Radio Białystok | Magazyny | Podróże po kulturze | Dominik Sołowiej poleca serial "Wikingowie: Walhalla"
Brodaci, doskonale zbudowani, z dziką energią w oczach i rękoma wielkości bochnów chleba. Oto wikingowie - postacie z odległej historii, które dziś, za sprawą platform streamingowych z serialami, goszczą na szklanych ekranach, fascynując i kobiety, i mężczyzn.
Częstym problemem przy wyświetlaniu playera jest używanie Adblocka.
Dłuższe dźwięki na niektórych wersjach przeglądarki Chrome są ucinane.
Produkcje z ich udziałem są krwawe, drapieżne, zapierają dech w piersiach spektakularnymi scenami walk i hipnotyzują magią dawnych obrzędów. Wśród najpopularniejszych tytułów jest dziś sześciosezonowa saga o Ragnarze Lodbroku i jego synach (polska premiera pierwszego sezonu miała miejsce w 2013 roku). Ale teraz w sieci dostępny jest inny, godny uwagi tytuł: “Wikingowie: Walhalla” - produkcja, która znalazła się w TOP 10 najpopularniejszych seriali w 89 krajach.
Akcja “Walhalli” dzieje się w XI wieku, a więc wtedy, gdy Wikingom, w wyniku podbojów, udało się opanować niemal 80% terytorium Anglii i posadzić na tronie króla duńskiego Knuta Wielkiego. Serial zabiera nas w samo centrum wydarzeń sprzed wieków, skupiając się m. in. na militarno-dyplomatycznych działaniach Wikingów, którzy do perfekcji opanowali nie tylko podróżowanie szybkimi, zwinnymi łodziami (tzw. drakkarami), ale i walkę wręcz, w której wykorzystywali miecze, topory, włócznie i łuki. Jak wiemy z historii, wikingowie odnosili sukcesy dzięki szybkości, mobilności i wykorzystywaniu piechoty. A w trakcie morskich potyczek stosowali słynną technikę abordażu, polegającą na stykaniu ze sobą dwóch okrętów i prowadzeniu walki wręcz z przeciwnikiem. Wszystko to zobaczymy w “Walhalli”, będąc świadkami doskonale zrealizowanych scen batalistycznych, tak naturalistycznych, że widzowie o delikatnych nerwach poczują się mocno niekomfortowo. Te chwile zrekompensują nam jednak przepiękne mistyczne fragmenty opowieści, kiedy razem z jedną z głównych bohaterek dotrzemy do świętego dla wikingów miasta Uppsala w Szwecji i weźmiemy w obrzędach, w których wykorzystywano halucynogenne substancje. Całość uzupełni perfekcyjna scenografia, obsada serialu oraz niewiarygodnie przekonująca charakteryzacja nie tylko głównych postaci, ale i setek statystów, pojawiających się na polach bitewnych Anglii.
