Radio Białystok | Gość | Adam Andruszkiewicz [wideo] - podlaski poseł, wiceminister cyfryzacji
- Jestem gotów dalej pracować w ministerstwie. Ale też nie ukrywam, że mam bardzo duży mandat społeczny w województwie podlaskim, co pokazuje, że śmiało mogę być takim typowo terenowym posłem. Spokojnie w każdej roli się odnajdę.
Wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz zaapelował do prezydenta Białegostoku, by nie podwyższać cen biletów komunikacji miejskiej. M.in. o tym, ale też o planach na kolejną kadencję w resorcie cyfryzacji, z wiceministrem rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Czy pewne jest już to, że zostaje pan w resorcie cyfryzacji?
Adam Andruszkiewicz: Pan redaktor doskonale wie, co jest pewne w życiu. Myślę, że kiedyś czeka nas wszystkich Sąd Boży. Natomiast mówiąc zupełnie poważnie, politycznie, czekam na decyzję pana premiera. Premier ma jeszcze czas, żeby taką decyzję podjąć. Absolutnie nie chciałbym być osobą, która w swojej sprawie wydaje takie komunikaty. Jest to prerogatywa pana premiera, żeby ustalić skład rządu.
A jakie sygnały do pana dochodzą? Liczy pan na to, że zostanie w ministerstwie?
Oczywiście jestem gotów dalej pracować również w ministerstwie i reprezentować dalej nasz region w rządzie Rzeczypospolitej Polskiej. Ale też nie ukrywam, że mam bardzo duży mandat społeczny w województwie podlaskim - 30 tys. głosów z 10. miejsca - co też pokazuje, że śmiało mogę być takim typowo terenowym posłem, jeździć po naszym województwie, załatwiać sprawy w terenie. Także spokojnie w każdej roli się odnajdę. Myślę, że mam do tego predyspozycje.
Załóżmy, że zostaje pan w resorcie cyfryzacji. Czym chciałby się pan tam zajmować? Jakie projekty zacząć, a co kontynuować?
Myślę, że muszę na pewno kontynuować budowę polskiej bramy cyfrowej, czyli portalu gov.pl. Chcemy, aby była tam przeniesiona maksymalna liczba usług, która dzisiaj jest już obecna internetowo. Przenosiny cały czas trwają, chociaż już np. większość ministerstw jest przeniesiona. Również podpinamy tam chociażby możliwości profilu zaufanego, wszystkie sprawy, które możemy załatwiać przez internet.
Natomiast z drugiej strony na pewno też ważna jest kwestia bezpieczeństwa w sieci. Tą sprawą również się zajmowałem. Wielokrotnie mówiłem o tym, żebyśmy poświęcali więcej czasu jako osoby dorosłe na sprawdzanie, co robią dzieciaki w internecie, bo sieć jest pełna nie tylko szans, ale i zagrożeń.
Ale myślę, że są też przed nami nowe wyzwania legislacyjne. Chcemy wprowadzić dużo spraw deregulacyjnych. Na przykład ma być zniesiony obowiązek posiadania prawa jazdy w czasie jazdy samochodem - dokumentu w sensie formalnym. Różnego rodzaju udogodnienia dla obywateli. Musimy w tę stronę iść, ponieważ mamy XXI w., więc cyfryzacja powinna postępować.
Ważnym problemem, wydaje mi się często niedostrzeganym szczególnie przez starsze pokolenia, jest patostreaming. Na to pan również zwracał uwagę. Jak walczyć z tym zjawiskiem?
Wydaje się, że jest to zjawisko, które będzie niestety występowało w sieci. Nie chcemy wprowadzać cenzury. To jest jasne. Oczywiście ścigamy patostreamerów w momencie, kiedy łamią prawo - na przykład kiedy występuje tam przemoc. Natomiast przede wszystkim chcemy edukować, mówić o tym i w ten sposób doprowadzić do minimalizacji tego zjawiska.
