Radio Białystok | Wiadomości | Sąd Rejonowy w Białymstoku przesłuchał świadków w głośnym procesie policjantów
Gdy zespół ratownictwa medycznego przyjechał na miejsce, zatrzymany przez policję mężczyzna już nie żył – zeznali we wtorek (16.09) przed białostockim sądem świadkowie z pogotowia ratunkowego. Czterem funkcjonariuszom prokuratura zarzuca m.in. przekroczenie uprawnień podczas interwencji.
Doszło do niej wczesnym rankiem 25 maja 2023 r. przy ul. Wierzbowej w Białymstoku. Osoba zawiadamiająca policję mówiła o mężczyźnie, który wbiega między samochody, próbuje je zatrzymywać, a gdy staną, szarpie za klamki i próbuje do nich wsiadać.
W interwencji brało udział czterech młodych policjantów z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. Pierwszy patrol wezwany na miejsce zatrzymał 24-latka i próbował go obezwładnić, bo mężczyzna był agresywny i się wyrywał. Policjanci założyli mu kajdanki z tyłu. Kolejny patrol ich wspierał i pomagał.
W pewnym momencie w trakcie tej interwencji mężczyzna stracił przytomność. Wezwano karetkę pogotowia, ale ratownicy stwierdzili zgon. Po sekcji zwłok okazało się, że 24-latek był pod wpływem substancji psychoaktywnych. Zeznająca już w tym procesie jego matka (ma status oskarżycielki posiłkowej) przyznała, że syn był uzależniony od środków odurzających, bywał agresywny.
Zarzuty
Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce (Mazowieckie). Zarzuciła policjantom przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków w związku z tą interwencją, nieudzielenie pomocy zatrzymanemu i narażenie go na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
W ocenie prokuratury wobec zatrzymanego, co do którego było przypuszczenie, że jest pod wpływem środków odurzających lub substancji psychotropowych, użyte zostały nieadekwatne środki przymusu bezpośredniego i siła bez zachowania szczególnej ostrożności. Zarzut dotyczy też tego, że gdy zatrzymany był nieprzytomny, nie zdjęto mu kajdanek założonych na ręce z tyłu i nie udzielono mu niezwłocznie pomocy.
Dwaj policjanci mieli kamery nasobne. Nagrania zostały zabezpieczone w śledztwie. Prokuratura posiłkowała się też m.in. zeznaniami świadków, opinią biegłego patomorfologa, opinią z zakresu ratownictwa medycznego i biegłych w zakresie oceny postępowania funkcjonariuszy w toku podjętej interwencji i zasadności użycia środków przymusu bezpośredniego. Oceniła przy tym, że policjanci przeszli stosowne szkolenia dotyczące stosowania środków takiego przymusu, jak też udzielania pomocy, ale się do nich nie zastosowali.
Policjanci nie przyznają się do zarzutów. Od złożenia wyjaśnień nie biorą udziału w rozprawach.
Przesłuchanie członków zespołu ratownictwa medycznego
We wtorek Sąd Rejonowy w Białymstoku przesłuchał członków zespołu ratownictwa medycznego, który został przez policjantów wezwany na miejsce. Wszyscy troje – lekarka, pielęgniarka i ratownik – zgodnie mówili, że ślady na ciele mężczyzny świadczyły o tym, że nastąpił już zgon. Z powodu ewidentnych oznak śmierci nie podjęto resuscytacji.
Podejmowanie czynności resuscytacyjnych u pacjenta, u którego nastąpiły ewidentne oznaki śmierci, jest profanacją zwłok – mówiła przed sądem lekarka.
Pielęgniarka z karetki mówiła, że znamiona, iż nastąpił już zgon były wyraźne, m.in. zasinienie palców u rąk i zasinienie ust. Ostatecznym potwierdzeniem było badanie EKG.
Pytana przez strony lekarka tłumaczyła też, jak liczony jest czas dojazdu. Liczony jest nie od momentu wyjazdu karetki ze stacji pogotowia, ale od przekazania przez dyspozytora i podjęcia wezwania. Powtórzył to też ratownik – kierowca karetki.
Osoba nadzorująca pracę patroli - przesłuchana
Sąd przesłuchał również policjanta (obecnie emerytowanego), który pełnił wtedy obowiązki osoby nadzorującej pracę patroli. Jak mówił świadek, o zdarzeniu przy ul. Wierzbowej dowiedział się w rozmowie telefonicznej od jednego z tych czterech funkcjonariuszy. Wcześniej przez radiostację usłyszał prośbę do dyżurnego, by przyspieszył przyjazd tam pogotowia.
Świadek zeznał, że w rozmowie telefonicznej dostał informację, iż jest wyczuwalne tętno zatrzymanego i że on oddycha.
Informacja zwrotna od policjantów na miejscu była taka, że widzieli, jak mężczyzna oddycha – mówił świadek.
Przyznał, że w patrolach z powodu występujących od kilku lat problemów kadrowych w policji są niedoświadczeni, młodzi funkcjonariusze. W jego ocenie interwencja mogła tak wyglądać, bo brakowało na miejscu decyzji kogoś z większym doświadczeniem, kto wziąłby na siebie obowiązki dowódcy tej akcji ratowniczej.
Proces będzie kontynuowany w drugiej połowie października.