Radio Białystok | Felieton | Łomżyński Produkt Turystyczny - felieton Adama Dąbrowskiego
Każdy region i każde miasto, wręcz każda miejscowość, stara się wyróżnić czymś, co ściągnęłoby w to miejsce ludzi z zewnątrz. Czyli - inaczej mówiąc - każdy chce stworzyć swój własny i najlepiej oryginalny produkt turystyczny. Nie inaczej jest w Łomży.
Najciekawsze jest to, że produkt ów narodził się dzięki inicjatywie oddolnej, poza wszystkimi oficjalnymi instytucjami zajmującymi się promocją czy turystyką. Ściąga jednak do Łomży co roku tysiące gości z zewnątrz, którzy zostawiają tu swoje pieniądze, a potem jeszcze zachęcają być może do podobnych działań innych. I co nie mniej ważne, na to promowanie Łomży z kasy miejskiej nie jest wydawana ani jedna złotówka.
Oczywiście, że jest reklama, bo skąd chociażby ja bym się o tym dowiedział, ale w całości finansowana przez tzw. podmioty prywatne.
I to nawet nie przez to konkretne miejsce, które jest magnesem, ściągającym turystów do miasta nad Narwią. Chociaż, technicznie rzecz biorąc, położone jest ono w sąsiedztwie rzeki nazywanej "polską Amazonką". Jednak nie walory rzeki czy bulwarów są w tym zainteresowaniu miejscem decydujące. I tu już na pewno część z Państwa się domyśliło, a innych potrzymajmy jeszcze w niepewności treścią owych reklam:
"Wykorzystanie urlopu w sposób, który naprawdę coś zmieni w Twoim życiu", "Łomża dająca ogrom możliwości", "idealne rozwiązanie dla tych, którzy chcą połączyć naukę z odpoczynkiem" czy "doskonała opcja dla osób przyjezdnych, także tych pracujących za granicą" - to może nie dosłowne cytaty, ale oddające treść tych zachęt. No i dla tych, którzy jeszcze mają wątpliwości, już łopatologicznie: "Dwutygodniowe wczasy z prawem jazdy".
Co najmniej kilka, a może już i większość ośrodków szkolących kierowców w naszym mieście, ma w swojej ofercie taką właśnie propozycję. Jej podstawą jest oczywiście WORD, ale możliwość zdawania egzaminów nie wyróżnia Łomży. Nawet nie to, że kursanci mogą zdawać tu egzamin praktyczny ponownie jeszcze tego samego dnia. Atrakcyjność miasta dla tego typu turystów to np. jego wielkość i niewielkie, w porównaniu do innych ośrodków, zatłoczenie ulic. Przez okres kursu zainteresowani prawem jazdy są w stanie pokonać wszystkie egzaminacyjne trasy wielokrotnie i nauczyć się oznakowania i pułapek niemal na pamięć. A niektóre z ośrodków szkolących mają nawet w okolicach miasta własne place manewrowe.
Ale i to jeszcze nie wszystko, bo są i takie oferty, w których poza całym cyklem szkoleń, pakietem jazd doszkalających i niemal indywidualną opieką nad uczestnikiem kursu aż do egzaminu włącznie, oferowane jest zakwaterowanie, a nawet całodzienne wyżywienie. Jednym czy też może raczej dwoma słowami: prawdziwe wczasy.
Teraz tylko brakuje, żeby rywalizujące o uczestników takich turnusów ośrodki dodawały w swojej ofercie bilety na mecz, do kina, teatru albo na koncert filharmonii... Albo wycieczkę po mieście i okolicach.
Bo trzeba przyznać, że w swoich ofertach nie zapominają dodać, że Łomża to miasto nie tylko do jeżdżenia, ale do zwiedzania w wolnym czasie.
Może więc już niebawem obok znanych już i charakteryzujących nasze miasto: łomżing i plażing, pojawi się w obiegu nowe słowo - kursing.
| red: gl