Radio Białystok | Gość | Dariusz Piontkowski - wiceminister edukacji i nauki
"Z naszego punktu widzenia, im szybciej dzieci i młodzież wrócą do nauczania stacjonarnego, tym byłoby lepiej, ale nie wiemy, co będzie się działo za tydzień czy dwa, jeśli chodzi o liczbę zachorowań, liczbę hospitalizacji i od tego przede wszystkim uzależniamy decyzje" - mówi Dariusz Piontkowski.
Uczniowie z województwa podlaskiego skończyli ferie, ale ci starsi zostają w domach. Do 27 lutego mają uczyć się zdalnie. Czy jest szansa, że wrócą do szkół szybciej? O tym z wiceministrem edukacji i nauki Dariuszem Piontkowskim rozmawia Iza Serafin.
Iza Serafin: W tym tygodniu ma zapaść decyzja w sprawie ewentualnego skrócenia zdalnego nauczania. Ma to dotyczyć tych województw, które skończyły ferie w styczniu. Czy może też dotyczyć naszego regionu?
Dariusz Piontkowski: Z naszego punktu widzenia, im szybciej dzieci i młodzież wrócą do nauczania stacjonarnego, tym byłoby lepiej, ale nie wiemy, co będzie się działo za tydzień czy dwa, jeśli chodzi o liczbę zachorowań, liczbę hospitalizacji i od tego przede wszystkim uzależniamy decyzje.
Niektórzy epidemiolodzy i wirusolodzy mówią, że szczyt tej piątej fali jeszcze przed nami, ale niektórzy mówią, że może to nastąpić za dwa tygodnie. Czy jeżeli rzeczywiście by tak było, to oznaczałoby to koniec zdalnego nauczania przynajmniej w tym roku szkolnym?
Chcielibyśmy, żeby tak było, bo myślę, że wszyscy mają dość wszelkich ograniczeń, kłopotów związanych z epidemią, ale to zależy od tego, co będzie się działo z zachorowaniami i jakie będą decyzje w innych dziedzinach życia. Jeżeli malejąca liczba zachorowań pozwoli na to, aby odejść od takich restrykcyjnych decyzji i obostrzeń, to one będą także dotyczyły szkół i mam nadzieję, że już rzeczywiście nie będziemy wracali do nauczania zdalnego z powodu epidemii koronawirusa.
Szkoda, że ten poziom zaszczepionych uczniów nie rośnie wraz ze wzrostem piątej fali.
To jest decyzja rodziców, to oni przede wszystkim decydują czy sami chcą się zaszczepić w pierwszej kolejności, a potem także swoje dzieci. Ja przypomnę, że wśród nauczycieli ten poziom wyszczepień jest powyżej 80%. Dobrze by było, aby w innych grupach zawodowych był podobny poziom wyszczepień. Myślę, że wtedy epidemia byłaby mniej groźna.
Nikt nie chce tego zdalnego nauczania, chociażby mając na uwadze ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli, która skontrolowała funkcjonowanie szkół w czasie pandemii. Jest tam mowa o obniżeniu jakości kształcenia, pogłębianiu nierówności edukacyjnych i pogorszeniu kondycji psychofizycznej uczniów i nauczycieli.
NIK wytyka też resortowi edukacji to, że nie określił standardów nauczania zdalnego lub hybrydowego. Każdy nauczyciel prowadził te zajęcia, jak chciał. Jest też mowa o wykluczeniu cyfrowym, co zdaniem NIK-u doprowadziło do nierówności w procesie nauczania.
Reasumując, działania resortu edukacji nie wystarczyły do zapewnienia prawidłowej organizacji kształcenia dzieci i młodzieży. Co na to ministerstwo edukacji?
