Radio Białystok | Gość | Bogdan Pszonak - z Instytutu Działań Miejskich
"Język planów miejscowych jest dość sterylny, trudny do odczytania dla osoby, która się tym zawodowo nie zajmuje".
O 10:00 ma rozpocząć się publiczna dyskusja na temat zagospodarowania przestrzennego w okolicach ulicy Grunwaldzkiej w Białymstoku. Proponowana jest tam nowa zabudowa o wysokości od 12 do 17 metrów z trzema głównymi elementami o wysokości do 35 metrów. To mniej więcej tyle, ile mierzą wieżowce stojące już przy ulicy Wyszyńskiego. Kto ma czas na konsultacje o 10:00? Czy tak powinny wyglądać? O tym z architektem Bogdanem Pszonakiem z Instytutu Działań Miejskich rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Kwestia zabudowy Białegostoku, budowy bloków - nieuregulowana, niedopracowana, można by tak rzec, co i rusz jesteśmy zaskakiwani kolejnymi pomysłami wciśnięcia gdzieś bloku pomiędzy fajną zabudową, szczególnie w centrum Białegostoku.
Bogdan Pszonak: Faktycznie często zdarzają się takie przypadki, gdzie ta skala się mocno wybija. Jest to po części naturalnym procesem, bo jednak w centrum Białegostoku dominowała niska zabudowa, więc przekształcanie tego w skalę miejską naturalnie powodowało takie kontrasty. W momencie, kiedy jest to zrównoważone, że ta wysokość nie przekracza skali "ludzkiej", mam na myśli np. to, co się wydarzyło przy ul. Kijowskiej, to jest moim zdaniem fajny przykład takiej "ludzkiej" skali, czyli 5-7 kondygnacji, ostatnie cofnięte, żeby skalę zabudowy optycznie obniżyć, to jest moim zdaniem dobry kierunek.
Przy Grunwaldzkiej, co tam może powstać, co miasto planuje?
Z tego, co ja rozpoznałem ten plan miejscowy, to jest tam dopuszczona zabudowa do 35 m wysokości. Nie jest to duży teren, objęty tym planem. Jedyne budynki wysokie w otoczeniu terenu, który jest objęty tym planem, to są te chyba 3 wieżowce mieszkalne z wielkiej płyty i teraz pytanie - czy mamy traktować te 3 wysokie budynki, jako najważniejszy punkt odniesienia, czy może potraktować to jako jakiś błąd zamierzchłych czasów, i że ta zabudowa jednak nie powinna wysoka tam wchodzić.
Można pójść dalej ul. Wyszyńskiego w kierunku dworca i zobaczyć, że po prawej stronie, poza trzema wysokimi budynkami mamy znowu budynki niższe, więc te 35 metrów wydaje mi się, że to jest jednak przeskalowane i w tym miejscu jednak nie będzie to do końca pasować do otoczenia. Zdecydowanie potrzebna jest taka dodatkowa deklaracja, dodatkowa wizja zdefiniowana, w jakim kierunku powinno iść wizerunkowo miasto w tym rozwoju przestrzennym.
Czy dążymy bardziej do takiej zabudowy, jak przykład Barcelony - że mamy bardzo równe miasto, bardzo równą wysokość, zabudowa uliczek jest bardzo podobna w każdym miejscu, no i tylko naprawdę parę miejsc, gdzie to jest przełamywane, ale to jest przełamywane świadomie, wykalkulowane w analizach widokowych, osiach najścia, osiach kompozycyjnych. U nas takiej decyzji jasnej wciąż brakuje. Faktycznie nie dyskutujemy za bardzo o tym.
Konsultacje planów miejscowych są robione w takim zakresie ustawowego minimum, niestety ustawa o planowaniu przestrzennym daje taką możliwość, że faktycznie wystarczy to jedno spotkanie o 10:00 z rana. Kto może sobie pozwolić, żeby o tej godzinie w czasie pracy urwać się i uczestniczyć w takim spotkaniu?
A takie spotkanie jest organizowane dzisiaj o 10:00 w pracowni urbanistycznej.
Dokładnie to też mam na myśli. To troszeczkę chyba nie tak. A druga sprawa, to są narzędzia jakimi urzędnicy próbują się posługiwać w dialogu z mieszkańcami. Język planów miejscowych, rysunek planów miejscowych jest takim językiem dość sterylnym, który w większości rozumieją tylko specjaliści, ludzie którzy tym się faktycznie posługują. Jest to trudne do odczytania dla osoby, która się tym zawodowo nie zajmuje.
Był taki przykład w pana karierze zawodowej, że przygotowywaliście makietę, dotyczyło to rozwoju Suwałk.
Według mnie to jest najsensowniejsza forma narzędzia dialogu i faktycznie mieliśmy taką możliwość współpracy z Urzędem Miasta Suwałk. Zlecono nam przygotowanie makiety centrum Suwałk, z pokazaniem zabudowy istniejącej, z pokazaniem zabudowy budynków wyróżniających się - to akurat rozwiązaliśmy kolorystycznie, akcentując te budynki, i z pokazaniem budynków też w innym kolorze, które mogłyby powstać w ramach przyjętych planów.
Taka historia bardzo znamienna - pamiętam ten dzień, kiedy rozstawialiśmy makietę w holu urzędu miasta i starszy pan podszedł do tej makiety i powiedział - nie widzę tu swojego garażu. Plan miejscowy dopuszcza wybudowanie takiego budynku, o takiej wysokości, takich gabarytach - od razu było widać jak to buduje przestrzeń, w jakim stopniu zacienia podwórka, jeden rzut oka i można było sobie wyobrazić jak ta przestrzeń mogłaby wyglądać, gdyby ten budynek powstał.
Natomiast plany w formie płaskiego rysunku, kolorowych plam, linii z trójkącikami, nie dają takiej możliwości, nie każdy jest w stanie przełożyć to sobie w głowie na obraz 3D i wyobrazić sobie wszystko.
To spotkanie dzisiejsze będzie dotyczyło ul. Grunwaldzkiej, jest niedaleko od miejskiej pracowni. Zastanawiam się dlaczego nie odbywa się wizja lokalna, tzn. nie zaproszono wszystkich zainteresowanych do miejsca, gdzie będzie następowała zmiana, jeśli chodzi o tworzenie obiektów, zagospodarowanie przestrzeni.
To jest kolejna rzecz, że jedno spotkanie nie załatwi wszystkiego. To jest ustawowe minimum, natomiast najbardziej angażujące konsultacje to jest chyba model warsztatowy, czyli angażowanie zainteresowanych środowisk, mieszkańców, działaczy miejskich itd. I to powinno się zaczynać od wizji lokalnej, od spotkania, spaceru, zobaczeniu na żywo, jak ta przestrzeń wygląda, jak ona funkcjonuje, bo przecież ona do tej pory w jakiś sposób funkcjonuje. Tam może mieszkańcy okolicznych bloków mają jakiś substytut przestrzeni społecznych, nie wiemy tego, trzeba to zobaczyć, trzeba to zbadać, czyli to jest jakby rozpoznanie - ten pierwszy krok.
Później te działania warsztatowe, czyli określenie celu różnych środowisk. Wiadomo, że to będą bardzo różne cele, różne potrzeby, ale je trzeba zdefiniować. Wydaje mi się, że najlepiej byłoby w takim właśnie modelu warsztatowym i dopiero wtedy, jak mamy wszystkie te istniejące uwarunkowania rozpoznane, mamy rozpoznane potrzeby różnych środowisk, specjaliści mogą usiąść i zacząć coś rysować. Dopiero wtedy, po tym etapie możemy przejść do takich konsultacji, jak mamy dzisiaj, czyli tak naprawdę pokazanie - "słuchajcie narysowaliśmy coś takiego i co wy na to, ale wiecie to już jest prawie skończone, więc za dużo nie poprawiaj my, no bo jak?"
Ale to nie są żadne konsultacje, to ktoś narzuca nam określoną wizję przestrzeni.
To jest takie tworzywo, to powstaje na długie lata. Takie też mamy prawo, że te konsultacje tak mogą wyglądać i że się odbywają w tej formie. Na początku są oczywiście wnioski, musi to być inicjatywa ze strony środowiska. Jeżeli dopisze szczęście i środowisko mieszkańców tego miejsca jest ogarnięte i jest w stanie sprecyzować wnioski w odpowiednim terminie, śledzi BIP, odszuka to ogłoszenie itd., wstrzeli się z tymi wnioskami, to musi to być w stu procentach ich inicjatywa, nikt im w tym nie pomoże.
Wydaje mi się, że to jest zdecydowanie rola miasta, czyli rozpoznanie, ten spacer, te warsztaty, żeby zaangażować to środowisko na odpowiednim etapie, a nie dopiero na późniejszym. Ten późniejszy etap zdecydowanie służy już tylko kosmetyce i tutaj bardzo łatwo wiele argumentów zbić, że przecież my to przepracowaliśmy, trwało to rok czasu, co my teraz możemy zrobić. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby władze miasta te konsultacje rozbudowały, nie ma takiego problemu.