Radio Białystok | Wiadomości | Właścicielki hodowli psów skazane za znęcanie się nad zwierzętami
To nie były jednodniowe zaniedbania, psy przez długi czas przetrzymywane były w skandalicznych warunkach. Tak, to co się działo w legalnej hodowli w Folwarkach Małych niedaleko Zabłudowa, ocenił białostocki sąd i prawomocnie skazał jej właścicielki.
To matka i córka w wieku 44 i 23 lat. Kara za znęcanie się nad zwierzętami to wyroki 10 i 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Sąd orzekł też trzyletnie zakazy prowadzenia hodowli psów i przepadek zwierząt.
Skazane mają także zapłacić łącznie 30 tys. zł nawiązki na rzecz białostockiego oddziału TOZ.
Według aktu oskarżenia, kobiety hodowlę w Folwarkach Małych prowadziły od marca do października 2019 r.
Chodziło głównie o psy rasy bulterier i staffordshire bulterier, trzymane w niewielkim, wiejskim domku. W opisie zarzutów była mowa o zanieczyszczonych psimi odchodami pomieszczeniach, gdzie było duże stężenie amoniaku w powietrzu i gdzie znajdowały się też niebezpieczne dla zwierząt przedmioty, przetrzymywaniu tych psów w dużym zagęszczeniu i hałasie.
Część psów bytowała w małych i brudnych transporterach, czyli kontenerach, które powinny służyć wyłącznie do transportu zwierząt. Mowa też była m.in. o braku dostępu do odpowiedniego pokarmu i do wody przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby.
Doszło do znęcania się nad 26 psami
Sąd pierwszej instancji nieco zmienił opis czynów (m.in. skrócił okres objęty zarzutami), ale uznał, że doszło do znęcania się nad 26 psami i świadomego dopuszczenia się zadawania im cierpień. Orzekł zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, jak hodowla psów, ale nie zakazał im posiadania psów.
Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał dokonaną przez pierwszą instancję ocenę zebranych w sprawie dowodów za prawidłową. Uzasadniając wyrok, sędzia Dariusz Orłowski mówił, że apelacja obrońcy to jedynie subiektywna ocena tych dowodów i „dowolna polemika” z ustaleniami sądu rejonowego.
Brak jest podstaw do kwestionowania prawidłowości postępowania dowodowego, nie wymagało ono uzupełnienia - mówił sędzia.
Przywoływał zapisy prawne, które definiują znęcanie się nad zwierzęciem i jakie może ono przybierać formy. Zwracał przy tym uwagę, że nie jest to zamknięty katalog zachowań. Sędzia Orłowski mówił, że nie da się podważyć zebranych w sprawie dowodów - zeznań świadków czy opinii biegłych, a zwłaszcza zdjęć z miejsca, gdzie zwierzęta bytowały.
Podkreślał, że oskarżonym nie zarzucano, iż doszło do obrażeń u zwierząt, ale do takich zachowań, które wywoływały u psów ból i cierpienie. Choć zaznaczył, że były wśród tych zwierząt i takie, które miały „fizyczne oznaki będące skutkiem ich niewłaściwego bytowania”, np. ubytki sierści czy zmiany alergiczne.
Sędzia mówił też, że zebrane dowody wskazują, że stan zwierząt w momencie odkrycia sytuacji w hodowli nie był skutkiem jakiegoś jednodniowego zaniedbania, ale były to zaniedbania długotrwałe.
Nie powinny prowadzić hodowli
Odnosząc się do argumentów obrony, że problemy lokalowe hodowli były przejściowe i związane z koniecznością zmiany jej miejsca, sędzia Orłowski mówił, że nie jest to żadne usprawiedliwienie.
Jeżeli nie miały one (oskarżone) odpowiednich warunków, środków, sił i możliwości do prowadzenia hodowli, to nie powinny prowadzić hodowli, bądź wykazać jakąkolwiek inicjatywę, aby uzyskać pomoc od odpowiednich podmiotów. Tymczasem kontynuowały one hodowlę, nie bacząc na dobrostan zwierząt pozostających pod ich opieką - mówił sędzia.
Odnosząc się do wysokości kary, ocenił, że łagodniejsze „z pewnością jedynie utwierdziłyby oskarżone w poczuciu bezkarności, a także w odczuciu społecznym byłyby z pewnością odebrane jako zbyt łagodne”.