Przede wszystkim zacznijmy od definicji - są to bardzo wulgarne, czasami wręcz obrzydliwe transmisje na żywo, na przykład transmisje patologicznych imprez, mówiąc wprost, gdzie spożywany jest alkohol, są libacje. Niestety dużo, dużo młodzieży to ogląda. Bardzo nas to martwi, dlatego, że nie chcemy, aby nasze dzieci, nasza młodzież wychowywała się na tym, jak ktoś pije wódkę przez internet i to pokazuje, przeklina, wyzywa innych.
Niestety te transmisje są niezwykle popularne.
Tak, więc działamy. Przede wszystkim wydaje mi się, że brakuje koordynacji działań, dlatego że jest wiele organizacji, mediów, stowarzyszeń, również niektóre ministerstwa podejmują działania w tym zakresie. Ja osobiście chociażby doprowadziłem do kilku spotkań w Ministerstwie Cyfryzacji, gdzie byli przedstawiciele kilku resortów, organizacji pozarządowych, nawet Rzecznika Praw Obywatelskich. Czyli idziemy tutaj bardzo szeroko, nie patrzymy na poglądy polityczne. Wszystkie ręce na pokład.
Przejdźmy teraz do spraw lokalnych. Zapowiedział pan na konferencji prasowej w Białymstoku, że jako parlamentarzysta skieruje pan do prezydenta miasta pismo w sprawie podwyżek cen biletów komunikacji miejskiej. Czy wiceminister powinien zajmować się tak lokalną polityką?
Zostałem wybrany przez mieszkańców Białegostoku przede wszystkim jako poseł. Łącznie dostałem 30 tys. głosów, ale w samym Białymstoku plus powiat otrzymałem połowę tych głosów - drugi wynik z Prawa i Sprawiedliwości. Także zdecydowanie mam wręcz obowiązek reprezentowania mieszkańców Białegostoku.
O ponad 40 proc. mogą wzrosnąć ceny biletów - bilet normalny ma kosztować 4 zł. Dla porównania w Warszawie bilet 20-minutowy kosztuje 3,40 zł, 75-minutowy - 4,40 zł, więc dochodzimy do cen stołecznych, jeżeli chodzi o komunikację miejską.
Dokładnie. Niestety pan redaktor w tym przypadku ma rację - dochodzimy do cen warszawskich, a jednak płace w Białymstoku nie są warszawskie. Mieszkańcy stolicy Podlasia zarabiają mniej niż mieszkańcy Warszawy. W związku z powyższym ceny biletów powinny być również niższe.
Apeluję do pana prezydenta Truskolaskiego, żeby nie podwyższał tych cen, żeby nie wrzucał na barki mieszkańców kwot tak horrendalnych, ponieważ jeżdżenie komunikacją miejską powinno być dostępne dla wszystkich. Uważamy, że te ceny spowodują zubożenie mieszkańców naszego miasta.
Samorządy otrzymują w kadencji Prawa i Sprawiedliwości więcej środków niż za naszych poprzedników, więc uważamy, że nie trzeba szukać tych pieniędzy w kieszeniach białostoczan. Mam nadzieję, że pan prezydent Truskolaski jednak zweryfikuje swój pogląd, bo w czasie kampanii wyborczej nie zapowiadał takich podwyżek.
Czy jest jakieś rozwiązanie poza wpływami z budżetu państwa, by urząd bez przesadnego obciążenia miejskiej kasy rozwijał tabor i mógł utrzymać komunikację miejską?
W Białymstoku są aż trzy spółki, które zajmują się komunikacją miejską. Pytanie, czy jest to zasadne. Wydaje mi się, że nie. Białystok jednak nie jest aż tak wielkim miastem, żebyśmy mieli trzy różne spółki od transportu.
Jedna wystarczyłaby pana zdaniem?
Moim zdaniem tak. Powinno się to scalić i wówczas mamy jeden zarząd, jedno biuro, mniej pracowników. Mamy pewne oszczędności, które można scedować na rozwój taboru, o którym pan redaktor słusznie mówi.
