Radio Białystok | Gość | Szymon Bielonko - lekarz rodzinny
"Na pewno zderzymy się z niezadowoleniem innych pacjentów, mimo stawania na głowie, to pewne przypadki będą musiały poczekać. Na drugi plan zejdą bilanse, na drugi plan zejdą zaświadczenia różnej maści, które w tym momencie będą musiały poczekać" - mówi Szymon Bielonko.
Osoby powyżej 60. roku życia mają być zbadane przez lekarza w ciągu 48 godzin od potwierdzenia zakażenia koronawirusem. To przewiduje nowe rozporządzenie ministra zdrowia. Tymczasem fala epidemii narasta i coraz więcej chorych jest w przychodniach. O tym z lekarzem rodzinnym Szymonem Bielonką rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Jak teraz wygląda sytuacja w gabinetach lekarzy rodzinnych, porównując na przykład do września lub nawet grudnia? Podobno przychodnie przeżywają oblężenie.
Szymon Bielonko: To prawda, przeżywamy oblężenie, widzimy kataklizm na polu pacjentów. W poniedziałek w ciągu jednego dnia miałem ponad 60 osób na naszą małą przychodnię zakażonych aktywnie COVID-19, plus do tego 200 osób w kwarantannie, plus do tego inne infekcje u dzieci, biegunki, wymioty, gorączki niewiadomego pochodzenia. Jest masakra.
W jaki sposób badał pan te osoby zakażone?
Tak jak zawsze. U nas w przychodni, jak większość lekarzy rodzinnych w Polsce zresztą, badaliśmy pacjentów z COVID-em, tu się nic nie zmieniło w stosunku do jesieni, czy do wiosny poprzedniej. Zabezpieczamy się, wyznaczamy odpowiednie godziny dla przyjęcia pacjentów zakażonych z wynikiem pozytywnym, tych, którzy potrzebują tego badania, tych, którzy chcą się skontrolować. Tak jak zawsze to robiliśmy tak dzisiaj też to wykonujemy.
A ilu w ciągu dnia bada pan starszych pacjentów po sześćdziesiątce, zakażonych koronawirusem?
W zależności od dnia. My badaliśmy zawsze seniorów, nawet jeżeli mieli skąpe czy małe objawy, to zapraszaliśmy ich na wizyty kontrolne, ze względu na to, że mają wielochorobowość przy okazji. Najczęściej te objawy ustępowały u nich delikatnie, czy były to lekkie przebiegi, ze względu na to, że ta populacja jest w większości jednak zaszczepiona.
Dziś niczym to badanie się nie różni od badania innych pacjentów. "Na stetoskop" nie jesteśmy w stanie czasami stwierdzić zwłóknienia płuc, zapalenia covidowego płuc, tu jest niezbędny RTG klatki piersiowej, czy tomografia tejże klatki w przypadku podejrzeń zakrzepowo-zatorowych i my tego w poradni nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Możemy wysłać pacjenta jak najbardziej do szpitala celem dalszej weryfikacji, jeżeli widzimy ku temu wskazania. Natomiast pacjentów bezobjawowych, czy tych, którzy nie chcieli przyjść na wizytę na siłę, nie zmuszaliśmy do tejże wizyty.
Czy łatwo teraz odróżnić zakażenie koronawirusem od innej infekcji?
Bardzo trudno. Najnowszy wariant wirusa, ten omikron, który nam się zaczął panoszyć bardzo mocno, maskuje się pod objawami innych infekcji - zapalenie spojówek, zapalenie gardła, ból głowy, nawet niepełne gorączki, a stan podgorączkowy i to obserwujemy zwłaszcza u dzieci. To jest taka plejada różnych objawów sugerujących infekcje wirusowe, ale takie jedno wielkie combo, że tak powiem. Co drugi test, który zlecamy po osobistym badaniu wśród dzieci, wychodzi jednak pozytywnie niestety.
Teoretycznie nie ma aż tyle objawów, że może to wskazywać na zakażenie koronawirusem, to i tak zdecyduje się pan skierować pacjenta na test?
W przypadku kiedy mamy jakieś wątpliwości, dla dobra pacjenta, bo różni się leczenie, różni się przebieg infekcji przeziębieniowej z infekcją covidową, która może być gwałtowna, może się pogorszyć pacjent w 7-8 dobie chorowania i to mamy w doświadczeniach, że mimo poprawy stanu klinicznego zdarzają się przypadki nierzadko pogorszenia właśnie pod koniec tej izolacji i wtedy wiemy, z czym mamy do czynienia, wiemy, na co się nastawiać, na co możemy liczyć i jak na te sytuacje reagować.
Co ma zmienić w pana pracy i w sytuacji pana pacjentów po wdrożeniu nowych zasad opieki pozaszpitalnej, które ogłosił rząd?
De facto w mojej pracy nie zmieni się za bardzo nic. Przyjmowaliśmy pacjentów z COVID-19 od początku istnienia pandemii, od początku, kiedy ktoś wymagał badania, był badany.
W ciągu 48 godzin?
Najczęściej tak. Jeżeli ktoś nam się pogarszał, czy były to dzieci, czy były to osoby z mnogimi chorobami, zapraszaliśmy ich w miarę na bieżąco, natomiast kosztem naszym - pracy po godzinach i wychodzenia po godzinach z przychodni.