NIK w tej kontroli patrzy na świat tak, jakby wszyscy od dziesięcioleci wiedzieli, że będzie epidemia i wszyscy mieli się do tego przygotować w danym konkretnym momencie. Gdy porównuje to, co się działo w Polsce, z tym, co się dzieje w Europie, to Polska wypada na tym tle bardzo dobrze. Dużo szybciej zareagowaliśmy niż większość państw europejskich na całą sytuację. Podobnie jak inne kraje nie chcieliśmy dopuścić do tego, aby dzieci w obliczu epidemii pozostały w ogóle bez zajęć w szkołach. Organizowaliśmy nauczanie na odległość przy takich możliwościach technicznych, jakie były. Dwa lata temu nikt sobie nie wyobrażał jeszcze, że można pracować, uczyć się tylko i wyłącznie za pomocą nowoczesnych środków komunikacji.
Przypomnę również, że zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem to organy prowadzące, czyli w większości wypadków samorządy odpowiadają, chociażby za wyposażenie szkół w sprzęt. Mimo tego, iż nie było to zadaniem własnym państwa, to wyasygnowaliśmy ogromne środki na dodatkowe wyposażenie szkół, łącznie około miliarda złotych w ciągu kilku miesięcy. Przypomnę, że w okresie rządów PO-PSL ówczesny premier Donald Tusk zapowiadał tablet dla każdego ucznia. Skończyło się na tym, że chyba taki tablet otrzymał tylko i wyłącznie sam premier.
My więc w sytuacji nadzwyczajnej zareagowaliśmy nadzwyczajnie. Wyasygnowaliśmy duże środki, które z jednej strony pozwalały na wyposażenie techniczne, z drugiej strony kupowaliśmy sprzęt, materiały, urządzenia, które pozwalały na powrót do szkół. Niestety w całej Europie nauka zdalna pokazała, że tak naprawdę nie byliśmy przygotowani na to, aby z dnia na dzień przejść całkowicie na nowoczesne technologie i nauczanie na odległość ze względów nie tylko sprzętowych, ale częściowo także mentalnych, także i przygotowania nauczycieli i uczniów, którzy nie byli gotowi na to, aby całkowicie przejść na nauczanie zdalne. My musieliśmy przecież z biegu tak naprawdę tworzyć przepisy, które mówiły, w jaki sposób w ogóle to nauczanie zdalne organizować. Nie można było tego zrobić od razu według jednego standardu, bo mówiłem, chociażby o warunkach sprzętowych, o dostępności do internetu.
Niestety Polska jest nadal państwem, w którym są białe plamy i mimo tego, że rząd od kilku lat prowadzi taką akcję "Ogólnopolską Sieć Edukacyjną", która pozwala dołączyć każdą chętną szkołę do szybkiego internetu o przepustowości powyżej 100 MB, to ten proces trwa.
Gwoli ścisłości, to nie jest tak, że Najwyższa Izba Kontroli nie zostawiła suchej nitki na resorcie edukacji i nauki. Pozytywna ocena jest taka na przykład, że ograniczono wymagania egzaminacyjne dla uczniów zdających egzamin ósmoklasisty i maturalny. Oczywiście NIK dostrzega te wszystkie zabiegi, pieniądze, dofinansowania, programy. Tylko mówią, że dzieje się to nierównomiernie, trochę chaotycznie. Ale wszyscy, tak jak pan minister powiedział, uczymy się tego nauczania zdalnego.
Może też nie wszyscy o tym wiedzą, bo eksponuje się inne wątki, ale właśnie zdefiniowanie tego nauczania zdalnego, już poza pandemią, tak w ogóle w polskiej edukacji, jest jednym z elementów nowelizacji prawa oświatowego i do tej nowelizacji przekonywał pan senatorów. Ostatecznie jednak senat tę ustawę odrzucił. Jakie będą jej dalsze losy? Oczywiście wraca do sejmu i tam przechodzi bez problemu?
