Radio Białystok | Wiadomości | Białostocki sąd zaostrzył karę młodemu mężczyźnie, który szantażował kurię i jednego z lekarzy
Na dwa lata i osiem miesięcy więzienia skazał we wtorek (15.11) Sąd Apelacyjny w Białymstoku młodego mężczyznę m.in. za próbę wyłudzenia dużych pieniędzy od Archidiecezji Białostockiej i znanego w mieście lekarza. To kara dwa razy wyższa, niż w pierwszej instancji. Wyrok jest prawomocny.
Pół roku temu wyrok zaskarżyły wszystkie strony
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku pół roku temu zapadł wyrok roku i czterech miesięcy więzienia, ale został zaskarżony przez wszystkie strony procesu. Sąd odwoławczy apelację obrońcy uznał za bezzasadną, uwzględnił w całości apelację prokuratury oraz - co do zasady - apelację pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego (lekarza) zasądzając mu 10 tys. zł nawiązki (żądał 50 tys. zł).
Do przestępstw doszło w ciągu kilku miesięcy 2020 roku. Najpoważniejsze zostało opisane w akcie oskarżenia jako przygotowania do wzięcia zakładnika (córki lekarza), by dostać za to okup. Mężczyzna kupił telefon komórkowy i kartę, którą zarejestrował na fikcyjne dane i wysyłał do lekarza wiadomości z żądaniem zapłaty 2 mln zł i groźbami, że jeśli nie zapłaci - dojdzie do porwania.
Lekarz (okazało się, że był prowadzącym ciążę partnerki 26-latka) zawiadomił policję, która ustaliła i zatrzymała podejrzanego. Zbierając dowody śledczy znaleźli w telefonie mężczyzny maile wysłane do Archidiecezji Białostockiej, potem połączyli z nim jeszcze oszustwo związane z jego pracą w hurtowni kwiatów.
Według ustaleń śledczych, przy obu próbach szantażu 26-latek domagał się po 2 mln zł; od Kościoła za to, że nie nagłośni w mediach rzekomych przestępstw seksualnych duchownych, w przypadku lekarza - że odstąpi od zamiaru uprowadzenia jego małego dziecka.
Prokuratura zarzuciła też oskarżonemu dwa inne przestępstwa, polegające na przywłaszczeniu mienia i pieniędzy; chodziło o kwiaty i straty białostockiej hurtowni (gdzie był wtedy zatrudniony) oraz dwóch kwiaciarni, przekraczające łącznie 12 tys. zł.
Sąd pierwszej instancji zmienił kwalifikację prawną czynów związanych z szantażem wobec lekarza. Uznał, że nie było to usiłowanie porwania dla okupu, a przestępstwo kwalifikowane jako usiłowanie zmuszenia groźbą do określonego zachowania się, czyli wypłacenia pieniędzy.
Uwzględniając apelację prokuratury, sąd apelacyjny uznał jednak, że była to próba tzw. wymuszenia rozbójniczego, gdy sprawca posługuje się groźbą zamachu na życie bądź zdrowie dziecka. Jak uzasadniał sędzia Sławomir Wołosik, to przestępstwo o bardzo wysokim stopniu społecznej szkodliwości, grozi za nie od roku do dziesięciu lat więzienia.
Groźba uprowadzenia kilkumiesięcznego dziecka niewątpliwie wywołała u pokrzywdzonego (szantażowanego lekarza - PAP) stres, lęk, presję psychiczną, utratę poczucia bezpieczeństwa, powstanie realnej, uzasadnionej okolicznościami, silnej obawy o życie i zdrowie osoby najbliższej
- mówił.
Sąd odwoławczy podkreślał, że sprawca działał umyślnie
Sąd odwoławczy podkreślał, że sprawca działał umyślnie, przygotował się do tego przestępstwa tak, by uniknąć identyfikacji, a celem były pieniądze. Sędzia Sławomir Wołosik zwracał uwagę na wyjaśnienia obecnego już skazanego, który w śledztwie mówił o swojej trudnej sytuacji materialnej, która nie pozwalała mu na samodzielny zakup mieszkania czy domu. "Dążenie do poprawy własnej sytuacji majątkowej nie może odbywać się kosztem krzywdy innych osób" - mówił sędzia.
Przypominał, że skazany jest osobą młodą i zdrową, z możliwościami zarobkowymi; mówił o jego wysokim stopniu demoralizacji i "całkowitym lekceważeniu przez niego nie tylko porządku prawnego, ale podstawowych praw innych ludzi, po prostu nie liczeniu się z nimi". Analizując okoliczności łagodzące, takie jak wcześniejsza niekaralność czy przyznanie się sąd ocenił jednak, że to zbyt mało do nadzwyczajnego złagodzenia kary czy orzeczenia np. grzywny.
Sędzia mówił również o wysokiej szkodliwości społecznej próby wyłudzenia pieniędzy od Kościoła. "Fakt, że w przestrzeni medialnej toczy się od pewnego czasu debata na temat pewnych problemów obyczajowych w ramach określonej wspólnoty wyznaniowej, nie osłabia wysokiego stopnia społecznej szkodliwości tego czynu (...), a wręcz potwierdza, że działanie oskarżonego było działaniem z niskich pobudek, zasługujących na jednoznaczne i stanowcze potępienie" - dodał.
Sędzia Sławomir Wołosik dodał też, że nadmiernie złagodzona kara byłaby przez sprawcę odczytana jako wyraz jego własnej bezkarności oraz jako przejaw "bezsilności" wymiaru sprawiedliwości, dając mu błędne przekonanie o możliwości uniknięcia odpowiedzialności.