Radio Białystok | Wiadomości | 91-letni pieszy zginął pod kołami motocykla. Sąd apelacyjny zakończył proces
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w środę (27.08) proces odwoławczy motocyklisty, nieprawomocnie skazanego na dwa lata i dwa miesiące więzienia za śmiertelne potrącenie 91-letniego pieszego. Kierujący motocyklem był po alkoholu i jechał bez uprawnień. Wyrok zaskarżyły obie strony.
Obrona chciała przed sądem pierwszej instancji uniewinnienia od zarzutów spowodowania wypadku oraz warunkowego umorzenia postępowania dotyczącego jazdy bez uprawnień i w stanie nietrzeźwości, ewentualnie kary grzywny. W apelacji obrońca wnioskuje o uniewinnienie od zarzutu spowodowania wypadku, ewentualnie o zmianę kary więzienia na tzw. karę sekwencyjną, tzn. połączenie niższej kary więzienia z karą ograniczenia wolności lub o karę więzienia, ale łagodniejszą niż w pierwszej instancji, albo o uchylenie wyroku i zwrot sprawy do pierwszej instancji.
Prokuratura złożyła apelację, w której chce orzeczenia dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów.
Tragiczny wypadek w Hornostajach Osadzie
Do wypadku doszło w czerwcu 2023 r. we wsi Hornostaje Osada k. Moniek. Prokuratura zarzuciła 41-letniemu motocykliście, że umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, jechał bez prawa jazdy i będąc w stanie nietrzeźwości (badanie krwi wykazało 0,74 promila), źle ocenił sytuację, na prostym odcinku nie zachował szczególnej ostrożności, nie dostosował prędkości do warunków i potrącił pieszego przechodzącego przez drogę. Obrażenia były śmiertelne.
Proces w pierwszej instancji i wyrok sądu rejonowego
Proces w pierwszej instancji trwał ponad dwa lata, sąd zasięgnął opinii biegłych różnych specjalności. Oskarżony przyznał się jedynie do jazdy pod wpływem alkoholu i bez uprawnień, ale nie do spowodowania śmiertelnego wypadku. Argumentował, że to pieszy niespodziewanie wtargnął na jezdnię, do tego wyszedł zza samochodu zaparkowanego na poboczu, a on nie miał czasu i szans, by uniknąć potrącenia.
Sąd rejonowy uznał jednak, że to wyłącznie motocyklista ponosi winę za wypadek. Skazał go na dwa lata i dwa miesiące więzienia, orzekł też czasowy zakaz prowadzenia pojazdów, 5 tys. zł świadczenia pieniężnego na cel społeczny oraz łącznie 30 tys. zł nawiązki na rzecz bliskich ofiary.
Mowa końcowa obrońcy
W swojej mowie końcowej obrońca oskarżonego mec. Rafał Charkiewicz odwoływał się do opinii biegłego z zakresu ruchu drogowego. Jak mówił, przedstawił on kilka wariantów przebiegu wypadku, argumentował że - biorąc pod uwagę, iż przy wjeździe do miejscowości nie było znaku wskazującego na teren zabudowany - oskarżony jechał z dopuszczalną prędkością 65 km/h, a pieszy powinien był upewnić się, czy może bezpiecznie przejść przez jezdnię.
Mówił też, że według jednego z wariantów opinii biegłego, pieszy mógł poruszać się truchtem i w ten sposób można uznać, iż przyczynił się do wypadku.
Jeżeli są wątpliwości, jeżeli są trzy warianty opinii, a jeden z nich wskazuje na brak winy oskarżonego, to ten wariant również powinien być wzięty przez sąd pod uwagę - mówił mec. Charkiewicz.
Podkreślał, że jego klient chciałby się pojednać z rodziną ofiary wypadku. Oskarżycielami posiłkowymi są m.in. dwie córki zmarłego. Adwokat złożył do akt sprawy dokumenty potwierdzające, że jego klient zapłacił zasądzone nawiązki na rzecz bliskich ofiary wypadku. Mówił, że oskarżony to "zwykły obywatel, który raz w życiu potknął się bardzo". Prosił sąd o danie szansy jego klientowi i możliwość nadzwyczajnego złagodzenia kary.
"Popełniłem błąd" - głos oskarżonego
"Jestem zwykłym człowiekiem, który popełnił w życiu błąd" - mówił sam oskarżony. Przypominał, że nie był wcześniej karany, zapewniał, że obecnie nie pije alkoholu, prowadzi ustabilizowane życie rodzinne i stara się odbudować działalność zawodową, która podupadła, gdy był aresztowany.
Naprawdę bardzo, bardzo żałuję tego, co się stało. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno potoczyłoby się to inaczej. Chciałbym, żeby państwo szczerze wybaczyli mi to, co się stało - mówił oskarżony.
Emocjonalne wystąpienia córek ofiary
Jedna z córek zmarłego zwracała uwagę, że śmierć ojca spowodowała też niejako "śmierć" psychiczną jej mamy.
Ona do dnia dzisiejszego bardzo to przeżywa. Nie może po prostu sobie darować, że tato odszedł w ten sposób mając 90 lat, że nie umarł w domu. Mama do dzisiaj nie może pogodzić się z tym, że tato odszedł na ulicy - mówiła córek zmarłego.
Druga z oskarżycielek pytała oskarżonego, dlaczego dotąd nie odwiedził jej mamy i jej nie przeprosił za to, co się stało.
Wyrok ma być ogłoszony za dwa tygodnie.