Wydaje mi się w ogóle, że powinniśmy w Polsce generalnie iść w kierunku ograniczania biurokracji. Skoro mamy dzisiaj cyfryzację, mamy podpisy elektroniczne, papierów powinno być coraz mniej w użyciu, to tym bardziej powinniśmy ograniczać zatrudnienie w administracji. Zwłaszcza, że mamy też niskie bezrobocie.
Czy Marian Banaś powinien być szefem Najwyższej Izby Kontroli?
Stanowisko Prawa i Sprawiedliwości jest bardzo jasne i zdecydowane. Apelujemy do pana prezesa Banasia, aby zweryfikował swoje stanowisko, aby podał się po prostu do dymisji. Zwłaszcza, że zarzuty według prawdopodobnej wiedzy CBA, mogą budzić wątpliwości.
Najwyższa Izba Kontroli jest taką instytucją, na czele której musi stać osoba, która nie jest podważana przez nikogo. Nie chcemy iść standardami Platformy. PO w jakiś sposób wspierała pośrednio pana Kwiatkowskiego, który skończył przecież z zarzutami. Mówię tu o poprzednim szefie Najwyższej Izby Kontroli.
Obecnie senatorze.
Tak. Wydaje się zdecydowanie, że pan Banaś powinien jednak ustąpić. Po co mamy wszyscy w Polsce rozmawiać cały czas na temat jednej osoby. Warto iść do przodu i takie kwestie zamykać. Tutaj musi być osoba, która jeśli przeprowadza kontrole, to sama jest pozbawiona jakichkolwiek wątpliwości.
Wyroku skazującego co prawda nie ma, ale po kontroli oświadczeń majątkowych CBA skierowało do białostockiej prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez szefa NIK. Czyli coś jest jednak na rzeczy.
W Polsce w ramach zasady prawa rzymskiego obowiązuje domniemanie niewinności. Dopóki ktoś nie został skazany, nie można mówić, że jest winny czemukolwiek. Natomiast chodzi o to, że to jest taka instytucja, w której na pewno nie może być osoba, wobec której toczą się jakieś postępowania.
Na koniec gratuluję zawarcia związku małżeńskiego.
Dziękuje bardzo.
Trzeba przyznać, że stał się pan trochę politycznym celebrytą. O ślubie pisały wszystkie portale i gazety. Przykładowe nagłówki: Nowy rozdział w życiu wiceministra. Adam Andruszkiewicz wziął ślub ("Fakt"), Wiceminister powiedział "tak". Piękna Kamila wyszła za Adama Andruszkiewicza ("Super Express"). Czy nie przeszkadza to panu?
Takie mamy czasy, że polityka przenika się z całym światem medialnym. Wydaje mi się, że jeśli trochę uchyli się drzwi do swojej prywatności - troszeczkę oczywiście, w ramach zdrowego rozsądku - to nic złego się nie stanie. To, że wziąłem ślub, jest dla mnie powodem do dumy. Chcieliśmy się tym też pochwalić.
Chodząc w ostatni weekend po rynku w Białymstoku, podchodzili do nas mieszkańcy, osoby, które nas nie znają na co dzień, gratulowały nam. Dziękuję za te wszystkie dobre słowa. Wydaje się, że jeśli to wszystko jest robione w ramach zdrowego rozsądku - tak jak mówiłem wcześniej - to jest okej.
Uchylił pan nawet dosłownie drzwi, bo wziął pan udział w programie "Politycy od kuchni" i zaprosił do swojego mieszkania w Warszawie dziennikarzy.
Tak. Chciałam pokazać, jak na co dzień akurat w Warszawie, kiedy jestem w ministerstwie, funkcjonuje. Ale zapraszałem też na Podlasiu. Mówiłem, że następną edycję robimy w Białymstoku. Pokażę, jak wygląda nasze piękne miasto.