału, o jakieś 2-3 procent i że ten spadek będzie przejściowy, czyli już na przełomie roku 2020/2021 gospodarka znowu wróci na ścieżkę wzrostu. Na pewno nie tak dynamicznego, jak to miało miejsce w latach 2014-2018, ale na ścieżkę przyzwoitego wzrostu.
Ale też trzeba pamiętać, że uderzenie w polską gospodarkę, będzie uderzeniem w obecnym kwartale. I kwiecień, i maj, i czerwiec będą miesiącami rzeczywiście głębokiej recesji. Ja przypomnę, że dane, które podał GUS za kwiecień to wskaźnik minus 25% w przypadku produkcji przemysłowej, minus 23% w przypadku spożycia. To pokazuje skalę tego załamania gospodarki, związanego z wprowadzeniem restrykcji, które są zrozumiałe.
Jeden z polityków ocenił, że nasza gospodarka została zamrożona do 80%. Czy pan się zgadza z tego rodzaju oceną?
Te restrykcje, które zostały wprowadzone, one przecież bardzo różnie działały w różnych sektorach. To nie można tak powiedzieć, bo niektóre sektory - weźmy gastronomię - w zasadzie całe zostały zamknięte, aczkolwiek wolno było sprzedawać na wynos. Hotele w zasadzie wszystkie zostały zamknięte, więc ma pan takie sektory, gdzie nastąpiło 100% zamrożenia potencjału i były takie sektory, które nie tylko, że nie doznały zamrożenia potencjału, ale one wręcz rozwijały wręcz swoją działalność. Zobaczmy firmy kurierskie, firmy IT - dla nich to były żniwa. Tylko one w tej chwili rosną, to jest ogromna dla nich szansa, przemysł farmaceutyczny też. I takich sektorów gospodarki, działów, które na tym skorzystały jest dużo, na drugim biegunie działy, które całkowicie są wyłączone.
Nie da się użyć takiego jednego przeciętnego wskaźnika, ale ta miara minus 25% produkcji przemysłowej w kwietniu pokazuje skalę, to znaczy mniej więcej 1/4 potencjału, przeciętnie rzecz biorąc, naszej gospodarki została zamrożona. To było w kwietniu, w maju już tak nie będzie, ten wskaźnik zmniejszenia produkcji przemysłowej w stosunku do tego punktu szczytowego będzie wyraźnie lepszy, ale dalej będziemy na minusie, to trzeba mieć świadomość.
Na razie będziemy szli na minus, ale te minusy będą coraz mniejsze, aż zaczniemy odnotowywać już wskaźniki wzrostowe, ciągle jeszcze nie do poziomu wyjściowego, tylko w stosunku do poprzedniego okresu. Czyli jeżeli porównujemy miesiące, to miesiąc do miesiąca, maj będzie lepszy niż kwiecień, bo kwiecień był najgorszy, czerwiec będzie lepszy niż maj i tak dalej, aż wreszcie dojdziemy do sytuacji, kiedy wszystko już będzie rosło.
To potrwa moim zdaniem dwa-trzy kwartały, przy założeniu, że nie pojawią się dodatkowe szoki, które mogą się pojawić. Ja z zespołami ekspertów pisuję w tygodniu na różne tematy tak zwane alerty, czyli takie ostrzeżenia i to nie są ostrzeżenia adresowane do kogoś, to nie jest apel do rządu, to jest alert do opinii publicznej, opublikujemy alert, który dotyczy zagrożeń, który dotyczy zagrożeń dla stabilności systemu bankowego. Jeśli się powstrzyma te zagrożenia, to będziemy w domu, jeśli nie - to będziemy mieli dodatkowy czynnik pogarszający problemy. Eksperci w tym przypadku nie wyręczają decydentów politycznych, ale mówią na co oni powinni zwracać uwagę, to jest nasza rola, robimy to pro publico bono, bo uważam, że to jest nasz obowiązek, a szczególnie mój, jako profesora publicznej uczelni.
Jeśli chodzi o banki, to na czym to zagrożenie głównie polega?