W klubie Prawa i Sprawiedliwość jest poparcie dla nowelizacji prawa oświatowego, które rzeczywiście umożliwia wprowadzenie zdalnego nauczania w sytuacjach nadzwyczajnych. Dziś przepisy umożliwiają nauczanie zdalne w okresie epidemii, ale dyrektor szkoły nie może już prowadzić takiego nauczania, gdy zdarzy się jakaś katastrofa żywiołowa, zerwanie dachu, pożar lub inne nieszczęście. Wówczas z budynku szkoły przez jakiś czas nie można korzystać. Jeżeli przerwa trwa dłużej niż 2 dni, dyrektor będzie zobowiązany do tego, aby wprowadzić nauczanie zdalne, aby uczniowie nie mieli przerwy od nauki.
Ta nowelizacja mówi również o tym, na jakich warunkach można otworzyć filie szkół artystycznych, dotąd było to nieuregulowane. Doprecyzowujemy funkcjonowanie oddziałów przygotowania wojskowego, coraz bardziej popularnych w polskich szkołach. Najwięcej jednak uwagi i kontrowersji budzą zapisy dotyczące dwóch sfer: funkcjonowania organizacji i stowarzyszeń, które chcą prowadzić zajęcia w szkołach, organizacji pozarządowych oraz wzmocnienie roli kuratora jako organu nadzoru pedagogicznego. Natomiast opozycja przedstawia to jako próbę zwolnienia wszystkich dyrektorów w Polsce, co jest oczywistym absurdem i podobnie podeszli do tego senatorowie tylko i wyłącznie patrząc na to z punktu widzenia przynależności politycznej, a nie ze względu na zapis w ustawie.
Dużą dyskusję wywołują również przepisy dotyczące funkcjonowania organizacji i stowarzyszeń pozarządowych. Zwracano się do nas wielokrotnie, wskazując na to, że część samorządów próbuje wprowadzać do szkół organizacje, co do których funkcjonowania w szkole nie wszyscy rodzice byli zadowoleni. Stąd wprowadziliśmy przepisy, w których wyraźnie pozostawiamy oczywiście rolę dyrektora i rady rodziców, oni opiniują, dyrektor ostatecznie wyraża zgodę, ale dodatkowo wprowadzamy jeszcze opinię kuratora oświaty. Kurator będzie sprawdzał to pod względem tego, czy są to zajęcia odpowiednie dla wieku dziecka, do jego możliwości psychofizycznych, czy są bezpieczne i po wydaniu pozytywnej opinii, która jak rozumiem, będzie dotyczyła większości organizacji, dyrektor będzie pozostawiał ostateczną decyzję rodzicom. Chyba nie ma nic złego w tym, aby rodzic miał jak najszerszą wiedzę na temat tego, czego może spodziewać się po dodatkowych zajęciach organizowanych przez jakąś organizację czy stowarzyszenie.
Pierwsza dama nie jest zwolenniczką tych zapisów, prezydent podobno też nie.
Rozmawialiśmy z parą prezydencką kilka dni temu. Mieliśmy okazję w ciągu ponad dwugodzinnej dyskusji przedstawić szczegóły tego projektu ustawy, odpowiedzieć na niektóre wątpliwości. Wydaje się, że pan prezydent podobnie patrzy na prawo rodziców do wiedzy na temat tego, co oferują organizacje pozarządowe i że to rodzic ostatecznie decyduje o tym, czy dziecko będzie uczestniczyło w zajęciach, czy nie. Pan prezydent przypomina, że to rodzice ostatecznie odpowiadają za wychowanie dziecka, szkoła pełni w tym wypadku funkcję pomocniczą i powinna pomóc rodzicom wychować dzieci.
Czyli prezent nie jest przeciwny?
Wydaje się, że po tej rozmowie pan prezydent rozumie, dlaczego taki projekt ustawy się tam pojawił.
Na razie obserwujemy poczynania tej piątej fali, bo od niej zależy czy nasze dzieci będą się uczyć w szkołach, czy może niestety w domach.
Mamy nadzieję, że wrócą do zajęć stacjonarnych jak najszybciej, oby to była już ostatnia przerwa epidemiczna, przerwa od nauki stacjonarnej.
Oby. Dziękuję bardzo za rozmowę.