Radio Białystok | Gość | Stefan Sochoń - prezes fundacji "Podlascy Aniołowie"
"Lawina pomocy ruszyła, to przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Nie dość, że po tygodniu zbiórki obok przejścia w Dorohusku stoi nasz namiot szpitalny, to wysłaliśmy ponad 100 busów z darami, przywieźliśmy ponad 300 osób na Podlasie" - mówi Stefan Sochoń.
Białostoczanie licznie włączyli się w akcje charytatywne organizowane na rzecz uchodźców z Ukrainy. Wspierają ich rzeczowo, finansowo, ale też własną obecnością na polsko-ukraińskich przejściach granicznych. W akcję pomocy włączyli się także wolontariusze fundacji Podlascy Aniołowie z Białegostoku, którzy w ciągu trzech godzin postawili szpital polowy obok przejścia w Dorohusku.
O ich obecność i pomocy z szefem Fundacji Stefanem Sochoniem rozmawia Grzegorz Pilat.
Grzegorz Pilat: My jesteśmy tutaj, zastanawiamy się, wyobrażamy sobie, jak ta sytuacja może tam wyglądać. Pan wrócił stamtąd, z granicy. Jak to wygląda na miejscu?
Stefan Sochoń: Tak, wróciłem z soboty na niedzielę. Stawialiśmy nasz szpital polowy i wróciłem nad ranem właśnie w niedzielę. Muszę wam powiedzieć, że nic dobrego tam się nie dzieje. Staram się nie myśleć tak naprawdę o tym, co ci ludzie mogą myśleć, przekraczając granicę często w złych warunkach, głównie idą to matki z dziećmi. Te osoby są wyziębnięte, zmarznięte, załamane w ogóle całą sytuacją, która dzieje się na Ukrainie i szukają pomocy właśnie tutaj, u nas, w Polsce.
To trochę takie przewrotne, bo pan powiedział, że tam nic się dobrego nie dzieje. Jednak się trochę dzieje, między innymi dzięki wam.
Staramy się pomóc, jak tylko możemy. Mamy tam naszą grupę medyczną MED Fire, ratownicy i lekarze robią fantastyczną robotę, mają ręce pełne roboty. Przed chwilą rozmawiałem z jednym z naszych ratowników, którzy są w Dorohusku na tym przejściu granicznym. Dzisiaj w nocy ponad 4 000 osób przeszło przez tę granicę. Większość z nich potrzebowała pomocy od razu. Nasi ludzie tam nie śpią, ci ludzie non-stop potrzebują pomocy. Jak nie muszą zawieźć tych najbardziej potrzebujących do szpitala w Lublinie czy w Chełmie, to starają się działać w naszym punkcie szpitalnym, który otworzyliśmy, tam te nagłe przypadki ogarniać.
W jakim stanie są ci ludzie, którzy przekraczają granicę polsko-ukraińską?
Jeśli chodzi o psychikę, to psychicznie są w bardzo złym stanie, natomiast najwięcej jest odmrożeń, w szczególności u dzieci. Dzisiaj, za chwilę, puszczamy kolejny transportowy z czapkami, z rękawiczkami dla dzieci, żeby one po prostu nie marzły. Przede wszystkim odmrożenia, ale tam są różne przypadki, są zawały, są zasłabnięcia. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że straż graniczna i celna kazała zabrać dzisiaj w nocy namioty grzewcze straży pożarnej i tak naprawdę nasz szpital polowy został jedynym miejscem grzanym. Miejscem, gdzie ci ludzie mogą się od razu nagrzać i otrzymać tę pierwszą pomoc.
Ile jednorazowo osób może znaleźć pomoc w waszym w szpitalu polowym?
Na tę chwilę tak naprawdę to się zrobiła poczekalnia dla ludzi, którzy są zziębnięci. To jest namiot o powierzchni 50 m2 i tak naprawdę ile ludzi tam wejdzie to ciężko mi powiedzieć, czy 50 osób, czy więcej. Oni ogólnie tam wchodzą i stoją, żeby się nagrzać.
Dysponujecie jakimś specjalistycznym sprzętem w swoim szpitalu polowym?
Tak, właśnie w przeciągu godziny pojawi się defibrylator, który będzie jechał z Lublina, nasi kierowcy już tam jadą, żeby go odebrać. Będą też różnego rodzaju sprzęty, tylko teraz mi jest ciężko powiedzieć, co akurat w tym namiocie zostało postawione. Z opowieści naszych ratowników wynika, że ten namiot na razie służy tylko i wyłącznie po to, żeby ludzie się tam ogrzali, bo nie ma innego miejsca w ogóle na granicy, żeby mogli się nagrzać.
Jaka jest obsada, jeżeli chodzi o obsługę tego szpitala polowego? Są tam ratownicy, lekarze? Kto tam jest?
Starają się być. Ogólnie są przy swoich karetkach i udzielają pierwszej pomocy. Tam mam też swoich wolontariuszy, mamy też kierowców, którzy akurat pojechali po osoby, żeby zabrać je do nas na Podlasie bądź w inną części Polski. Można powiedzieć, że oni starają się też tak naprawdę ratownikami, bo uczą się szybko i tam po prostu są potrzebne ręce do pracy. Zwykli kierowcy, którzy pojechali po rodzinę, robią rzeczy, które powinni robić tak naprawdę ratownicy. Można sobie tylko wyobrazić, jaka jest tam ciężka sytuacja.
Czyj to był pomysł, żeby powstał taki szpital polowy utworzony przez białostocką fundację non-profit?
Tak, nie bierzemy ani złotówki. Pomysł narodził się tydzień temu w niedzielę. Chcieliśmy jakkolwiek pomóc Ukrainie. Prowadzimy z żoną restaurację i stwierdziliśmy, że tam będzie najlepsze miejsce, żeby nazbierać różnego rodzaju rzeczy, leki, ubrania. To przeszło nasze oczekiwania, bo lawina ruszyła. Po tygodniu nie dość, że nasz namiot szpitalny już stoi to wysłaliśmy ponad 100 busów z darami, przywieźliśmy ponad 300 osób z granicy na Podlasie i tak naprawdę ciężko powiedzieć co zrobiliśmy, musiałbym gadać do godziny co najmniej 20:00.
A tyle czasu nie mamy. Może się kiedyś spotkamy i porozmawiamy o tym na spokojnie dużo dłużej. Teraz moje pytanie dotyczące możliwości rozbudowy tego szpitala polowego, bo wiemy, że jest na razie jeden namiot, który ustawiliście własnymi siłami. Czytałem w Internecie, że ten szpital powstał w sumie w ciągu 3 godzin. Planujecie rozbudować to w jakiś sposób?
Ogólnie też działamy z porozumieniem zielonogórskim, żeby nie było, że my sami na partyzanta działamy. To porozumienie zielonogórskie one pomaga nam, daje wskazówki, czego potrzebują, wysyłają też swoich lekarzy. Cały czas trwa zbiórka oczywiście na rzeczy najbardziej potrzebne. Dostaliśmy też informacje ze straży granicznej, że oni, widząc ten nasz namiot polowy, stwierdzili, że dadzą swój kontener ogrzewany, ciepły, żeby też nas wspomóc. Mamy plan taki, że może w tym kontenerze jak go oczywiście dostaniemy, uda się rzeczywiście tam zrobić taki szpitalny oddział, może nawet chirurgiczny, ale nie wiem, czy to nie jest za duże słowo, a ten nasz namiot będzie taką pierwszą, doraźną pomocą dla tych ludzi, żeby po pierwsze mogli się ogrzać, wypić coś ciepłego, żeby nasi lekarze ich tam opatrzyli i sprawdzili, w jakim są stanie i wtedy ewentualnie może do tego kontenera straży granicznej uda się przetransportować osoby.
Tylko tak sobie myślę, że pan powiedział, że tylko ostatniej nocy 4 tys. osób przeszło przez granicę, większość z nich potrzebowała pomocy, to cóż, takich namiotów musiałoby tam powstać nie 10, nie 20, a setka.
Tak, zgadza się. Nie ukrywajmy, ten namiot jest wymiarów 5x10, a osób, jak nasi ratownicy dzisiaj powiedzieli, ponad 4 tys. osób przeszło przez granicę. Wyobraźmy sobie skalę, co tam się dzieje i ile tej pomocy potrzeba. My będziemy oczywiście starali się jak najwięcej tych namiotów tam postawić tylko też mamy utrudnioną sytuację, bo na granicy nie można tak stawiać sobie wszystkiego, są wyznaczone też miejsca, tam muszą być też drogi ewakuacyjne, transporty, duże auta tam jeżdżą, więc my mamy tak naprawdę mało miejsca, żeby postawić cokolwiek, ale oczywiście walczymy z tym, ewentualnie będziemy poza granicą stawiać te namioty, jeśli będzie taka potrzeba.
Jak można wam pomóc, bo bardzo wiele osób zostaje tutaj na miejscu w Białymstoku czy też po prostu w województwie podlaskim, a myśli o tym, żeby jakoś pomóc ludziom, którzy pracują przy granicy, wolontariuszom i nie tylko, ale przede wszystkim uchodźcom. Jak można wam pomóc?
Przede wszystkim finansowo. Ja wiem, że najłatwiej przynieść dary, bo akurat to mamy pod ręką i możemy od razu przynieść, ale finanse w tym momencie są nam najpotrzebniejsze i po prostu potrzebujemy gotówki. Chociażby dzisiaj mamy zamiar kupić karetkę, bo dostaliśmy informację, że jedna karetka to za mało, potrzebowalibyśmy kolejnej. Tak naprawdę potrzebowalibyśmy całej floty tych karetek, ale staramy się dzisiaj znaleźć karetkę, może ktoś z państwa słuchających nas ma dostęp do takich karetek używanych oczywiście, to my jako Fundacja jesteśmy w stanie ją kupić, ale oczywiście na to też potrzebne są pieniążki.
Na Facebooku fundacji Podlascy Aniołowie są podawane na bieżąco wszystkie informacje, czego potrzebujemy, jak wygląda sytuacja i na froncie i na granicy, nie tylko w Dorohusku, ale w kolejnych przejściach granicznych. Proszę nas obserwować, proszę nas wspomóc najlepiej finansowo, ale oczywiście cały czas dary przyjmujemy. Najmniej na ten moment potrzebujemy ubrań, butów, ale jeśli chodzi o lekarstwa, rzeczy militarne, słodycze czy nawet makarony, spożywkę, chemię, to wszystko jest naprawdę potrzebne i wysyłamy to bezpośrednio nie dość, że na przejście graniczne, to również bezpośrednio na front, na Ukrainę — i do szpitali, i do chłopaków, którzy niestety muszą tam z tymi karabinami biegać.
Bardzo serdecznie dziękuję za poświęcony nam czas. Życzę dużo wytrwałości w tym co robicie. Mam nadzieję, że na tym jednym namiocie się nie zatrzymacie. Wierzę w to, że dacie radę dać dużo więcej od siebie. My oczywiście, jak tylko będziemy mogli, będziemy was wspomagać.