Radio Białystok | Gość | dr Andrzej Trybusz - były Główny Inspektor Sanitarny
"Musimy się spodziewać, że na przełomie listopada, grudnia będzie kolejna fala zachorowań na COVID-19. Epidemia może nie rozwija się gwałtownie, ale liczba zachorowań rośnie" - mówi dr Andrzej Trybusz.
W Podlaskiem można się już szczepić najnowszą szczepionką przeciwko COVID-19. Czy jest skuteczniejsza od wcześniejszych? Między innymi o tym z byłym Głównym Inspektorem Sanitarnym generałem dr. Andrzejem Trybuszem z Akademii Kaliskiej rozmawia Renata Reda.
Renata Reda: Sporo osób w Podlaskiem czekało z przyjęciem drugiej dawki przypominającej szczepionki na COVID-19, bo czekało na tę najnowszą wersję. W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku utworzyły się nawet listy oczekujących. Czy słusznie?
dr Andrzej Trybusz: Wydaje mi się, że nie do końca słusznie. Rzeczywiście badania wykazują, że te nowe szczepionki, które się pojawiły, czyli te dwuskładnikowe, w większym stopniu wpływają na produkcję przeciwciał przez układ odpornościowy, a więc w jakimś stopniu są bardziej efektywne. To nie znaczy, że to unieważnia te szczepionki, którymi szczepiliśmy się do tej pory. Zwłaszcza osoby z grup ryzyka, seniorzy, osoby obciążone chorobami przewlekłymi, zaburzeniami odporności, absolutnie nie powinny czekać, powinny szczepić się tymi preparatami, które są dostępne, bo jeśli chodzi o skuteczność rozumianą jako zapobieganie ciężkiemu przebiegu COVID, unikaniu hospitalizacji czy w końcu zgonu, to wartość tych szczepionek praktycznie w istotny sposób się nie różni.
Jeżeli akurat brakuje na rynku najnowszej wersji szczepionki czy osoby spoza grup ryzyka mogą poczekać?
W tej chwili Ministerstwo Zdrowia przyjęło rozwiązanie takie, ponieważ te nowe warianty szczepionek są dostarczane, więc szczepienie podstawowe jest wykonywane przy użyciu tych klasycznych szczepionek, nazwijmy je jednoskładnikowymi, drugie lub trzecie szczepienie, czyli pierwsza dawka przypominająca, w zależności od tego, jaką szczepionką punkt szczepień dysponuje, natomiast druga dawka przypominająca, czyli czwarta w kolejności, ma być wykonywana tymi szczepionkami zawierającymi elementy wariantu Omikron, zwłaszcza BA.4 i BA.5.
Około półtora miliona osób przyjęło dotąd w sumie czwartą dawkę przypominającą. Jak bardzo to wciąż za mało?
Jest to zdecydowanie za mało. Jeśli porównalibyśmy się z krajami zwłaszcza na zachód od nas, to ten poziom zaszczepienia nie jest aż tak duży. Szczepienie podstawowe to jest około 60%, pierwsza dawka przypominająca w granicach 30%, natomiast druga dawka przypominająca, czyli czwarta dawka, to jest kilka, kilkanaście procent. Nie ma specjalnego zainteresowania tymi szczepieniami, co oczywiście bardzo martwi, bo musimy mieć świadomość, że czeka nas kolejna fala zachorowań na CVOID-19, to jest rzecz nieunikniona.
Jak pan ocenia promocję dostępności do drugiej dawki szczepionki?
Dostępność w tej chwili do szczepionek jest pełna, nie ma żadnych kolejek. Możliwość zaszczepienia się istnieje praktycznie od ręki w każdej chwili, więc to jest tylko brak takiej troszeczkę medycznej wyobraźni.
Dostępność jest, ale z promocją nie za bardzo.
Dzisiaj taką rolę promocyjną spełniają media. Ale trudno też, żeby media od rana do wieczora mówiły na temat szczepień i COVID, tym bardziej że dzieją się dziesiątki innych istotnych spraw związanych i z sytuacją wojenną na Ukrainie i bieżącymi sprawami krajowymi. Oczywiście media muszą całą paletę istotnych problemów poruszać, ale byłyby mechanizmy do uruchomienia, chociażby przez Ministerstwo Zdrowia, które jednak mogłyby się skupiać na rzeczywiście promocji szczepień. Tym bardziej że teraz jest to już tak pomału ostatni dzwonek, bo musimy się spodziewać, że najdalej przełom listopada, grudnia będzie kolejna fala zachorowań na COVID-19. Epidemia może nie rozwija się gwałtownie, ale liczba zachorowań rośnie. Jeśli weźmiemy wskaźnik reprodukcji wirusa, który nam mówi o tym, ile jedna osoba chora zaraża innych osób, to ten wskaźnik R jest w tej chwili na poziomie 1,1, a jeśli jest on powyżej 1, to znaczy, że epidemia się rozwija. To nie są w tej chwili liczby znaczne. To, co bardzo istotne — te obecne zachorowania nie przekładają się na obciążenie systemu ochrony zdrowia, bo hospitalizacji relatywnie jest niewiele, a stanów ciężkich jeszcze mnie, ale to nie znaczy, że tak będzie trwało wiecznie i jeśli liczba zachorowań zacznie gwałtownie rosnąć, to wtedy mamy zjawisko skali. Jeśli będzie bardzo dużo chorych na COVID-19, siłą rzeczy będą też zapełniały się szpitale.
I dopóki będą kolejne fale zakażeń i zgony spowodowane COVID-19 to nie będziemy mogli mówić o końcu pandemii. Dziękuję bardzo za rozmowę.