Radio Białystok | Wiadomości Studio Suwałki | Kiedy wolno strzelać do dzika. Felieton Tomasza Kubaszewskiego
"Eksterminacja", "masakra", "rzeź" - takie określenia padały.
Były też opisy typu: "psy rozszarpują przestrzelone dziki i zakrwawione biegają po okolicy. Ślady krwi ciągną się metrami po śniegu". Pojawił się również apel: "Koledzy myśliwi, przyszedł dla nas czar próby". I dalej: "pokażmy, że polski myśliwy to nie bandyta", "nie stańmy po stronie barbarzyńców, którzy w imię tylko celów politycznych chcą zniszczyć naszą pracę".
No i głos zabrał autorytet, który, jak to mówią, na wszystkim "siezna". Kiedyś, jako premier, powiedział, że rząd nie pomoże rolnikom poszkodowanym przez gigantyczną powódź, bo "trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać". Teraz stwierdził, iż najlepiej zlikwidować hodowlę trzody w dużej części Polski.
Oczywiście, wszystkie te mocne słowa i makabryczne opisy padły w kontekście dzików, przenoszących niesłychanie groźnego wirusa ASF. Kiedy za poprzednich rządów w Polsce wybito 300 tysięcy tych zwierząt, jakoś nikt nie protestował. Ale to żadne odkrycie nie jest. Tu nie chodzi o decyzję, lecz o to, kto ją wydaje. Kornika w Białowieży ruszyć nie można, przenoszącego gruźlicę i występującego w nadmiarze w puszczach boreckiej i knyszyńskiej żubra nie można, bobra nie można. Choć te ostatnie dokonują nad takim suwalskim zalewem Arkadia prawdziwego spustoszenia, a w zastawianych przez nich pułapkach ludzie łamią nogi. Nie wspominając już o tym, że na zagospodarowanie całego terenu z publicznych pieniędzy wydano krocie nie po to, by panoszyły się tu zwierzęta.
Poseł Paweł Kukiz stwierdził, że strzelanie do prośnych loch to jest tak, jak Bandera i UPA robili z Polakami. Profesor Andrzej Zybertowicz powiedział z kolei w telewizji, iż nie zna się na polityce leśnej, ale na podatności na epidemie psychiczne już tak.