Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd ponownie zajmie się sprawą ujawnienia tajemnicy skarbowej
Sąd Okręgowy w Białymstoku uchylił w czwartek (26.11) uniewinnienie i przekazał do ponownego rozpoznania w pierwszej instancji sprawę trzech osób, którym prokuratura postawiła zarzuty korupcyjne w sprawie związanej z przestępstwami podatkowymi. Postępowanie dowodowe ma być przeprowadzone od początku.
Zarzuty dotyczą 2012 roku. Oskarżone osoby, to ówczesny pracownik Urzędu Kontroli Skarbowej (UKS) i dwie kobiety z firmy zajmującej się m.in. handlem stalą.
Urzędnikowi UKS prokuratura zarzuca, że przyjął korzyść majątkową i osobistą od tych pracownic spółki; ową korzyścią miały być produkty żywnościowe i alkohol przeznaczone na nieformalne spotkanie, w zamian za naruszenie tajemnicy skarbowej. Miało chodzić o udzielenie rady i informacji o postępowaniu UKS wobec tego podmiotu gospodarczego. "W szczególności o faktycznym kierunku postępowania, zamierzeniach organu kontroli, udzielenia obietnicy informowania z wyprzedzeniem o podejmowanych działaniach UKS w Białymstoku w tym zakresie" - wynika z aktu oskarżenia.
Łapówką miały być m.in. wędliny, pieczywo, żółty ser, ryby w marynacie, wódka i piwo o wartości ok. 200 zł, kupione za pieniądze kontrolowanej spółki.
Współoskarżone pracownice tej spółki (spotkanie odbyło się w mieszkaniu jednej z nich) stanęły przed sądem pod zarzutem udzielenia takiej korzyści majątkowej i osobistej. W lutym Sąd Rejonowy w Białymstoku całą trójkę uniewinnił.
Wyrok zaskarżyła prokuratura, która chciała jego uchylenia i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania. Sąd okręgowy w całości apelację uwzględnił, wszystkie zarzuty prokuratury uznając za zasadne. W podsumowaniu ustnego uzasadnienia wyroku zaznaczył, że konieczne jest ponowne przeprowadzenie całego postępowania dowodowego, choć przy zastosowaniu przepisów, które pozwalają uznać za ujawnione te dowody, które nie miały wpływu na uchylenie wyroku.
Prokuratura zwracała uwagę na błędy w postępowaniu sądu pierwszej instancji. Chodziło m.in. o to, że sąd rejonowy przyjął, iż zachowanie oskarżonego urzędnika UKS nie przekroczyło granicy znacznego stopnia społecznej szkodliwości czynu, a jednocześnie sprawy warunkowo nie umorzył, a orzekł uniewinnienie. Kolejny zarzut, to kwestia wykorzystania ważnych zeznań jednego ze świadków (kobieta odmówiła składania zeznań i sąd to uwzględnił), podejrzanego w innym postępowaniu karnym związanym z tą samą firmą.
Sąd okręgowy ocenił też, że zasadny jest argument śledczych o zbyt pobieżnej i powierzchownej ocenie dowodów w pierwszej instancji, zwłaszcza nagrań rozmów między osobami związanymi ze spółką, której dotyczyły działania służb skarbowych. "Budując stan faktyczny w sprawie, sąd w przeważającej części dał wiarę wyjaśnieniom składanym przez oskarżonych przed sądem" - mówił sędzia Przemysław Wasilewski.
Zaznaczył, że na podstawie nagrań rozmów można zrekonstruować przygotowania do spotkania, świadomość jego celu u poszczególnych oskarżonych, a także zakres informacji, które urzędnik UKS w czasie owego spotkania przekazał. "To najistotniejsza grupa dowodów, w oparciu o które można weryfikować wiarygodność wyjaśnień oskarżonych i - w miarę precyzyjnie - ustalać stan faktyczny w sprawie" - mówił sędzia.
Podał przykład słów oskarżonego o "zwabieniu" go na spotkanie wieczorową porą, które - jak uzasadniał sąd - podważają nagrania z rozmów, gdzie pracownicy spółki mówią między sobą, że będzie takie spotkanie "z pewnym panem, który powie co i jak, i o co w tym wszystkim chodzi", oraz że będzie ono miało charakter prywatny z urzędnikiem, który co prawda kontroli nie przeprowadza, ale "nam wszystko opowie".
Sąd przywoływał też w uzasadnieniu wyjaśnienia urzędnika UKS; uznał je za sprzeczne z tym, co mówią pozostali współoskarżeni i resztą materiału dowodowego. Sędzia Wasilewski podkreślał przy tym, że rozważania sądu odwoławczego nie oznaczają przesądzenia, czy oskarżeni są winni, czy nie.
Główne śledztwo dotyczące działalności spółki i przestępstw podatkowych, obejmujące siedem osób z zarzutami, jest już na ukończeniu. Według prokuratury, chodzi o co najmniej kilkadziesiąt mln zł.