Radio Białystok | Magazyny | Podróże po kulturze | “Po złej stronie torów” - recenzja Dominika Sołowieja
Czasami tak jest: rodzimy się w złym miejscu i w złym czasie. Nie to miasto, nie ta dzielnica, nie ta szkoła. Niektórym jest łatwiej, a niektórym życie rzuca kłody pod nogi. A przecież marzenia wszyscy mamy takie same. O czym więc marzą bohaterowie hiszpańskiego serialu “Po złej stronie torów”? O bogactwie, przyjaźniach, świetnej robocie i braku kłopotów. Ale mają pecha: mieszkają w ubogiej dzielnicy, w której szansa na znalezienie dobrze płatnej pracy równa się zeru.
Częstym problemem przy wyświetlaniu playera jest używanie Adblocka.
Dłuższe dźwięki na niektórych wersjach przeglądarki Chrome są ucinane.
Jedynym sposobem na szybki zarobek jest handel narkotykami. Na to decyduje się para niefrasobliwych nastolatków: Irene i Nelson. Pomysł mają prosty: sprzedać kilogram heroiny, pożyczony od lokalnego dilera, i oddać mu część zarobionych pieniędzy. Sprawy, jak to w życiu, mocno się komplikują. Heroina znika, a Irene i Nelson trafiają na celownik mafiozów, którzy chcą odzyskać utracony towar. Na szczęście Irene może liczyć na swojego dziadka, byłego wojskowego, weterana, faceta “starej daty”, człowieka zasad, traktującego ludzi twardą ręką. Tirso daleko do poprawności politycznej, bo obraża każdego, kogo spotka na drodze. Ale można na nim polegać, szczególnie, jeśli ma się kłopoty. Oczywiście każdy dziadek kocha swoje wnuki, więc i Tirso, wkurzony dilerami snującymi się po jego ukochanej dzielnicy, postanawia wnuczce pomóc, przy okazji ucierając nosa przestępcom i skorumpowanym policjantom.
Dorzućmy do tego klimat miasteczka, w którym ważniejsza od domu jest lokalna kawiarenka, serwująca espresso i tapas; dorzućmy topowych hiszpańskich aktorów oraz błyskotliwe dialogi - oto dlaczego pierwszy sezon serialu “Po złej stronie torów” cieszył się w Hiszpanii oszałamiającą popularnością i dlaczego jego twórcy, idąc za ciosem, szybko przygotowali sezon drugi. Kontynuacji nie znam, więc nie wiem, czy utrzymała poziom, ale dla debiutanckich ośmiu odcinków warto poświęcić kilka chwil, szczególnie, jeśli lubi się gorącą Hiszpanię.
Ale ostrzegam: wielbiciele urokliwych barcelońskich uliczek mogą być serialem zaskoczeni. Bo tu widzimy Hiszpanię brudną, niebezpieczną, zmagającą się z prostytucją i narkomanią. To kraj o nierównym statusie społecznym, który nijak się ma do turystycznych folderów. Twórcom serialu udało się o tym opowiedzieć, nie tworząc jednak produkcji ponurej, pesymistycznej, dołującej nawet największych optymistów. Całość ma bowiem swobodny, chociaż nie lekki charakter, bo częściej uśmiechamy się, oglądając “Po złej stronie torów”, niż zgrzytamy zębami, narzekając na niesprawiedliwość losu. Wkurza nas niefrasobliwość młodego pokolenia (te słowa pisze recenzent mocno po 40-tce), nieobecność policji w miejscach, które powinna patrolować, oraz nonszalancja, z jaką rodzice wychowują dziś swoje dzieci, odpowiedzialność za nie zrzucając na smartphony i internet. Na szczęście zawsze znajdzie się starszy pan, który będzie miał w nosie poprawność polityczną i społeczne konwenanse, i który, nie owijając w bawełnę, powie, co myśli albo, jak to się dzieje w serialu, sięgnie po argumenty fizyczne (czego oczywiście nie pochwalamy!). Taki właśnie jest Tirso - gość, który wzbudza tyle samo sympatii, co antypatii. Ja takiego dziadka na pewno bym się nie wstydził.