Głównie zagrożenie polegać może na tym, że tak niskie stopy procentowe, ja nie chcę powiedzieć o wszystkim, bo tych czynników jest dużo, zabrakłoby nam czasu, ale jeśli są tak niskie stopy procentowe, to oczywistą jest rzeczą, że banki mają relatywnie małą marżę. Część depozytów będzie uciekała, bo ludzie nie będą chcieli trzymać w bankach depozytów.
Po drugie mimo, że kredyty są przez to tańsze, to trzeba pamiętać, że przedsiębiorstwa dzisiaj są sytuacji, w której nie mają możliwości zaciągania kredytów, nie mają zdolności kredytowej, bo utraciły płynność. W związku z tym, póki PFR w stosunku do dużych przedsiębiorstw, a inne elementy tarczy w stosunku do mniejszych przedsiębiorstw, nie pomogą naprawić sytuacji, nikt nie będzie zaciągał kredytów. Czyli po stronie banków jest ryzyko, ale nie ma równoważonych szans i to jest jeden z takich elementów. Tych elementów technicznych jest bardzo dużo.
W każdym razie na pewno trzeba zwrócić uwagę na to, żeby ludzie ufali bankom, zaufanie do banków jako do instytucji zaufania publicznego, przekonanie o pewności sytuacji w bankach jest bardzo ważne, a niektóre banki w wyniku obniżenia stóp procentowych, szczególnie małe banki, banki spółdzielcze znajdą się w trudnej sytuacji, tutaj działanie rządu, działanie samych banków, Związku Banków Polskich i działanie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, również komunikacyjne, jest bardzo potrzebne, żeby ludzi uspokajać, nic nie grozi naszemu systemowi bankowemu. Ale oczywiście nie chodzi tylko o słowa, też o słowa i działania, które idą równoległe z tymi słowami. Ale to nie jest jakieś wielkie zagrożenie, ale wielkie zagrożenie się staje wtedy, kiedy małe zagrożenia są lekceważone, więc nie wolno żadnego zagrożenia w przypadku systemu bankowego, żadnego nie wolno lekceważyć.
Panie profesorze, czy jakbyśmy się za rok umówili na rozmowę, jak pan ocenia, jak będzie wyglądała sytuacja?
Wiele elementów tego, co przeżywamy w tej chwili, będzie za nami. One gdzieś tam będą w naszej psychice się znajdowały, ale wiele minie. I teraz jest pytanie raczej nie tylko polegające na tym, czy życie będzie wracało do czegoś, co możemy nazwać normalnością, bo będzie wracało. Takie są koleje losu.
Natomiast pytanie, czy my z tego wyciągniemy lekcje, na przykład przedsiębiorstwa turystyczne, te miasta, które przechodzą taki proces, który nazywa się turystyfikacją, czyli nadmiernym obciążeniem ruchem turystycznym, w których to w centrach miast de facto, jak nie ma w tej chwili turystów, to mamy miasta widma, nic się nie dzieje. W związku z tym czy te miasta i te firmy wyciągną z tego wnioski, że takie uzależnienie od koniunktury, takie uzależnienie od monokultury gospodarczej, jest niebezpieczne. Czy firmy i miasta, ale też że gospodarka krajowa, będzie zdolna do tego by wyzwolić w sobie więcej odporności, odporność to nie tylko zabezpieczenia, bo każde zabezpieczenie kosztuje, ale zdolność do adaptacji, zdolność do możliwości wyboru, zdolność do przystosowania. I to jest bardzo ważna lekcja, zarówno dla biznesu, jak i dla polityków, decydentów, jak i także dla środowisk ekonomicznych, eksperckich.
Wszyscy musimy z tego wyciągnąć lekcje. Jest takie powiedzenie, że nie ma nic lepszego, jak dobry kryzys. Ale dobry kryzys to jest nie tylko taki, w którym sobie radzimy, ale którego naturę zrozumieliśmy i podejmujemy działania, które nas uczynią odporniejszymi na podobne zagrożenia.