Codziennie budzę się w oczekiwaniu i nadziei, że ujrzę coś nowego... Po roku spędzonym w leśnym zaciszu, z dala od cywilizacji Annie Dillard napisała przepiękną książkę o rozumieniu i odczytywaniu siebie i świata, sposobach widzenia, odnajdywaniu sensu życia. To lektura dla uważnych czytelników, tych, którzy potrafią na długie chwile zatrzymać się nad jednym zdaniem, delektować się jego pięknem, wytrwale dociekać ukrytych znaczeń. W księgarniach od 28 stycznia.
Nie rozumiemy, o co w tym wszystkim chodzi. (…) Ludzkie życie to ledwo widoczny ślad na powierzchni tajemnicy, przypominający niepojęte, kręte kanaliki, które w liściach kasztanowca drążą na przykład kasztanowcowiaczki. Powinniśmy się jakoś nauczyć patrzeć na świat szerzej, objąć wzrokiem cały dany nam krajobraz, zobaczyć go naprawdę i opisać, co się tutaj dzieje. Wtedy będziemy mogli przynajmniej wystękać właściwe pytanie, skierowane do wszechogarniającej ciemności, albo - czego też nie można wykluczyć - odśpiewać chórem odpowiedni na taką okazję hymn pochwalny.
Wciąż myślę o widzeniu. Na świecie można zobaczyć i znaleźć bardzo wiele - na przykład nierozpakowane jeszcze prezenty i niespodzianki. Cały świat jest usiany i usłany pieniążkami, porozrzucanymi dookoła hojną ręką. Ale – w tym sęk – kogo może ucieszyć zwykła jednocentówka? Jeżeli pójdziesz w kierunku, wskazanym przez jedną ze strzałek, jeśli przykucniesz bez ruchu na brzegu i zaczniesz przyglądać się zmarszczce, drżącej na powierzchni wody, po czym zostaniesz nagrodzony widokiem młodego piżmoszczura, przebierającego łapkami w drodze ze swojej norki na żerowisko, to czy uznasz ten widok tylko za błysk miedziaka i pójdziesz dalej swoją ponurą drogą? Na widok człowieka niedożywionego i wyczerpanego do tego stopnia, że nie ma siły schylić się po jednocentówkę, możemy powiedzieć, że na naszym świecie panuje straszne ubóstwo. Jeśli jednak ktoś po prostu kultywuje skromność, czyli, że się tak wyrażę, zdrowe ubóstwo, a znaleziona jednocentówka da mu dość sił, by przeżyć kolejny dzień, to ponieważ świat jest w istocie pełen jednocentówek, człowiek taki dzięki swojemu ubóstwu może niejako kupić resztę dni swego życia.
Najważniejsze, żeby mieć oczy otwarte. Przyroda jest jak dziecięca zagadka, jak ukryty w plątaninie linii rysunek: czy potraficie znaleźć ukrytą pośród liści kaczkę, dom, małego chłopca, wiadro, zebrę albo but?
Czas to nieprzerwany krąg, wężowa skóra, na której łuski zachodzą na siebie bez początku i końca, choć jeśli wolicie, można powiedzieć, że czas jest wstępującą spiralą, jak sprężynowa zabawka, zwana Slinky. Oczywiście nie mamy pojęcia, który z jej łuków na okręgu to nasz czas, nie wspominając już o tym, gdzie ów okrąg, by tak powiedzieć, przebiega, ani po czyich to wysokich schodach Slinky tak zręcznie się wspina.
W przyrodzie nieprawdopodobieństwa to właściwie jedyny towar na składzie. Cały świat jest jednym wielkim, obłąkańczym marginesem. Gdybym to ja miała dokonać aktu kreacji, na pewno zabrakłoby mi wyobraźni albo odwagi, by stworzyć więcej niż jeden, rozsądnej wielkości atom, gładki jak kula śniegowa, i na nim bym poprzestała. Żadne moje pojedyncze olśnienie ani wszystkie razem wzięte epifanie nie sięgnęłyby choćby tylko żyrafy.
Agnostycyzm pyta, kto zapalił światło. Wiara pyta, po co.
Bóg nie jest żartownisiem. Wszechświat nie został stworzony dla żartu, lecz całkiem uroczyście i na serio, chociaż wydaje się niezrozumiały – stworzony przez moc, która pozostaje tajemnicza, niezgłębiona, święta i szybka. Nic na to nie można poradzić, można jedynie o niej nie myśleć albo próbować ją zobaczyć.
Fragmenty książki Annie Dillard Pielgrzym nad Tinker Creek w tłumaczeniu Macieja Świerkockiego
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska