Radio Białystok | Gość | Mariusz Dąbrowski [wideo] - ekspert od gospodarek azjatyckich
Przedsiębiorstwa i konsumenci w UE i Japonii będą mogli czerpać korzyści z największej strefy wolnego handlu na świecie.
W piątek, 1 lutego weszła w życie umowa o partnerstwie gospodarczym między Wspólnotą a Japonią.
Umowa o partnerstwie gospodarczym znosi zdecydowaną większość z 1 mld euro ceł płaconych corocznie przez unijne przedsiębiorstwa eksportujące do Japonii. Po jej pełnym wdrożeniu Japonia zniesie cła na 97 proc. towarów importowanych z UE.
Umowa znosi również szereg istniejących od dawna barier pozataryfowych, na przykład poprzez zatwierdzenie międzynarodowych norm dotyczących samochodów. Usunie ona także bariery dla najważniejszych unijnych eksporterów żywności i napojów, umożliwiając im dotarcie do 127 mln japońskich konsumentów, a także zwiększy możliwości eksportowe w wielu innych sektorach.
Według Komisji Europejskiej po pełnym wdrożeniu umowa ta może zapewnić wzrost rocznej wymiany handlowej między UE a Japonią o prawie 36 mld euro.
(PAP)
Lech Pilarski: Ta umowa wiele zmieni?
Mariusz Dąbrowski: Zależy, w jakich obszarach. Bo jeśli chodzi o cła, o handel towarami, to cła generalnie w Unii Europejskiej nie są wysokie - jest to mniej więcej średnia stawka około 5 proc., w Japonii to jest około 4 proc. Przy czym są towary, na które cła są wysokie. W niektórych obszarach rzeczywiście będą to mniejsze cła, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że ta umowa obejmuje nie tylko handel towarami, nie tylko handel usługami, ale również przetargi publiczne, włączony jest w to również ład korporacyjny, czyli jest to szeroka umowa.
Czyli np. przy budowie dróg obok Chińczyków mogą wystąpić japońskie firmy.
Tak. Japończycy są tym zainteresowani. Nie wiem, czy akurat budową dróg, ale na pewno zainteresowani są inwestycjami w sektorze jądrowym. Tutaj Polska czyni powolutku jakieś kroki w tym kierunku. Na pewno są zainteresowani kolejami dużych prędkości. Więc są obszary infrastrukturalne, gdzie rzeczywiście Japończycy mogą skorzystać na tej umowie.
Czy my jako Podlasie możemy skorzystać z tej umowy? Głównie mamy do zaoferowania żywność.
No właśnie żywność jest najwyżej obłożona cłami w Japonii. Nie tylko cłami, bo dzisiaj dużym problemem są również bariery pozataryfowe - różne certyfikaty, kontyngenty, limity, więc te ograniczenia będą zniesione, choć nie na wszystkie produkty od razu. Będę znoszone sukcesywnie, czasami kilkanaście lat.
Wysokie cła w Japonii są na przykład na wołowinę, na sery, na czekoladę, makarony i to będzie sukcesywnie obniżane.
To sery mają szansę. A co na przykład z Podlasia jest eksportowane do Japonii?
Na przykład podbrzusza łososia. Kupuje to Mitsubishi Corporation w firmie Suempol w Bielsku Podlaskim. Generalnie aż tak dużo nie eksportujemy do Japonii. Miejmy nadzieję, że to się zmieni. Japończycy są na przykład zainteresowani miodami. Rumunia tutaj akurat bardzo mocno się wybiła w tej części Europy.
Generalnie ta umowa to nie tylko handel. Trzeba zwrócić uwagę też na inwestycje zagraniczne i rozpatrywać ją również w aspekcie brexitu czy niepewności związanej z brexitem, bo koncerny japońskie, które wcześniej zobowiązywały się, że będą inwestować w Wielkiej Brytanii, teraz zmieniają swoje plany inwestycyjne i cześć inwestycji może być przenoszonych do Polski. Na pewno Polska jest na krótkiej liście, więc tutaj jest też szansa dla województwa podlaskiego. Przy czym naszą słabością jest to, że nie mamy na przykład lotniska. Dobrze, że przynajmniej droga S8 w całości została oddana do użytku.
Czyli gdybyśmy mieli lotnisko, to mielibyśmy szansę na Nissana, Toyotę i tym podobne fabryki?
Szansy byłoby dużo większe na pewno. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, czym się kierują inwestorzy, inwestując na danym rynku. Japończycy przede wszystkim kierują się wielkością rynku i perspektywami jego rozwoju.
Często postrzegamy inwestycje przez pryzmat taniej siły roboczej, ale ten aspekt jest dopiero na drugim miejscu tak naprawdę. Liczy się rynek zbytu a Białystok jest w takim położeniu troszeczkę peryferyjnym. Nie możemy się równać z Wrocławiem, gdzie jak się zakreśli cyrklem koło, to w tym kole będzie Berlin, Warszawa, Praga. Więc troszeczkę nasze położenie jest gorsze, niemniej trzeba próbować i walczyć, bo rzeczywiście województwo podlaskie, nie tylko w kontekście inwestycji japońskich, ale generalnie bezpośrednich inwestycji zagranicznych jest na samym końcu w Polsce.
Gdyby jakiś przedsiębiorca chciał wskoczyć na japoński rynek, to z czym musi się liczyć?
Przede wszystkim z odmienną kulturą. Czynniki kulturowe są tutaj najtrudniejsze, bo same bariery chyba nie są aż tak trudne. Tym bardziej, że teraz po wejściu w życie umowy o wolnym handlu będzie łatwiej. Natomiast na pewno czynniki kulturowe, językowe. Trzeba się nauczyć rynku japońskiego. To nie jest takie proste.
Czyli kursy języka japońskiego czy raczej lepiej poznać obyczaje, żeby nie zrobić jakiegoś faux pas?
Raczej obyczaje. Jeśli firma handluje na wiele rynków na świecie, to nikt się nie będzie uczył wielu języków. Można zatrudnić zawsze tłumacza. Ale aspekty kulturowe na pewno trzeba poznawać, są jednak pewne różnice między Europą a Japonią. Tam się patrzy generalnie na gospodarkę w perspektywie długiej. Nie tylko na gospodarkę. To, co najbardziej różni Polskę i Japonię, to jest perspektywa czasowa - tam się myśli długoterminowo, u nas się myśli często krótkoterminowo.
Czy umowa o wolnym handlu pomiędzy Japonią a Europą rzeczywiście może wpłynąć na przyspieszenie rozwoju gospodarczego, nie tylko w Unii, ale także w Polsce?
Ta umowa jest to być może kilkadziesiąt miliardów dolarów czy euro większej sprzedaży. Na pewno przedsiębiorcy zapłacą mniej około miliarda euro w cłach, jak już zostaną zredukowane podczas eksportu do Japonii.
Wydaje się, że przy tak wielkiej skali gospodarczej to może nie mieć aż tak wielkiego znaczenia. Natomiast w określonych branżach, jeśli dany przedsiębiorca wykorzysta szansę, to rzeczywiście może mieć znaczenie. Warto podkreślić, że w Polsce jest około 1300 firm, które zajmują się w mniejszym czy większym stopniu eksportem do Japonii, więc komuś się udaje.
Mamy sporo firm japońskich, które zainwestowały w Polsce?
Tak. Około 300 firm z kapitałem japońskim zainwestowało w Polsce. Połowa to firmy handlowe. Nas najbardziej zapewne interesują firmy produkcyjne, które budują fabryki, zatrudniają ludzi - tych jest około 90. Ale one są głównie ulokowane na Dolnym Śląsku, na Śląsku, tam gdzie są rynki zbytu, tam, gdzie też są tradycje przemysłowe.
Tam, gdzie jest już przemysł dobrze rozwinięty, inwestorzy chętnie inwestują. Liczy się też rozwinięta logistyka, infrastruktura. Jest jeszcze dużo do zrobienia, jeśli się chodzi o województwo podlaskie, ale mam nadzieję że urząd marszałkowski będzie walczył.
Kanał się otworzył.
Tak. Jeśli spojrzymy na inwestycje w województwie podlaskim - ogólnie, nie mówię o japońskich - to niespełna 2,5 pół miliarda złotych inwestorzy zagraniczni tu zainwestowali, przy 830 miliardach w całej Polsce. To pokazuje, jak mało jest inwestycji. Ale to nie oznacza, że nie ma perspektyw przed nami. Jestem optymistą, ale też trzeba być realistą, że mamy te problemy infrastrukturalne i też położenie geograficzne.
Ale wyczytałem w różnych ekspertyzach, że Japończycy są znakomicie zorganizowani i szukają nowych rynków. Nie chcą siedzieć w jednym miejscu, tylko bez przerwy coś penetrują i między innymi może trafią na Podlasie.
Czasami zdarza się, że przyjeżdżają. Znam przypadki konkretne, kiedy do podlaskich firm przyjeżdżali potencjalni inwestorzy japońscy. Japończycy szukają, są dobrze zorganizowani, mają swoje biura promocji, handlu i inwestycji, które działają na całym świecie. W Warszawie zresztą jedno z nich też jest, więc na pewno patrzą, co się dzieje, a Polska jest atrakcyjnym rynkiem.
Warto też może podkreślić, że Japończycy są największym wierzycielem państwa polskiego. Około jednej czwartej zewnętrznego długu skarbu państwa jest dzisiaj w rękach japońskich.