Na dziś odgórna regulacja, która mówi, że pacjent akurat 60 plus, akurat z wynikiem pozytywnym ma pierwszeństwo przed innymi, będzie generował problem. Na pewno będzie generował problem organizacyjny w takim charakterze, że będziemy musieli wyznaczyć te godziny specjalnie dla tej populacji pacjentów i oni będą mieli pierwszeństwo przed innymi pacjentami.
W tej chwili ja nie mam problemów z 65-latkiem, który jest zaszczepiony i ma skąpe objawy, tylko mam problemy z pacjentami 45-letnimi, którzy są niezaszczepieni i mają przy okazji choroby układu krążenia, czy cukrzycę, czy otyłość i to oni się duszą, to oni potrzebują naszej interwencji.
Czy to nowe rozporządzenie wymusi to, że oni będą musieli czekać?
Grafik nie jest z gumy, nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich w tym samym czasie.
Zostaje jeszcze karetka pogotowia w przypadku tych pacjentów, jeśli nie doczekają się u państwa na wizytę.
Staramy się robić, co możemy, natomiast karetka pogotowia i tak jest obciążona, nie powinna ona funkcjonować w systemie lekarza rodzinnego na telefon. Staramy się tak organizować czas pracy naszych praktyk, żeby każdy potrzebujący tego pacjent, mógł uzyskać od nas pomoc. Natomiast nie jesteśmy w stanie każdego pacjenta przyjąć w dniu zgłoszenia się do przychodni, bo po prostu musimy teraz kolejkować tych ludzi.
Tak samo będziemy musieli weryfikować w tym momencie pacjentów na nowo pojawiających się na liście z rozpoznaniem COVID-19, z pozytywnym testem i zapraszać na wizytę takiego 60-latka, wyłowić go z listy osób zakażonych i zaprosić go na wizytę, nawet jeżeli nie ma żadnych objawów.
Czy to wprowadzi chaos u was, czy to jest właśnie faktycznie tylko kwestia organizacji pracy?
Na pewno w części praktyk wprowadzi to chaos, na pewno zderzymy się z niezadowoleniem innych pacjentów, mimo stawania na głowie, to pewne przypadki będą musiały poczekać. Na drugi plan zejdą bilanse, na drugi plan zejdą zaświadczenia różnej maści - to są skierowania do sanatoriów, które w tym momencie będą musiały poczekać, bo pacjent zakażony 60 plus, bezobjawowy musi być przyjęty w ciągu 48 godzin, bądź w dniu pierwszym po dniach wolnych od pracy.
W wielu placówkach już są kłopoty kadrowe, bo pracownicy są na kwarantannie lub w izolacji. Które przychodnie poradzą sobie w najbliższych tygodniach, które nie?
Tego nie wie nikt. Obecnie w szpitalach jest w miarę spokój, ale w poradniach mamy armagedon - również kadrowy, bo kadry wcale u lekarzy rodzinnych nie wyglądają kolorowo, wielu moich kolegów z pracy ma uprawnienia emerytalne. Może nie przestrzelę się za mocno, ale pewnie z 20% lekarzy pierwszego kontaktu w Polsce ma uprawnienia emerytalne. Oni pracują na pewno troszkę wolniej, troszkę mniej efektywnie, nie są w stanie przerobić takiej ilości pacjentów, takiej zgłaszalności jak młodsi lekarze, stąd też w pewnych miejscach na pewno ta organizacja pracy będzie osłabiona i na pewno będzie chaotyczna.
Jak lekarze rodzinni oceniają to rozporządzenie nowe? Co w sytuacji, kiedy taki pacjent nie ma na przykład żadnych objawów?
Ja mogę powiedzieć ze swojego punktu widzenia, jako lekarza. Tak jak przyjmowaliśmy pacjentów, mamy doświadczenie w badaniu pacjentów objawowych z infekcją, to w tym momencie kolejkowanie pacjenta 60 plus, który jest zdrowy, który nie ma chorób współistniejących, jest zaszczepiony dwiema czy trzema dawkami, przechodzi zakażenie bezobjawowo zupełnie, czuje się super i odśnieża sobie chodnik przed własnym domem, czy na własnym podwórku w czasie izolacji i ma się świetnie - sam ten pacjent się dziwi, dlaczego on ma do nas przyjść.
Już wczoraj miałem taką rozmowę z jednym z pacjentów, który wyszedł dodatni przy okazji wymazania całej rodziny. Dziecko chorowało, on jest zaszczepiony trzema dawkami, nie ma żadnych objawów, czuje się świetnie, czuje się super - on nie chce tej wizyty, on nie chce przychodzić do mnie, nie chce narażać innych osób, nie chce narażać mnie na zakażenie i nie chce blokować kolejki dla bardziej potrzebujących, zwłaszcza że znajduje się ponad 150 km od Białegostoku w tym momencie u rodziny. Jak mam z nim teraz postąpić, co mam z nim zrobić? Mam obowiązek według rozporządzenia go zbadać.
Ale jeżeli pacjent nie chce, to pan go nie zmusi.
Nie zmuszę, natomiast tego nigdzie nie zawarło ministerstwo w rozporządzeniu, czy będzie to sankcjonowane, w jakikolwiek sposób sprawdzane? My tego nie wiemy na dzień dzisiejszy, to jest wielka niewiadoma.
Dziękuję bardzo za rozmowę.