Do przeczytania "Mistrza" Katarzyny Michalak skłoniły mnie zachwyty wielu recenzentek nad tą książką, jakoby zawierała wiele rewelacyjnie opisanych scen erotycznych. Wcześniej jakoś nie miałam przyjemności zapoznania się z powieściami tej autorki, dlatego czym prędzej postanowiłam to nadrobić. Niestety, już po pierwszych stronach poczułam ogromne rozczarowanie i wymagało ode mnie sporej dozy samozaparcia, by dobrnąć do końca tej historii.
Większość akcji rozgrywa się w VillaRosie na Cyprze, w posiadłości, do której zostaje porwana Sonia będąca przypadkowym świadkiem porachunków gangsterskich. Od tej pory miejsce to stanie się jej więzieniem, pozbawionym możliwości ucieczki, zarządzanym przez dwóch braci - Raula i Wincenta oraz innych bandziorów, skłonnych do używania broni i inwigilacji. Jakże musi to być obce środowisko dla nieśmiałej, naiwnej Soni, nie mającej wcześniej żadnych bliższych kontaktów z mężczyznami, a tym bardziej takiego pokroju. Jej przeciwieństwo stanowi Andżelika, również przebywająca na tej wyspie, kobieta pewna siebie, wyrachowana, sypiająca z każdym, pozbawiona jakichkolwiek hamulców, zasad moralnych, czy sentymentów.
Dalej natrafiamy już tylko na stos rozmaitych zdarzeń bez ładu i składu. Można się pogubić, z jakim gatunkiem literackim mamy tu do czynienia. Jeśli miałby to być erotyk, to według mnie autorka w ogóle nie zbudowała napięcia, jakiegoś oczekiwania, pragnienia, którego spełnienie przyprawiałoby o szybsze bicie serca. Te odważniejsze sceny zostały mocno spłaszczone, a wiele z opisanych tam wygibasów wydaje się po prostu fizycznie niewykonalnych. Więc może to takie trochę fantasy, bo jak to inaczej tłumaczyć?
Autorka wszelkie próby podniecenia czytelnika dusi w zarodku poprzez nagminne stosowanie słowa płeć, które o dziwo jest dla niej synonimem kobiecego łona. Nie wiem, czemu taki zabieg miał służyć, mnie zaczęło już to błędne użycie słowa bez przerwy zwyczajnie irytować. Według Słownika Języka Polskiego płeć to "zespół właściwości charakteryzujących organizmy osobników męskich i żeńskich i przeciwstawiających je sobie wzajemnie". Rozumiem pokusę tworzenia neologizmów, ale po co sięgać po słowo o zupełnie odmiennym znaczeniu, normalnie funkcjonujące w języku i naginać je do swoich potrzeb?
Jeśli spojrzeć na tę książkę jako na kryminał, to znów dostrzega się spore braki. Niby takie to wszystko straszne, gangsterzy, strzelaniny, obrzydliwe wstrzykiwanie substancji w żyły, ale częściej niestety wywołuje salwy śmiechu. Ktoś próbuje zbiec, to go w sposób jakby przepraszający postrzelą, a potem kurują w posiadłości. Innym razem nieprzytomna osoba nagle dochodzi do siebie, gdy tylko pojawia się niebezpieczeństwo. Pomoc nadciąga w ostatniej chwili. Coś jest ukryte, rzucone gdzie popadnie, po czym ekspresowo odnalezione i użyte przez osobę, która tylko co się ocknęła. Cóż za trzeźwość umysłu! Ta nierealność sprawia, że zupełnie nie sposób wciągnąć się w treść powieści, jest po prostu zbyt abstrakcyjna.
Jak na romans książka także wypada blado. "Mistrz" to niestety historia miłosna z najniższej półki, dość banalna. Próżno szukać tu kwiecistego języka, pełnego natchnienia, charakterystycznego dla tego gatunku. Występuje tu język prosty, potoczny, podwórkowy i miejscami wulgarny, co wręcz odpycha i skłania do zadawania pytań, czy w literaturze powinno w ogóle występować takie słownictwo. Nie przeszłoby mi coś podobnego przez usta, dlatego też nie będę tu przytaczać.
Z bohaterami nie sposób się utożsamić, ponieważ są zupełnie niewiarygodni. Portret Soni nadawałby się do szczegółowej analizy psychologicznej. Przez większość książki jest nieśmiała, niedoświadczona w sprawach łóżkowych, nie posiada nawet elementarnej wiedzy o seksie, choć ma już swoje lata. Dopadają ją więc absurdalne lęki, które rozwiałoby choćby przeczytanie podstawowego podręcznika do biologii. Czyli mamy taki przekaz, że albo to nieuk, albo chowała się gdzieś na odludziu, z dala od edukacji i internetu. Ale mało tego! W jednej, konkretnej sytuacji staje się nagle rozwiązła, by potem znów skryć się w swej nieśmiałości. Sama nie wiem, może to taka "z cicha pęk" i struga tylko niewiniątko, albo kobieta o zaburzonej osobowości. Coś tu jednak nie gra, nawet zgrzyta, zaburzając zupełnie obraz tej postaci. Z kolei pozostali bohaterowie są nakreśleni bardzo pobieżnie, przez co stają się miałcy, podobni jeden do drugiego, momentami karykaturalni.
Niestety, mojej pierwszej przygody z prozą Katarzyny Michalak nie można zaliczyć do udanych. Jedyne, za co mogę pochwalić "Mistrza" to parę opisów Cypru, które nawet mi się podobały oraz za poprawę humoru spowodowaną reakcją na te wszystkie nieprawdopodobieństwa. Chyba ciężko mi zachęcić kogokolwiek do jej lektury. Myślę, że sama sięgnę jeszcze po jakąś książkę tej autorki, aby przekonać się, czy potrafi pisać lepiej.
Małgorzata Gołko
Od red. Wielkie dzięki za cztery recenzje! Książki w zamian za nie- czekają na portierni Polskiego Radia Białystok :-)
Prywatnie tu: tudorotasokolowska.pl
Prowadzący:
Dorota Sokołowska