Radio Białystok | Magazyny | Podróże po kulturze | "Nie-Boska Komedia" w teatrze Wierszalin - recenzja Doroty Sokołowskiej
Wierszalin konsekwentnie podążą śladem romantyków, pokazując współczesne odczytania ich dzieł.
Wierszalin konsekwentnie podążą śladem romantyków, pokazując współczesne odczytania ich dzieł. Na 30-lecie była "Nie-Boska Komedia" - i niech nikogo nie zmyli nazwisko autora - Piotr Tomaszuk wielokrotnie nawiązywał do lektur Mickiewicza, w których znalazł odczytanie tego dzieła Zygmunta Krasińskiego.
Podoba mi się ta konsekwencja w wierności i wierzę, że uda się powołać ośrodek badań nad twórczością najsłynniejszego romantyka, trzymam kciuki, choć miejsce w historii teatru supraska scena ma zarezerwowane.
A więc "Nie-Boska".
Scenograficznie, muzycznie, konceptualnie - spójna z wcześniejszymi dziełami reżysera: dużo muzyki – tu nie tylko Adrian Jakuć Łukaszewicz, także Piotr Tomaszuk w graniu na dzwonach i zaśpiewach, poza tym muzyka szeptów, powtórzeń, muzyka ruchu po scenie w charakterystycznym, kolistym okrążaniu jej, muzyka ciszy, upadających rekwizytów. Śmiem powiedzieć, że muzyka jest także tam, gdzie jej nie ma - np.w zdmuchiwaniu świec, rzucaniu okaleczonej lalki na scenę.
Wszędzie słyszymy niepokojącą muzykę, która skąpana jest w świetle czerwonych, pulsujących momentami reflektorów. To dzieło Mateusza Kasprzaka, który umieszcza na scenie niewiele rekwizytów, jakby wyjętych z demobilu. Wszystkie są potrzebne. Czerwone światło może być krwią, może symbolizować niebezpieczeństwo, być stanem alertu w głowie widza. Zwiastunem rewolucji.
W tym wszystkim są oni, a zwłaszcza on - hrabia Henryk czyli Rafał Gąsowski (nota bene, wszystkiego najlepszego, bo dziś imieniny Rafała). Ktoś nazwał go arystokratą teatru i miał rację - gra jak zawsze głęboko i prawdziwie, do trzewi dotyka swoją rolą, zapada w pamięć swoimi pomysłami. Mimo, że tu w zasadzie siedzi, to postacie (może z głowy) ruszają się i obchodzą dwie planety, jakimi jest hrabia i jego żona, a potem Pankracy. Rafał Gąsowski jest elastyczny i pełen ducha. To niesamowita postać w dziejach XXX-lecia Wierszalina, dobrze, że jest, bo gra tak, że całe sekwencje spektaklu odkładają się w pamięci.
Pozostali aktorzy nie odbiegają od konsekwentnie budowanej dramaturgii: jest Dziewica (znakomitej, drapieżnej Katarzyny Wolak – Gąsowskiej), Maria (przejmującej Moniki Kwiatkowskiej) czy Orcia Magdaleny Dąbrowskiej.
Aktorki stworzyły tutaj niezwykle barwne kreacje. Szkoda też, że postacie z zaświatów nie mają mikroportów z pogłosem, tak jak to było podczas letniego spektaklu on-line. Dawało to efekt tajemniczości i niezwykłości, która oczywiście ciągle jest obecna w spektaklu, ale pogłos ją podkreślał. Tak napisała jedna z recenzentek - i prawda to. Mi też zabrakło tego elementu.
Jest jeszcze jedna postać- Pankacy Mateusza Stasiulewicza. Cieszę się, że ten aktor może pokazać w pełni swoje umiejętności - jego Pankracy jest impulsywny i wszechogarniający, owładnięty manią rewolucji. Piękny. Zwłaszcza w finale, lekko zmienionym przez reżysera, jego wyznanie wiary brzmi prawdziwie, zwłaszcza podkreślone przez wyłaniające się z półmroku postacie.
Wspaniała opowieść, bardzo współczesna momentami, zwłaszcza w dialogach między mężczyzną a kobietą – kiedy słyszymy głosy naszych mężów lub żon w głowie, jakbyśmy ich dostrzegali z kuchni.
Wchodzenie w głąb klasyki jest dla mnie najpiękniejszym prezentem od Wierszalina, którego przedstawienia oglądam od lat. Powrót do dzieł romantyków jest dla mnie też bolesnym rozstaniem z ideałami, które widziałam jako studentka polonistyki. Oto literatura w swojej pojemności zapowiada przyszłość, mimo że jest sprzed dwóch stuleci. A przyszłość może być czerwona i pełna bólu.
Warto obejrzeć przedstawienie w Supraślu. Warto zderzyć się z wiecznie żywą myślą romantyków.
Pięćset lat temu Bona Sforza przybyła do Polski, by odmienić kraj i zapisać się na kartach historii jako jedna z najbardziej niezwykłych kobiet swojej epoki. Teraz jej postać wraca na scenę w wyjątkowym poemacie jazzowym, który łączy historię, poezję i jazz.
Maturzyści zakończyli etap edukacji w swoich szkołach. Jak zawsze możemy oglądać efekt pracy supraskiego liceum w galerii przy Świętojańskiej.
Pojawił się w sieci kolejny sezon serialu, na który bardzo czekałem. I chociaż poprzednia, szósta seria, nie należała do najlepszych, teraz “Black mirror”, czyli “Czarne lustro” wraca do swoich najlepszych tradycji.
historyk
Czy tym razem wygra autorka zbioru opowiadań Natalka Suszczyńska? Czy jednak nagroda trafi do rąk reportażystek, których książki generowały ogromne zainteresowanie przez cały rok, czyli Katarzyny Roman-Rawskiej i Anety Prymaki-Oniszk?
Czy zastanawiali się kiedyś Państwo skąd w muzeach biorą się te wszystkie eksponaty, które potem możemy tam podziwiać na wystawach stałych i czasowych?
Po wielkich kasowych sukcesach seriali kryminalnych o trudnych tytułach takich jak: "Śleboda”, "Rojst”, "Forst”, czas, by w teatrze na żywo zagubić się w labiryntach kłamstwa, zbrodni i zapomnianych historii z wojny. Tym razem zamiast "Kruka” będzie Drozda.
Na trzy dni Stadion Chorten Arena staje się na wiosnę jak kraina baśni: są tu niekończące się opowieści, kolorowe scenerie, piękne i mroczne fabuły i przede wszystkim opowiadacze i słuchacze takich historii.
Były kwiaty, wspomnienia i wiele ciepłych życzeń. Wszystkie skierowane do ks. Leoncjusza Tofiluka, proboszcza prawosławnej parafii św. Archanioła Michała w Bielsku Podlaskim, który świętuje jubileusz 90-lecia urodzin. Z tej okazji Fundacja Oikonomos wspólnie z Akademią Supraską zorganizowały wyjątkową wystawę zatytułowaną "Ojciec Leoncjusz. Ikonograf - Malarz -...
Prowadzący:
Andrzej Bajguz