Dla tej tylko, wizualnej strony “Wikingów” warto poświęcić kilka wieczorów. Co nie oznacza, że z fabułą serialu coś jest nie tak. Mimo że nie jest to historia przypominająca bohaterski epos o dwumetrowym wikingu Beowulfie, to treść jest spójna, dialogi przekonujące (chociaż surowe w formie), a fabuła zawiera odrobinę historycznej prawdy (serial pokazuje m. in. masakrę w dniu św. Brice'a, która była planowanym zabójstwem wszystkich duńskich osadników, mieszkających Oksfordzie; rozkaz wydał żołnierzom angielski król Æthelred). Ale nie o wierność faktom chodziło w tym przypadku twórcom serialu, bo to nie dokument, tylko saga o średniowiecznych wojownikach. Dlatego przygotujmy się na krwistą opowieść o epoce, w której ktoś, kto się urodził, miał szczęście, jeśli dożył do symbolicznej trzydziestki albo czterdziestki. Bo w “Wikingach” prawdopodobieństwo utraty życia w bitwie albo w leśnej zasadzce było tak duże, że nie opłacało się myć ani ciała, ani włosów (może dlatego wikingowie wyglądali dość ponuro, jeśli chodzi o stan fryzur). Ale nie tylko podbój nowych ziem zwiększał szansę na przejście do Walhalli, czyli krainy wojowników, ale i święte wojny, toczone między wikingami, czczącymi Thora i Odyna, a równie bezwzględnymi chrześcijanami (przedstawiciele obu religii nie wykazywali się niestety delikatnym podejściem do innowierców, dlatego w walkach ginęli nie tylko mężczyźni, ale i kobiety z dziećmi). To najmroczniejsza część tej opowieści, najtrudniejsza do zrozumienia i zaakceptowania. Najwidoczniej jednak widzowie nie mają nic przeciwko niej, bo sezon pierwszy “Wikingów: Walhalli” doczekał się kolejnego cyklu, a sezon III pojawi się na początku przyszłego roku. Przekonajmy się więc, czy brodaci wikingowie zyskają naszą sympatię. Ja, gdybym spotkał na ulicy króla Knuta Wielkiego, to pewnie ukłoniłbym się z gracją i uciekał, gdzie pieprz rośnie. Na szczęście mogę włączyć sobie serial “Wikingowie: Walhalla” i przy kawie oraz ciastkach przyglądać się wojennym zmaganiom duńskiego władcy - twórcy imperium Morza Północnego, a przy okazji w jednej z epizodycznych ról zobaczyć Marcina Dorocińskiego.
Czy poprzez wzory matematyczne da się interpretować przyrodę oraz... sztukę? Z kolei w jaki sposób sztuka może opisywać reguły naukowe? Odpowiedzi na te pytania warto poszukać w Białymstoku na wystawie malarstwa "Efekt Motyla" białostockiej artystki Małgorzaty Miecielskiej-Maksimowicz.
Naczynia z czasów protocywilizacji trypolskiej sprzed pięciu tysięcy lat, przedmioty z epoki neolitu i brązu, antyczna grecka ceramika czy pamiątki pierwszych lat chrześcijaństwa na Rusi Kijowskiej - takie zabytki można obejrzeć na wystawie „Ukraina przed wiekami” w Muzeum Podlaskim w Białymstoku.
Każdy z nich to małe dzieło sztuki. W foyer białostockiego kina Forum można oglądać wystawę plakatów filmowych Maksa Bereskiego.
Te prace to przede wszystkim wyraz przemyśleń artystki na temat bliskości, pamięci, nostalgii i upływającego czasu. W białostockiej Galerii im. Sleńdzińskich oglądać możemy wystawę Violetty Kosińskiej-Piskurewicz, w której główną rolę odgrywa tkanina.
Nie ma dziś chyba wielbicieli filmów o Jamesie Bondzie, którzy nie słyszeliby o Idrisie Elbie - czarnoskórym brytyjskim aktorze, namaszczonym przez media na następcę Daniela Craiga.
Podlasie to region, w którym – podobnie jak na Podhalu – zachowana jest ciągłość przekazu pokoleniowego. Tutaj tradycyjne formy muzyki, także w sferze „ponowień” (określenie za Piotrem Dahligiem) i rekonstrukcji, istnieją na równi z formami nowoczesnymi, folklor współistnieje z folkiem, czego przykładem może być choćby działalność zespołów Czeremszyna z Czeremchy...
Dionizy Purta i Katarzyna Krauze-Romejko - rzeźbiarz i malarka. Ich artystyczne drogi spotkały się na wspólnej wystawie pt. „Anioły”.
Niedzielny wieczór (19.03) w Polskim Radiu Białystok upłynął pod znakiem rockowych brzmień. Na scenie Studia Rembrandt wystąpił zespół Waterside.
Ciekawe aranżacje znanych przebojów i występ chóru seniorów z Podlaskiego Instytutu Kultury, a także świetny kontakt z publicznością - to zalety koncertów (bo były dwa) Dawida Podsiadły w Operze i Filharmonii Podlaskiej.
Prowadzący:
Andrzej Bajguz