Radio Białystok | Magazyny | Podróże po kulturze | Serial "Archiwum 81" - recenzja Dominika Sołowieja
Zanim opowiem o kolejnym interesującym serialu, przyznam się do jednej rzeczy: nie lubię horrorów, tzn. z daleka omijam filmy zrobione tylko po to, by straszyć, szokować, wywoływać kołatanie serca i wielogodzinną bezsenność. Dlatego z dużym dystansem sięgnąłem po "Archiwum 81".
Częstym problemem przy wyświetlaniu playera jest używanie Adblocka.
Dłuższe dźwięki na niektórych wersjach przeglądarki Chrome są ucinane.
Nigdy nie mogłem przekonać się do "Koszmaru z ulicy Wiązów", "Laleczki Chucky" czy "Hellraisera". I szerokim łukiem omijałem seriale, w których - aby przestraszyć widza - ważna była nie fabuła, ale upiorne dźwięki, pojawiające się najczęściej wtedy, gdy autora scenariusza opuszczało natchnienie i tylko w ten sposób potrafił zaskoczyć swojego odbiorcę.
Dlatego z dużym dystansem sięgnąłem po "Archiwum 81" - serial, który pojawił się niedawno na jednej z platform streamingowych jako produkcja opatrzona przymiotnikami "zagmatwana", "przerażająca" i "intelektualna". I mimo że trailer zapowiadał klasyczny horror, to "Archiwum 81" okazało się produkcją inteligentną, z pomysłem i niebanalnym wykonaniem, przypominającą słynny "Blair Witch Project" albo japoński "Krąg".
Istotą tego serialu jest zapętlająca się przeszłość i teraźniejszość. Dan Turner - wybitny specjalista od restaurowania i digitalizowania starych kaset magnetofonowych i VHS - dostaje zlecenie od tajemniczego właściciela potężnej korporacji. Ma odzyskać zniszczone w pożarze nagrania wideo młodej reżyserki, która, pracując nad swoim doktoratem, badała życie mieszkańców znanej, ale cieszącej się podejrzaną sławą nowojorskiej kamienicy.
Kilkanaście lat temu w budynku wybuchł pożar, w którym zginęli wszyscy jego mieszkańcy, razem z ambitną doktorantką. Kiedy Dan rozpoczyna swoją pracę (a robi to w położonym na odludziu budynku, naszpikowanym szpiegowską elektroniką), rzeczywistość wywraca się do góry nogami. Okazuje się, że wszystko, co wiedzieliśmy o mieszkańcach kamienicy Visser, mija się z prawdą.
Jestem przekonany, że "Archiwum 81" wciągnie Was tak mocno, że będziecie chcieli obejrzeć kilka odcinków dziennie, przede wszystkim za sprawą narracji - nielinearnej, programowo poszarpanej, łączącej rozmaite wątki (to gratka dla wielbicieli "Mulholland Drive" i innych filmów Davida Lyncha). No i motyw kaset video, nawiązujący do klasyki gatunku, czyli horroru "Krąg", to scenograficzne mistrzostwo świata, bo tak jak Dan Turner widzowie "Archiwum 81" będą z niepokojem wpatrywać się w ekran monitora, obserwując to, co zachowało się na zniszczonych w pożarze taśmach, które - co tu dużo mówić - chyba nigdy nie powinny być oglądane, przynajmniej nie przez ludzi o zdrowych zmysłach.
Oczywiście twórcy "Archiwum 81" sięgają po banalne rozwiązania techniczne, ale robią to w wyważony, przemyślany sposób, bardziej skupiając się np. na dźwiękach emitowanych w tle niż na bombardowaniu nas morderczym hałasem. Chociaż w serialu pojawia się motyw rąk, wyłaniających się nagle z ekranu monitora, takich propozycji jest na szczęście niewiele, bo większość skupiona jest na podkręcaniu fabuły tak, by pozbawić ją wszelkich oznak banalności. Bądźmy szczerzy: "Archiwum 81" daleko jest do słynnego "Archiwum X", ale ten serial coś w sobie ma. I na pewno przypadnie do gustu widzom pamiętającym czasy analogowych kamer wideo i kaset VHS.
Bohaterami serialu są członkowie zamożnej rodziny. Ich codzienność do pewnego momentu nie różni się od naszej. Do chwili, kiedy w tajemniczych okolicznościach znika żona i matka dwojga dzieci, a jej mąż odbiera telefon, w którym ktoś wyjaśnia, że kobieta została porwana.
„Muzyka grała, a strojni trefnisie fikali kozły ku radości rozbawionych biesiadników.” Ten cytat z "Cesarza" Ryszarda Kapuścińskiego jest mottem wystawy Przemysława PRAKTISa Sieńki w Centrum im. Zamenhofa w Białymstoku.
Wsparcie edukacji artystycznej nie tylko odbiorców, ale i samych twórców czy pomysł biennale sztuk plastycznych - to tylko część z postulatów, które pojawiły się podczas 1. edycji "Białostockiej Kawiarenki Artystycznej ".
Przed nami jedna z najbardziej rozpoznawalnych imprez kulturalnych w Białymstoku, okazja do spotkań ludzi sztuki nie tylko z Polski.
W swoim życiu robiła wiele - pisała wiersze, fotografowała, była aktywną dziennikarką i krytykiem zdarzeń kulturalnych.
„Koncerty na głos i obraz” to cykl muzycznych spotkań przygotowany przez Muzeum Podlaskie w Białymstoku i białostocką Filię Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie.
„Parking” z setek furmanek, stara studzienka i rzeczka przez którą przepychają ludzie samochód. Te i inne zdjęcia ukazujące klimat i atmosferę dawnej Grabarki możemy zobaczyć na wyjątkowej wystawie Jana Słodowskiego „Święta Góra Grabarka”.
Premierę widowiska muzycznego na podstawie oratorium "Quo Vadis" Feliksa Nowowiejskiego przygotowuje Opera i Filharmonia Podlaska. Premiera w najbliższy piątek (27.05).
Od poniedziałku do czwartku w Operze i Filharmonii Podlaskiej publiczność mogła śledzić rywalizację najlepszych w kraju adeptów sztuki dyrygowania.
Prowadzący:
Andrzej Bajguz