Wszechświatem nazywany, uniwersum wszech, niebem co gwiazdy zebrało i ułożyło kombinując złośliwie: tu trójkąt, tam wóz, indziej niedźwiedź. Kosmos.
W ten sposób patrząc, kosmosem jest to, co nad nami, uchwytność dana niewielu, pozbawiona ziemskiej, dotkliwej realności.
Nic bardziej mylnego! Jest ktoś, kogo już nie ma, istnieje w słowach, myślach i miłości do niego, kto szukał kosmosu wśród ludzi, znalazł. A imię jego, Gombrowicz.
Witold wyjechał na urlop do Zakopanego, by odetchnąć od realiów dnia codziennego, wojen domowych, potrawki z kury i Warszawy. Za kompana wziął Fuksa, gościa alergicznie uczulonego na Drozdowskiego- pracodawcę swojego, a nieznośność ta, była wzajemna.
Idąc upalną ścieżką, Ci dwaj, zauważają wróbla powieszonego, na sznurku, zabitego. Po co ktoś miałby wieszać wróbla ? Wydało się dziwne, choć łatwo było przejść z tym do porządku dziennego.
Zatrzymali się w pensjonacie, a tam, Pani domu Kulka i Katasia podejrzanie wargami połączona z Leną o ustach pełnych, acz ze skazą. Skąd to skojarzenie wszeteczne u niego ? Z podświadomej nici napięcia między Witoldem a zamężną z Ludwikiem Heleną? Jest i Leon —perwers językowy, podejrzanie gadatliwy, na przejażdżkę chętny. Dlaczego ?
I ten patyk na sznurku, i strzałka na suficie, czy aby ktoś nie maczał w tym palców ? Manipulował, zabawiał, wystrychał na dudków wakacyjnych pensjonariuszy? Z nudów na pudy uśmiercił kota ?
Ta cała intryga, jej skomplikowanie, mroczność i wieloznaczność, konstrukcja tekstu, narracja, to dzieło najlepsze jakie dotąd czytałam. To pierwsze gombrowiczowskie, jakie wpadło mi w ręce, choć w jego wyobraźni, jedno z ostatnich, przelanych na papier. To istne uniwersum fabuły, gdzie jedno zdarzenie-gwiazda, jest nie mniej nieważne od następnego świecącego elementu intrygi. Zmienne zależności jednej parki miodowej z drugą, Witolda z Leną, by za chwilę odnaleźć nowe znaczenie, ukryte, lub po prostu indywidualne dla każdego.
Uśmiechając się do tej fantastycznej kreacji, wczytując się w nią z niegasnącym entuzjazmem, odnajdywałam konstelacje powiązań, inne przy każdej zmianie perspektywy, po każdym zdaniu głębsze i przyjemniejsze — i ten niepowtarzalny dynamizm — z potoku skojarzonych słów w przy stole grę dłoni, dramat zbrodniarza i wyrachowane kłamstwo versus niewinność oburzonych postaci, ,,wielki rozhowor zdarzeń, nieustających fakcików, jak rechot żabi w stawie, rój komarów, rój gwiazd, chmura mnie zawierająca, mnie zacierająca, ze mną płynąca, sufit z archipelagiem i półwyspami, z punkcikami i zaciekami, aż po nudną białość nad roletą…”
By za chwilę roześmiać do rozpuku, Leona osobą, ,,rozliczna przygodo” mawiającą do niej, ,,rozliczna przygodo”.
,,Swój do swego po swoje”.
Po swoje sięgnęłam, do swego i swoje dostałam. A, że zbyt wspaniałe to, by móc się nacieszyć za jednym razem, zbyt wielkie wrażenie zrobiło, by ta recenzja mogła wyglądać inaczej, zbyt krótkie i zbyt głębokie…
Ite missa est!
Natalia Wróblewska
Od red :-)
Gombrowicz -tak późno odkryty?;)
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska