Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd nie skazał oskarżonych w procesie dotyczącym unijnego dofinansowania inwestycji drogowych
Żadnej z osób oskarżonych nie skazał białostocki sąd rejonowy w procesie dotyczącym m.in. poświadczenia nieprawdy w dokumentacji potrzebnej do unijnego dofinansowania, o które starał się Podlaski Zarząd Dróg Wojewódzkich. Jedną osobę uniewinnił, a wobec trzech postępowanie umorzył, w tym w jednym przypadku - warunkowo.
Oskarżony, wobec którego zapadło orzeczenie o warunkowym umorzeniu postępowania karnego na dwa lata, ma zapłacić 2 tys. zł świadczenia pieniężnego na cel społeczny. Prokuratura chciała w tej sprawie kar więzienia w zawieszeniu i grzywien. Wyrok, który zapadł w czwartek po trwającym blisko 2,5 roku procesie, nie jest prawomocny.
W listopadzie 2020 roku z mocy prawa zostało umorzone postępowanie wobec ówczesnego dyrektora Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich (PZDW), również współoskarżonego w tej sprawie, który wówczas zmarł.
śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte po działaniach kontrolnych przeprowadzonych przez CBA. Zarzuty związane były z unijnym finansowaniem inwestycji drogowych z 2016 roku, prowadzonych przez PZDW. W ocenie prokuratury, złożony został nierzetelnie przygotowany wniosek o unijne dofinansowanie i doszło do niedopełnienia obowiązków związanych z rozliczeniem dokumentacji.
Oskarżeni to obecni lub byli urzędnicy PZDW oraz przedsiębiorcy, którym prokuratura zarzuciła wystawienie dokumentów poświadczających przygotowanie studiów wykonalności, gdy - według śledczych - jeszcze nie były one gotowe.
Stawiając w tej sprawie zarzuty, prokuratura zwracała uwagę, że dotyczą one tzw. przestępstw formalnych (chodziło o oświadczenia, że dla konkretnych inwestycji PZDW dysponuje takim studium wykonalności, gdy w rzeczywistości tak nie było) i nie doszło do realnego wyłudzenia pieniędzy i poniesienia szkody przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, do której były składane wnioski o dofinansowanie kilku inwestycji drogowych w regionie.
Do Agencji pierwotnie złożone zostały wnioski z plikami, które miały zawierać studia wykonalności, ale plików tych nie udało się urzędnikom PARP otworzyć. Niespełna trzy tygodnie później PZDW załączył już działające - i zawierające wymagane dokumenty - załączniki.
Jak mówiła uzasadniając wyrok sędzia Małgorzata Sawicka, żeby zyskać czas na dopracowaniu studiów wykonalności, które nie były gotowe w wymaganym terminie, celowo załączono wadliwe pliki, które nie dawały się otworzyć. Ostatecznie jednak wnioski o dofinansowanie nie zostały wówczas przez PARP zaakceptowane (nie miały załączonych zezwoleń na realizację inwestycji drogowej).
Sąd ocenił, że doszło do poświadczenia nieprawdy, bo studia wykonalności były gotowe trzy tygodnie później, niż wynika to z dat wpisanych do dokumentów, ale jednocześnie wziął pod uwagę, że oskarżeni nie działali z pobudek finansowych, tzn. nie chodziło o to, by podmiot, który realizował to zlecenie, nie zapłacił kar umownych za przekroczenie terminu.
Sędzia Sawicka mówiła, że żaden z dowodów nie potwierdza "jakiejkolwiek chęci" osiągnięcia korzyści majątkowej, jaką byłoby nienaliczenie kar umownych z wynagrodzenia wykonawcy. "W żadnej z rozmów (wśród dowodów były podsłuchy rozmów telefonicznych - PAP) nie było na ten temat żadnych treści, nie było ponagleń" - powiedziała.
"Kwestia dotyczyła tego, że PZDW bardzo zależało na tym, by jednak ratować te wnioski, by społeczeństwo mogło korzystać z nowych, pięknych, wybudowanych dróg i by ten wniosek nie przepadł" - mówiła sędzia Sawicka. Zwracała też uwagę, że zleceniobiorcy mieli bardzo mało czasu na przygotowanie dokumentów u nich zamówionych (niecałe pół miesiąca, gdy standardowo trwa to 1-2 miesiące), do tego nie dysponowali wszystkimi dokumentami z PZDW potrzebnymi do przygotowania studiów wykonalności.
Ostatecznie sąd uznał, że w ich przypadku szkodliwość społeczna działania była znikoma i postępowanie wobec nich umorzył. Jednego z urzędników PZDW uniewinnił, wobec drugiego - wówczas zastępcy dyrektora tego podmiotu - postępowanie umorzył warunkowo i nakazał mu zapłatę 2 tys. zł na cel społeczny.
Sąd ocenił, że w jego przypadku wina i szkodliwość działania nie były znaczne, oskarżony nie był też wcześniej karany, a do wyrządzenia szkody nie doszło. Sędzia zwróciła też uwagę, że część dokumentów, których proces dotyczył, przydała się w przyszłości, bo zostały wykorzystane w kolejnych konkursach na unijne dofinansowanie.