Tego lata cały Wołyń ogarnęła trwoga…
W ciszy wieczorów łuny nad horyzontem zwiastują niechybną rzeź.
Cisza w Pogrance – Marcin Pilis w nowej, poruszającej do głębi powieści ukazuje dramat trudnej polsko-ukraińskiej przeszłości z perspektywy jednostek. Wśród trybów historii losy mieszkańców dwóch sąsiadujących ze sobą przez miedzę wsi – polskiej Pogranki i ukraińskiej Połapy – łączą się w opowieść o miłości, nienawiści, zdradzie i okrucieństwie oraz o pamięci, która bez końca wymusza poszukiwanie utraconych korzeni. Premiera 29 września.
Lipiec 1943 roku. Dwie nastoletnie siostry z Pogranki, Marysia i Lena, kochają się w młodzieńcu z sąsiedniej ukraińskiej wsi Połapy, jedna kocha skrycie. Dymytro jest członkiem UPA, ale nie osłabia to uczuć dziewcząt, choć są i tacy, co mówią o nwim straszne rzeczy. Dla nich jest swój. Tymczasem ze Wschodu docierają do Pogranki wieści o krwawych atakach na polskie wioski. Polakom trudno uwierzyć w pogłoski o takim okrucieństwie.
— A gdzie on jest? Gdzie Bogdanek? — spytała Marina.
— U babci Olgi — odparła Marysia.
Marina zesztywniała na moment. Jej wzrok napotkał spojrzenie Zygmunta, który niemal niedostrzegalnie
pokręcił głową, ale to nie wywołało zamierzonego efektu.
— Ja nie wim, nie wim — rzekła, cofając się do drzwi. — Ja bym go tam nie trzymała.
— Tu Bogdanka każdy lubi, a Dmytro to jak brat dla niego — powiedziała Wiera.
— Dmytro! Dmytro. — W głosie Ciemnej Mariny nie było nawet cienia sympatii. — Dmytro jest czort, do Bandery poszedł, co to ja nie wim? A tamci co? Tak samo poszli. Ile to z Połapy poszło tych młodych.
— Dmytro nie jest czort! — krzyknęła Marysia, czerwieniejąc na twarzy.
— A nie turbuj się, nie turbuj. Zobaczysz, jak tu przyjdzie, o, zobaczysz, czy nie czort — powiedziała
Ciemna Marina. — Ci w Połapie to nic nie powidzo, ale ja wam powim. Polaki tam już porżnięte są. Co ich tam było, musi taki dwie rodziny. No. Ja to bym go zabrała od Olgi. Idę, co tu po mnie. Pół wioski na noc w pole poszło, po żytach, po krzakach. A wy to nie wiem, też idźta.
Wybiegła szybko i zostawiła ich samych. Może pobiegła w żyto, jak wielu innych, a może do swojej małej chałupy. Pobiegła tam, gdzie prowadziło ją przeczucie, instynkt kierujący ciało tak, aby znaleźć miejsce, którego nikt nie znajdzie.
Lachy z Pogranki niepokój zagłuszają codzienną krzątaniną, która pozwala im zachować pozory zwyczajności. Lecz w te dni nic nie jest zwyczajne. Wkrótce będą zmuszeni dokonać wyboru: zostać czy uciekać. Wkrótce przekonają się, że okrucieństwo może nie mieć granic, a miłość i nienawiść potrafią zaślepić tak samo. W tych dniach, jeszcze na początku historii, towarzyszy im pełna napięcia cisza.
Była to cisza, w jakiej od tygodni pogrążały się domy w Pogrance, i nawet długie rozmowy nie potrafiły
zupełnie jej zagłuszyć. Obejmowała każde domostwo z osobna, każde po swojemu, wnikała przez
szpary w oknach, przez niedomknięte drzwi i martwe kominy, po swojemu przekraczając podwoje, osadzała się w narożach izb i w ciałach. Kiedy ludzie wychodzili na podwórza i szykowali brony, żeby pójść w pole, widzieli, jak ujawnia się na twarzach sąsiadów. Cisza ich samotnego losu, cisza wewnętrznego przeczucia, którą wynosili ze swoich domów, bo już nie mogli jej z siebie zrzucić. I szli w pole z tą ciągnącą się za nimi ciszą, która z każdą kolejną pogłoską zza
rzeki rozrastała się w ich
głowach i tłumiła słowa.
Lata 60. W ukraińskiej Połapie nic się nie zmieniło. Ludzie prowadzą zwykłe życie: kochają, kłócą się, wychowują dzieci, chodzą do cerkwi… Wydaje się, że o tragicznych wydarzeniach z lipca 1943 roku pamięta tylko Ołena Taraszuk. Czasem wraca na zgliszcza Pogranki, w jej głowie przeszłość jest wciąż żywa. I nie ma dla niej ani przebaczenia, ani dobrego losu.
Po latach w Połapie nic się nie zmieniło. Są tu te same twarze. Twarze z obrazów przeszłości, której nie
pamiętają. Takie odnoszę na koniec wrażenie. W ich umysłach zniknęły szczegóły, pozostał jakiś rozmazany ogólny obraz, może kilka nieruchomych obrazków, z tym że ich tam nie ma. Nie pytają siebie samych, skąd noszą te zapamiętane obrazy, ale wierzą, że ich tam nie ma.
I tylko czasem, kiedy zobaczą mnie na drodze do sklepu lub w cerkwi, na mnie popatrzą, coś im zaświta
w głowach, jakiś przebłysk tamtych zdarzeń. Dzieci nie, ale ich rodzice na moment przypomną sobie płomienie Pogranki, krzyki mordowanych, które docierały do domów w Połapie, gdy kobiety zamykały okna, aby zagłuszyć grozę. Ci, co pozostali we wsi, ci, co nie ruszyli na Pogrankę, zamykali okna, aby nie słyszeć.
Dziś w cerkwi modlą się o dobry żywot swój i swoich dzieci. Bo przecież liczy się to, co ma przyjść, a nie to,
co było. Nie da się zmienić tego, co minęło.
Historia toczy się dalej. Mijają lata. Tam, gdzie kiedyś stały domy Pogranki i toczyło się życie, dziś kwitną puste łąki. Na początku XXI wieku dwoje uciekinierów z Wołynia i Małopolski Wschodniej wraca w rodzinne strony. Wciąż mają nadzieję, że znajdą ukojenie, bo na zapomnienie liczyć nie mogą. Czy znajdą to, czego szukają?
W Ciszy w Pogrance Marcin Pilis głęboko sięga do ludzkich dusz. Obdziera bohaterów z człowieczeństwa i wszelkich złudzeń. Żongluje emocjami – także czytelnika. Perfekcyjnie buduje napięcie. I gdy wydaje się, że to już, że więcej krzywdy, strachu i ciszy znieść się nie da, okazuje się, że to nie koniec… „Autor […] pokazuje ten dramat przez los jednostek, nadając mu głębszy psychologiczny sens. Przypomina, że towarzyszyły mu: zaślepienie, okrucieństwo, ale i szaleńcza miłość” (z recenzji Marka A. Koprowskiego, historyka, autora kilkunastu książek o Wołyniu). Niezwykle mocna historia.
O autorze:
Marcin Pilis – pisze powieści i opowiadania. Jego proza łączy elementy powieści obyczajowej i psychologicznego thrillera, a bohaterowie często znajdują się w sytuacjach granicznych i są zmuszeni do podejmowania trudnych wyborów. Autor m.in. „Zemsty kobiet” i „Łąki umarłych”.
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska