Amerykanie potrafią robić filmy, z najprostszej historii wyciskając to, co w niej najważniejsze i najatrakcyjniejsze.
Częstym problemem przy wyświetlaniu playera jest używanie Adblocka.
Dłuższe dźwięki na niektórych wersjach przeglądarki Chrome są ucinane.
I chociaż Hollywood przeżywa, moim zdaniem, kryzys dobrych scenariuszy, bo jeśli już coś pojawia się w kinie albo na platformie streamingowej, to jest albo banalne, albo odtwórcze - pojawiło się światełko w tunelu za sprawą filmu, który mógłby nam umknąć w zalewie setek atrakcyjnie brzmiących tytułów. To amerykańsko-brytyjska produkcja “Ostatni oddech”, w której rolę istotną, choć nie najważniejszą, zagrał ulubieniec publiczności aktor Woody Harrelson - popularny m. in. za sprawą kontrowersyjnego obrazu Olivera Stone’a “Urodzeni mordercy”.
Tym razem Harrelson nie jest ani kontrowersyjny, ani morderczy, bo gra kogoś, kto życia nie odbiera, lecz ocala. Oparty na faktach “Ostatni oddech” to opowieść o nurkach, pracujących na ekstremalnych głębokościach ponad 200 metrów i więcej. Ich zadaniem jest naprawianie kabli internetowych biegnących na dnie mórz i oceanów lub konserwacja rur gazowych, doprowadzających bezcenne paliwo do państw położonych setki kilometrów od źródeł wydobycia.
Jak doskonale wiemy z fizyki, taki nurek, nazywany także nurkiem saturowanym, nie może ot tak zanurzyć się na głębokość chociażby 90 metrów, gdyż znajdujące się w jego ciele gazy w płucach, uszach i zatokach uległyby kompresji do niebezpiecznego stanu, zagrażającego jego życiu. Dlatego przed każdym zanurzeniem nurkowie spędzają od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin w komorze saturacyjnej, gdzie ich ciało przyzwyczaja się od oddychania specjalną mieszanką helu i tlenu. I w taką właśnie misję naprawy kolektora gazowego, leżącego na Morzu Północnym, wyrusza trzech nurków, wśród których jest senior tego zawodu, Duncan Allcock, grany przez Woody’ego Harrelsona. To on opiekować się będzie Chrisem Lemonsem - młodym adeptem nurkowania, wspieranym przez innego wyjadacza Dave Yuasa.
Kiedy dwóch mężczyzn, po przejściu adaptacji w komorze saturacyjnej, zanurzy się w lodowatym Morzu Północnym, wydarzy się rzecz niespotykana. Ulegną bowiem awarii systemy utrzymujące w równowadze statek, do którego przymocowany jest tzw. dzwon, czyli stalowa kabina spuszczana z nurkami na dno morza. A że nurkowie saturowani nie korzystają z przymocowanych do pleców butli z gazem, tylko z długich kilkudziesięciometrowych przewodów, doprowadzających do ich hełmów mieszkankę do oddychania, to każdy gwałtowny ruch statku może pozbawić ich dostępu do tlenu. I rzeczywiście, po kilkunastu minutach pracy na dnie morza, pękają przewody doprowadzające gaz dla najmłodszego nurka Chrisa Lemonsa, a ten, porwany gwałtownym prądem, oddali się od dzwonu i straci kontakt z załogą. Zapasowego tlenu do oddychania pozostanie mu tylko na 10 minut, więc kiedy po upływie tego czasu załodze nie uda się znaleźć miejsca, w którym zatrzymał się dryfujący Chris, akcja ratownicza zmieni się w akcję wydobycia zwłok (przynajmniej teoretycznie, bo to, co wydarzy się na dnie Morza Północnego, wywróci do góry nogami naszą wiedzę na temat mózgu i jego zdolności przetrwania).
Kiedy czytałem artykuły poświęcone wypadkowi, który rzeczywiście miał miejsce w 2012 roku, ich sucha, lakoniczna treść nie była w stanie oddać atmosfery “Ostatniego oddechu”. Twórcy filmu potrafili bowiem maksymalnie wykorzystać czas, jaki ratownicy spędzili pod wodą, stopniowo budując napięcie i fabularną głębię. To napięcie jest tak duże, że co kilkanaście minut musimy na moment zatrzymać film, by odejść od ekranu i nieco ochłonąć. Nie przeszkadzają nam nawet łzawe kwestie, wypowiadane przez Duncana Allcocka, który do końca wierzy, że znajdzie Chrisa Lemonsa żywego.
Film jest dobry, sprawnie zmontowany, z dynamiką właściwą kasowym hollywoodzkim produkcjom. Jeśli więc chcecie obejrzeć film o niezłomności ludzkiego ducha, “Ostatni oddech” jest idealną propozycją.
Gdzie jest raj każdego z nas? Czy on zawsze musi być utracony? Jeśli tak, jakie mogą być tego pozytywne konsekwencje? Wiele pytań stawia i rodzi pierwsza indywidualna wystawa białostockiej artystki Ewy Kozłowskiej w Centrum im. Zamenhofa.
Sylwia Korpalska to artystka z Zambrowa, której prace wezmą udział w 6. edycji wystawy zatytułowanej "Kobieca strona sztuki". Wybrano je spośród 6 tys. prac. I to jest prawdziwe wyróżnienie.
"Poza jarzmem" to najnowsza propozycja do oglądania w Galerii Marszand. Artysta Dawid Smaczny, w prezentowanych na wystawie dziełach kieruje wzrok ku temu, co ukryte pod powierzchnią codzienności.
Nowa lokalna akcja "Przytul(m)nie jesienią w Supraślu" ma zachęcić mieszkańców i gości do odkrywania miasteczka na nowo: poprzez bliskość, wspólne spacery, czas spędzony razem i uważność na to, co naprawdę ważne.
Rodzinny gen kultury. Skąd wyrastamy? Ta debata otworzyła Festiwal Literacki. Autorzy i książki. Rozmowa o pamięci, tożsamości, pochodzeniu i o tym, jak rodzinne historie kształtują kulturę Podlasia zdominowała tę dyskusję.
"Na północno-wschodnim krańcu Polski, na skraju jeziora, stoi dom kobiet - matek, córek i sióstr. Kobiety z pokolenia na pokolenia przekazują sobie niedostępność, niezłomność i rodzinne tajemnice" - tak wprowadza nas w swoją fabułę film "Klarnet" w reżyserii Toli Jasionowskiej.
Jaki uroczy temat wymyśliła Książnica Podlaska dla swojego festiwalu literackiego Autorzy i książki - to już 9. edycja rozmów przy i z literaturą w roli głównej.
Kino, które zaskakuje, wytrąca z równowagi i nie pozwala o sobie zapomnieć - od "Bugonii", przez widowiskową "Iluzję 3", po mocny "Dom dobry" Smarzowskiego i "Uciekiniera". W najnowszych premierach każdy widz znajdzie coś, co poruszy, zdziwi albo zachwyci. Recenzuje Miłka Malzahn.
Kilkanaście piosenek o miłości, tęsknocie, stracie czy nadziei. Kilkunastu bohaterów, kilkanaście opowieści i historii. Na szkolnej scenie Akademii Teatralnej w przyszły weekend (21-23.11) studenci pokażą efekty swojej pracy w ramach egzaminu z piosenki aktorskiej "Poczekalnia".
Prowadzący:
Andrzej Bajguz