Radio Białystok | Felieton | Kampania wyborcza - komentarz Marka Gąsiorowskiego
Im bliżej daty II tury wyborów, tym większe emocje pojawiały się wśród elektoratów obu pretendujących do Belwederu. Sami kandydaci, choć atakowali siebie nawzajem, granicy dobrego smaku starali się nie przekraczać. Brudna robota spadła na sztaby wyborcze i wyborców. I NIEKTÓRE MEDIA.
Codzienna lektura mediów społecznościowych niemal za każdym razem prowadziła do konkluzji, że Polak z Polakiem, jeśli mają odmienne poglądy, o polityce nie powinni rozmawiać. Ba, nawet nie trzeba było mieć odmiennych poglądów, wystarczyło tylko nie podzielać opcji rozmówcy lub mieć swój pogląd, odmienny od tego, co propagują obaj kandydaci. Zaraz sypały się epitety – jak nie "pisior" to "ciemnogród", jak nie "ciemnogród" to "platfus", jak nie "platfus" to zdrajca co najmniej. Potem była mowa o faszystach, zaprzańcach. Epitety sypały się lawinowo. Często kończyło się to zamrożeniem kontaktów lub ich zerwaniem. Dotyczyło to nie tylko osób, które znają się z sieci, ale i tych, którzy w realu znają się od lat.
Jakiekolwiek próby przekonania do strony przeciwnej kończyły się zazwyczaj fiaskiem. Co oznacza, że wyznawcy każdej z opcji mają mocno ugruntowane poglądy. Tak, tak wyznawcy, bo żaden racjonalny argument nie trafiał na podatny grunt po obu stronach. I do tych wyborców pretendenci w czasie agitacji przed drugą turą zwracali się sporadycznie. Desperacko szukali poparcia wśród tych, z którymi przez wiele lat nie było im po drodze. Trzeba przyznać, że wyglądało to mało wiarygodnie z obu stron. Zwłaszcza, że formacje, których reprezentantami są finałowi kandydaci, dość szorstko się wypowiadały nie tylko na temat Konfederacji, Koalicji Polskiej, Lewicy czy nawet Szymona Hołowni – jakby nie patrzeć nowicjusza w tym gronie.
Kandydaci słabo namawiali tych, którzy w II turze nie mają na kogo głosować i tych niezdecydowanych. Słabo, bo zabrakło bezpośredniego starcia w debacie. Te dwie organizowane równocześnie w Lesznie i Końskich powiedziały o Rafale Trzaskowskim i Andrzeju Dudzie w zasadzie to, co już od dawna było znane. Był to słaby spektakl, bo każdy odbył medialny trening na własnym boisku. A przecież od dawna spece od sportu mówią, że na treningu widać tylko pewne przesłanki, prawdziwym sprawdzianem jest mecz. A tam nie zawsze ten, co jest dobry na treningu, potwierdza, że jest dobry. Dlatego pewnie wyborcy z tej grupy w zależności od osobistego podejścia będą wybierać mniejsze zło lub większe dobro.
Po raz kolejny zawiodły sondaże. Dziwnym trafem w mediach prorządowych najczęściej dawały one zwycięstwo urzędującemu prezydentowi. W MEDIACH ANTYPISOWSKICH WYGRYWAŁ ZAZWYCZAJ Rafał Trzaskowski. W obu wypadkach różnice między kandydatami były minimalne. I to jedyny wniosek, jaki z tych sondaży płynął. Wyborca zadeklarowany po którejś ze stron miał łatwo, bo wiedział, gdzie mówią, co chce on usłyszeć. Co tylko dodatkowo nakręcało emocje. Niezdecydowani mieli problem.
Przy tak silnej polaryzacji obu grup najlepszy wynik wyborów, to taki, gdzie jeden z kandydatów zdecydowanie wygrywa. Przy minimalnej różnicy rzędu kilkuset głosów, czy nawet kilku albo kilkudziesięciu tysięcy czeka nas najprawdopodobniej trzecia tura wyborów –będzie to tura negująca na różne sposoby ich wynik. A ewentualne oskarżenia o fałszowanie wyników jeszcze bardziej podbiją emocje.
Dlatego warto zadbać o spokojny czas po wyborach i iść na głosowanie, po to, by swemu kandydatowi dać jak największą szansę na wygraną niewzbudzającą żadnych wątpliwości.