Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd utrzymał wyrok w sprawie napadu w centrum miasta - z użyciem maczety
To oskarżony był wśród uczestników brutalnego napadu z użyciem maczety w centrum Białegostoku. Tak ocenił Sąd Apelacyjny i utrzymał wyrok 4 lat więzienia i prawie 2,5 tysiąca złotych grzywny. Oskarżony wszystkiemu zaprzeczał i domagał się uniewinnienia.
Chodzi o wydarzenia, do których doszło w lutym ubiegłego roku na podziemnym parkingu jednej z białostockich kamienic. Trzy zamaskowane osoby pobiły mężczyznę i ukradły mu portfel. Zdaniem śledczych motywem były przestępcze porachunki.
Przed sądem stanął jeden mężczyzna. Prokuratura chciała dla niego siedmiu lat więzienia. W grudniu ub. roku przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zapadł nieprawomocny wyrok 4 lat więzienia, sąd zasądził też 2,4 tys. zł grzywny.
Jednym z kluczowych dowodów w sprawie były odciski palców oskarżonego, które technicy policyjni zabezpieczyli na karoserii samochodu pobitego mężczyzny. Biorąc pod uwagę też inne dowody, sąd pierwszej instancji uznał ciąg poszlak za zamknięty i wystarczający do uznania winy.
Kwestionowali to obrońcy, Sąd Apelacyjny w Białymstoku zajmował się ich apelacjami. Chcieli uniewinnienia, ewentualnie uchylenia wyroku.
Argumentowali, że oskarżony mógł przypadkowo dotknąć samochodu gdzieś w mieście. Powoływali się m.in. na dane o logowaniu się jego telefonu komórkowego, które wskazywać miały na te same miejsca, które autem odwiedzał tego dnia mężczyzna później napadnięty. Adwokaci mówili też w swoich mowach końcowych, że to lokalizacje, gdzie np. mieszka dziecko oskarżonego, a niedaleko - bliscy napadniętego.
"Należy wykluczyć przypadkowe dotknięcie pojazdu pokrzywdzonego w innym miejscu i czasie na terenie miasta (...). Przypadkowe otarcie o samochód nie pozostawia za sobą tego rodzaju i tak licznych śladów" - mówił tymczasem sędzia Leszek Kulik, uzasadniając wydany w czwartek wyrok sądu apelacyjnego.
Zwracał uwagę, że na monitoringu z miejsca napadu widać, iż przynajmniej dwóch z napastników opiera się - gołymi rękami - o samochód zaatakowanego mężczyzny i to z tych miejsc na karoserii są ślady daktyloskopijne, jednoznacznie wskazujące na skazanego jako jednego z napastników.
Odciski palców sąd uznał za bezpośredni dowód, a nie jedynie poszlaki w sprawie.
Sąd apelacyjny odniósł się też do zeznań ofiary napadu, złożonych w procesie. Mężczyzna ten przed sądem pierwszej instancji kategorycznie zaprzeczył, by to oskarżony mógł być jednym ze sprawców; obrońcy zaliczyli ten fakt do szeregu wątpliwości w sprawie.
Sędzia Kulik powiedział, że zasadnym było przyjęcie przez sąd okręgowy, że ktoś mógł namówić ofiarę napadu do złożenia takich zeznań.
"Pokrzywdzony, bez wezwania, przyjechał z Wielkiej Brytanii na rozprawę tylko po to, aby zaprzeczyć, że oskarżony jest jednym ze sprawców tego rozboju. Co więcej stwierdził, że nie żąda ścigania sprawców, a nawet nie żąda od nich żadnego odszkodowania. Nawet wycofał swój wniosek o udział w procesie w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Taka postawa świadczy o tym, że na pokrzywdzonego miały wpływ z pewnością osoby trzecie" - powiedział sędzia.
Dodał, że można mówić o motywie rabunkowym działania sprawców, bo po pobiciu ofiary zabrali jej portfel z pieniędzmi i m.in. karty bankomatowe.