Chociaż serial nazwany został “telenowelą kryminalną”, to hiszpańska produkcja zdecydowanie wyróżnia się na tle konkurencji. Może “Po złej stronie torów” to historia, które nie zasługuje na nagrodę Emmy, ale my, widzowie, wiemy swoje i złośliwym krytykom nigdy nie damy się zwieść.
To będzie artystyczny powrót do legendarnego spektaklu dyplomowego „Krzesło” z 1990 roku, będącego początkiem współpracy trzech wybitnych twórców: Wojciecha Szelachowskiego (teksty piosenek, scenariusz), Krzysztofa Dziermy (muzyka, akompaniament) i Andrzeja Dworakowskiego (scenografia). Ten legendarny tercet przez lata współtworzył magię białostockiego teatru.
Jak brzmi dzisiejszy, a jak brzmiał dawny Białystok? Możemy dowiedzieć się z internetowej mapy, którą stworzyli studenci i pracownicy Wydziału Architektury i Wydziału Informatyki Politechniki Białostockiej. Jest na niej zaznaczonych kilkadziesiąt miejsc z charakterystycznymi dla nich dźwiękami.
Prof. Maria Poprzęcka - historyczka i krytyczka sztuki napisała książkę "Śmierć przed obrazem. O sztuce, starości i znikaniu". Dostała za nią nominację do nagrody literackiej Nike.
Białystok to opowieść. Nie jedna - lecz wiele, splecionych z obserwacji, emocji i wyobrażeń. Czasem uchwyconych wprost, a czasem przefiltrowanych przez osobistą wrażliwość twórcy. Białostocka Galeria Sleńdzińskich zaprasza nas na Osiedle Piasta. Tam, na placu szkoły podstawowej stanęły plansze z pracami Patryka Wikalińskiego - fotografa, którego minimalistyczne kadry zyskały...
Ten projekt jest materializacją odradzania przez sztukę i w sztuce. W Akademii Teatralnej mogliśmy w tym tygodniu oglądać prezentację scenografii dyplomowej studentki III roku technologii teatru lalek Pauliny Karczewskiej "Mała Pasja, czyli Historia o Psie Pana Jezusa".
Gdy tylko zobaczyłam pierwsze kadry, od razu wiedziałam - to on! Ta perfekcyjna symetria, te pastelowe kolory i ci bohaterowie, którzy wyglądają, jakby wyskoczyli prosto z eleganckiego katalogu, a zachowują się tak ekscentrycznie, że aż chce się ich uściskać. Tym razem Wes zabiera widzów w świat tajemniczego przemysłowca, Anatole’a „Zsa-zsy” Kordy (w tej roli świetny...
Pejzaże, portrety, kopie obrazów starych mistrzów, abstrakcja i martwa natura - w białostockiej Galerii Marchand tym razem prezentują się lekarze. Ich twórczość - daleka od przymusu - jest rodzajem wolności, w której każdy opowiada po swojemu o tym, co go ciekawi, intryguje, porusza.
Rodzina, przyjaciele i znajomi pożegnali w sobotę (14.06) byłego dyrektora artystycznego Białostockiego Teatru Lalek, reżysera i pedagoga Wojciecha Szelachowskiego. Twórca niezapomnianych "Krótkich kursów piosenki...", kabaretu DADA czy spektaklu "Niech żyje Punch" spoczął na cmentarzu Świętego Rocha w Białymstoku.
Dźwiękową podróż w czasie i po różnych zakątkach świata zaproponowało wspólnie Polskie Radio Białystok oraz Muzeum Pamięci Sybiru. Ścieżki bohaterów reportażu Aleksandry Sadokierskiej wiodą nie tylko przez Syberią i Polskę, ale też Włochy, Japonię czy Nową Zelandię.
Prowadzący:
Andrzej Bajguz