Bilety u kierowcy autobusu w Białymstoku są droższe i raczej to się nie zmieni

Są droższe, nie uprawniają do przesiadek i pozwalają maksymalnie na godzinną podróż. Tak można opisać bilety kupowane u kierowców Białostockiej Komunikacji Miejskiej.

Wprowadzono je 5 lat temu jako jedno z udogodnień dla pasażerów. W wielu polskich miastach sądy uznały, że sprzedawanie ich drożej niż w zwyczajnej dystrybucji jest nielegalne.


Nikt nie zaskarżył uchwały


Jednak w Białymstoku do wyrównania cen prawdopodobnie nie dojdzie. - Do tej pory nikt nie zaskarżył uchwały wprowadzającej takie rozwiązanie, a bilet nie jest taki sam jak ten kupowany w kiosku - wyjaśnia Anna Kowalska z Urzędu Miejskiego w Białymstoku.

To oznacza, że przed sądem trzeba by wykazać, że bilet kupiony od kierowcy jest identyczny z jednorazowym kupowanym np. w kiosku, a przy takiej konstrukcji uchwały byłoby to dość trudne - zauważa adwokat Bartosz Wojda.


Bilet w sytuacjach awaryjnych


Potrzeby zmian nie widzi też Tomasz Madras - radny z większościowego klubu Prawa i Sprawiedliwości w białostockiej radzie miejskiej. Jego zdaniem taki bilet powinien być droższy, bo kupowany jest w sytuacjach awaryjnych. Dodaje też, że zrównanie cen doprowadziłoby do tego, że kierowcy nie chcieliby sprzedawać takich biletów a autobusy zaczęłyby się spóźniać.


Mieszkańcy mówią o biletomatach


Zainteresowanie biletami u kierowców w Białymstoku od lat się nie zmienia i generuje ponad 1,3 mln zł przychodu rocznie. To 15 razy mniej niż wpływy z biletów sprzedawanych w punktach sprzedaży. Wielu mieszkańców zwraca uwagę, że prawdziwym udogodnieniem byłoby wprowadzenie biletomatów. (rm/zmj)

| red: zmj