Radio Białystok | Wiadomości | Sprawa znęcania się nad psami - koniec procesu
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w piątek (9.05) proces apelacyjny dwóch kobiet, nieprawomocnie skazanych za znęcanie się nad ponad 20 psami w ramach prowadzonej legalnie hodowli. Apelacje od wyroku złożył ich obrońca oraz pełnomocnik Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Obrona chce uniewinnienia, ewentualnie warunkowego umorzenia postępowania lub znacznie łagodniejszej kary. Pełnomocnik Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które jest oskarżycielem posiłkowym w sprawie, orzeczenia jako środka karnego 5-letniego zakazu posiadania zwierząt. Wyrok odwoławczy ma być ogłoszony za dwa tygodnie.
Przed rokiem przed białostockim sądem rejonowym zapadły nieprawomocne wyroki 6 i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu, sąd orzekł też 3-letnie zakazy prowadzenia hodowli psów i przepadek zwierząt. Skazane mają też zapłacić łącznie 30 tys. zł nawiązki na rzecz białostockiego oddziału TOZ.
Prokuratura: to było znęcanie się
Oskarżone to matka i córka. Mają obecnie 43 i 22 lata. Zarzuty obejmują czas od marca do października 2019 r. i dotyczyły prowadzenia hodowli psów we wsi Folwarki Małe (gmina Zabłudów). Prokuratura oskarżyła obie kobiety, że działając wspólnie i w porozumieniu, znęcały się nad psami, co miało polegać na utrzymywaniu ich w niewłaściwych warunkach bytowania.
Chodziło głównie o psy rasy bulterier i staffordshire bulterier, trzymane w niewielkim, wiejskim domku. W opisie zarzutów była mowa o zanieczyszczonych psimi odchodami pomieszczeniach, gdzie było duże stężenie amoniaku w powietrzu i gdzie znajdowały się też niebezpieczne dla zwierząt przedmioty, przetrzymywaniu tych psów w dużym zagęszczeniu i hałasie.
Część psów bytowała w małych i brudnych tzw. transporterach, czyli kontenerach, które powinny służyć wyłączenie do transportu zwierząt. Mowa też była m.in. o braku dostępu do odpowiedniego pokarmu i do wody przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby.
Sąd: świadome zadawanie cierpień
Sąd pierwszej instancji nieco zmienił opis czynów (m.in. skrócił okres objęty zarzutami), ale uznał, że doszło do znęcania się nad 26 psami i świadomego dopuszczenia się zadawania im cierpień. Sąd orzekł wobec oskarżonych zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, takiej jak hodowla psów, ale nie zakazał im posiadania psów.
Obrona chce przede wszystkim uniewinnienia. Jak mówił mec. Michał Brodecki, warunki bytowania zwierząt wynikały z wymuszonej okolicznościami sytuacji związanej z tym, że budynek był remontowany. Mówił, że właścicielki hodowli chciały wynająć inną nieruchomość, ale ostatecznie do tego nie doszło, bo wynajmujący rozmyślił się.
Powiedział też, że psy były na noc zamykane w tzw. transporterach z tego powodu, że miejsce pełne było gruzu i materiałów budowlanych. Podkreślał, że nie ma mowy o znęcaniu się i zwracał uwagę, że do uznania winy za takie przestępstwo potrzebny jest zamiar bezpośredni. Odwoływał się również do zeznań świadków - sąsiadów, którzy - jak mówił - zeznali, że psy był zadbane i wyprowadzane. Kwestionował też opinie niektórych biegłych powołanych w sprawie.
TOZ: zabronić im hodowli
TOZ chce, by sąd odwoławczy - oprócz kary orzeczonej w pierwszej instancji - dodatkowo orzekł 5-letni zakaz posiadania zwierząt. W ocenie tej organizacji, to pozwoliłoby zapobiec prowadzeniu nadal hodowli i handlu psami.
"W przypadku tej sprawy, tak jak w wielu przypadkach, kiedy dochodzi do przemocy w domu, w rodzinie, znęcanie się nad zwierzętami zachodziło w czterech ścianach w domu, do którego oprócz oskarżonych nikt praktycznie nie wchodził" - mówiła w piątek przed sądem szefowa białostockiego oddziału TOZ Anna Jaroszewicz.
Dodała, że sytuacja w miejscu, gdzie były te psy, nie wyglądała na przejściową. Zwracała uwagę, że domek ma ok. 35 metrów kwadr powierzchni i - jak mówiła - "żaden remont nie poprawiłby warunków na tyle, żeby komfortowo mogło tam mieszkać ponad dwadzieścia psów".
Prokuratura chce utrzymania wyroku pierwszej instancji. Uczestnicząca w rozprawie odwoławczej starsza z oskarżonych prosiła o uniewinnienie, zwłaszcza jej córki, mówiła że - poza formalnym - nie miała ona żadnego związku z hodowlą.
"Całe nasze życie poświęciłybyśmy hodowli psów i ona wcześniej wyglądała inaczej. Te psy naprawdę nie były upodlone, bo to było całe nasze życie i miłość" - zapewniała w ostatnim słowie. Mówiła, że zostały zmuszone do "ucieczki" z poprzedniego miejsca hodowli, gdzie - jak mówiła - jej psy były trute. Zapewniała, że teraz psów nie hoduje i nimi nie handluje.