Radio Białystok | Wiadomości Studio Suwałki | Okiem naszego felietonisty - felieton Tomasza Kubaszewskiego
Tak słabych mistrzostw świata w piłce nożnej jeszcze nie oglądałem. A oglądam od 1974 roku.
Na 60 rozegranych do tej pory spotkań, najwyżej dwa, góra trzy były na prawdziwie mistrzowskim poziomie. Z boisk wieje nudą, a widz ożywia się najczęściej wówczas, gdy bramkarz popełni kolejny kardynalny błąd, obrońca strzeli samobója, zaś napastnik fatalnie spudłuje.
Jeżeli nie nastąpi jakiś cud, jakieś cudowne przebudzenie, to półfinał Chorwacja - Anglia będzie najgorszym półfinałem w historii mistrzostw świata.
W dzisiejszej piłce reprezentacyjnej nie wygrywa już najlepszy z najlepszych, lecz najlepszy z najsłabszych. Ostatnie mistrzostwa Europy pokazały to dobitnie.
W ogóle futbol stał się dziwaczną dyscypliną sportu, w której rządzą niebotyczne pieniądze i niespecjalnie klarowne interesy. I nie zasługuje na to gigantyczne zainteresowanie, jakim się cieszy. Nawet na zdawałoby się najwyższym poziomie, czyli drużyn narodowych. A im niżej, tym gorzej.
Dlaczego o tym mówię? Czesław Renkiewicz, prezydent Suwałk, ogłosił, że za publiczne pieniądze kupi 19 procent akcji klubu Wigry. To akurat nie będzie jakiś straszny wydatek. Przynajmniej na razie. Bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się w przyszłości. Przedstawiciele władz przyznają to zresztą publicznie.
Do tej pory suwalscy podatnicy wydawali na Wigry ponad milion złotych rocznie plus koszty utrzymania stadionu, które, Bóg jeden wie, ile wynoszą. Do tego dochodziły bliżej nieokreślone kwoty od spółek komunalnych, czyli PWiK-u, PEC-u, PGO i PGK. Teraz pojawiła się kolejna dotacja - 950 tysięcy na ratowanie klubowych finansów. Jak nic, to już dziś kilka milionów rocznie.
Nie przypominam sobie ani jednej porządnej debaty, z udziałem nie tylko prezydenta czy radnych, ale szerszych grup społecznych, na temat zasadności tych wydatków. Decyzje zapadają w zaciszu gabinetów, a opinia publiczna otrzymuje tylko jakieś informacyjne strzępy.
Tak jak w polskim futbolu. Z tą różnicą, że tam z reguły chodzi o prywatne pieniądze, a nie o publiczne.