Radio Białystok | Wiadomości | Zakończył się proces ws. potrącenia i pobicia na stacji benzynowej w Ciechanowcu
Nie było usiłowania zabójstwa przy użyciu samochodu - tak Sąd Apelacyjny w Białymstoku ocenił zachowanie młodego kierowcy, oskarżonego w procesie dotyczącym potrącenia i pobicia na stacji paliw w Ciechanowcu. Skazał go w czwartek (29.12) na półtora roku więzienia m.in. za to, że mógł doprowadzić do ciężkich obrażeń ciała mężczyzny, którego dwukrotnie potrącił.
Sąd odwoławczy nie uwzględnił ani apelacji prokuratury, ani obrońcy, ani pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego i utrzymał wyrok pierwszej instancji. Orzeczenie jest prawomocne.
W związku ze zdarzeniami z kwietnia ubiegłego roku, Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem oskarżyła trzech spokrewnionych ze sobą mężczyzn; to bracia i syn jednego z nich. Temu ostatniemu, 17-letniemu wówczas chłopakowi zarzuciła, że dwa razy potrącił samochodem mężczyznę; uderzył go przodem najpierw raz, potem zawrócił i zrobił to powtórnie. Poszkodowany doznał obrażeń m.in. głowy, ale nie zagrażały one bezpośrednio życiu.
Potem trzej napastnicy pobili potrąconego mężczyznę, używali m.in. kawałka drewna i paralizatora. Prokuratura całe zdarzenie zakwalifikowała jako usiłowanie zabójstwa i pobicie.
Nastolatkowi (na stałe mieszkającemu z rodziną w Belgii) zarzuciła usiłowanie zabójstwa z zamiarem ewentualnym; oceniła, że na terenie stacji paliw w Ciechanowcu chłopak celowo skierował swój samochód w mężczyznę, potrącił go, po czym zawrócił i uderzył go ponownie, gdy ten podnosił się z ziemi. Chłopak odjechał, ale wrócił nie sam, wtedy - jak wynikało z aktu oskarżenia - doszło do pobicia; sprawcy mieli używać nie tylko kawałka drewna, ale i paralizatora.
W kwietniu Sąd Okręgowy w Łomży skazał całą trójkę, ale uznał, iż nie można w tej sprawie mówić o usiłowaniu zabójstwa. Młody kierowca został skazany za usiłowanie doprowadzenia do ciężkich obrażeń i za udział w pobiciu; w jego przypadku kara łączna to 1,5 roku więzienia. Dwaj pozostali mężczyźni zostali nieprawomocnie skazani za udział w pobiciu na kary po 8 miesięcy w zawieszeniu; wszyscy trzej sprawcy mają też zapłacić poszkodowanemu nawiązki po 2 tys. zł.
Apelacje złożyły wszystkie strony. Prokuratura stała na stanowisku, że kierowca usiłował dokonać zabójstwa, używając samochodu jako narzędzia tego przestępstwa. Chciała 8 lat więzienia lub - jeśli sąd zastosowałby nadzwyczajne złagodzenie kary, bo sprawca był wówczas niepełnoletni - odpowiednio surowej sankcji przy takiej kwalifikacji. Obrona wnioskowała o karę w zawieszeniu dla kierowcy. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, czyli pobitego mężczyzny, chciał łącznie 80 tys. zł tytułem naprawienia szkody od sprawców, zamiast kilkutysięcznych nawiązek.
Żadną miarą nie możemy podzielić argumentacji prokuratury. Sprawca odpowiada zawsze za zamiar. Zamiaru ewentualnego (zabójstwa) w zachowaniu się pana oskarżonego żadną miarą dopatrzeć się nie można
- mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego sędzia Jerzy Szczurewski.
I podkreślił, że sprawcą kierował strach: napastnik był starszy i "potężny gabarytowo", kierowca zaś młody, niedoświadczony w takich konfrontacyjnych sytuacjach. "Przy tego typu działaniach zazwyczaj zdarza się tak, że osoba taka chwyta za jakieś narzędzie. Tutaj narzędziem był samochód. Gdyby oskarżony kierował się zamiarem dokonania zabójstwa, to by tego dokonał" - mówił sędzia Szczurewski.
Odwoływał się do nagrań monitoringu, gdzie widać jak porusza się samochodem kierowca; ale zaznaczył, że użycie w tej sytuacji auta było przestępstwem usiłowania spowodowania ciężkich obrażeń (ciężkiego uszczerbku na zdrowiu) i za to kierowca został skazany. Karę półtora roku więzienia bez zawieszenia sąd odwoławczy uznał w tej sprawie za "sprawiedliwą i słuszną" wobec młodego chłopaka dotąd niekaranego, z dobrą środowiskową opinią.
Argumentował przy tym, że nie było możliwe orzeczenie kary łącznej roku więzienia i warunkowego zawieszenia jej wykonania; takiej zmiany chciał obrońca. Odnosząc się do apelacji pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego sędzia Jerzy Szczurewski zwracał uwagę, że obrażenia okazały się powierzchowne oraz że to późniejszy pokrzywdzony zaczął całą awanturę na stacji benzynowej, a - jak to ujął sędzia - "po przybyciu jeszcze jego kolegi, zaczęło wiać w tym zdarzeniu grozą".
"Nie można zapominać o tym, że praprzyczyną całego tego zdarzenia było nic innego, jak zachowanie się pana pokrzywdzonego, więc trudno tej okoliczności nie uwzględnić i nie mieć jej przy ocenie wysokości nawiązek. Domaganie się gigantycznych kwot (...) jest tutaj zupełnie nieuprawnione" - dodał sędzia.