Radio Białystok | Gość | Grzegorz Jakuć - przewodniczący zarządu Związku Gmin Wiejskich Województwa Podlaskiego
"Nieprzewidywalność, brak stabilności w zasadach - to nas najbardziej niepokoi. Z resztą radzimy sobie w różnych okolicznościach i wierzę, że poradzimy również teraz, ale zbieg okoliczności zewnętrznych, czyli wzrost cen energii, zagrożenia covidem, nieprzewidywalność inflacyjna po prostu nas trochę przeraża" - mówi Grzegorz Jakuć.
Coraz większe wydatki, coraz mniejsze wpływy. Czy lokalnym samorządom grożą blackouty, wyłączenia energii, na jakie oszczędności będą musiały zdecydować się samorządy? Między innymi o tym z przewodniczącym Związku Gmin Wiejskich Województwa Podlaskiego, wójtem gminy Turośń Kościelna Grzegorzem Jakuciem rozmawia Paweł Wądołowski.
Paweł Wądołowski: Jaki jest największy problem lokalnego, małego samorządu w obecnych czasach?
Grzegorz Jakuć: Nieprzewidywalność, brak stabilności w zasadach - to jest dla nas największy niepokój. Z resztą radzimy sobie w różnych okolicznościach i wierzę, że poradzimy również teraz, ale zbieg okoliczności zewnętrznych, wzrost cen energii, nośników zagrożenia covidem i tą nieprzewidywalnością inflacyjną po prostu nas niepokoi i trochę czasami przeraża.
Problemem są też spadające dochody z podatków, bo rząd szykuje reformę systemu fiskalnego. Polacy mają płacić mniejsze podatki, a to też będzie się przekładało na mniejsze wpływy dla samorządów.
To w zasadzie już się przekłada. Co prawda jest wypłacana rekompensata za utracone dochody w ubiegłym roku i w tym miała być, to przejściowy rok, ten również jest taki. Nie wiem, co będzie w roku następnym, bo też te trudności dotyczą również budżetu państwa i podobna sytuacja oczywiście w innej skali dotyczy również działań rządu w tej kwestii i to nas niepokoi, bo znacząco, drastycznie wzrosły nasze bieżące wydatki. To już w tej chwili odczuwamy.
Pieniądz jest mniej wart, dochody gminy zostały na tym samym poziomie, a wydatki na przykład na energię elektryczną wzrosły. Jak sobie z tym radzicie?
Wprowadzamy pewne programy oszczędnościowe, oczywiście w takiej skali, w jakiej się to da uczynić. Czyli ograniczenia oświetlenia w czasie w strefach gdzie nie ma takiej potrzeby, nie wpływa to bezpośrednio na bezpieczeństwo. Reżim w obiektach podległych nam użyteczności publicznej dotyczący maksymalnej oszczędności i oczekujemy, że przynajmniej w pewnej skali ograniczy to nasze wydatki.
Rozmawialiście z innymi samorządowcami o możliwych oszczędnościach, o niebezpieczeństwach dla budżetu. Czy grozi nam właśnie wyłączanie oświetlenia ulic? Czy grozi nam brak inwestycji?
Trudno jednoznacznie w tej chwili już to stwierdzić. Brak inwestycji raczej jeszcze nie, może to być obraz w 2024 roku, bo w tej chwili jakby siłom inercji 2023 rok jeszcze większość samorządów z tymi, z którymi dyskutujemy, rozmawiamy, jest w stanie pokryć udział własny. Nieprzewidywalne są ceny ofert, które są na rynku, wiadomo, z jakich względów to nam podnosi udziały nasze własne, ale generalnie te zaplanowane i wsparciem środków zewnętrznych, głównie z inwestycji strategicznych, będą realizowane, natomiast już w perspektywie widzimy negatywną kumulację w 2024 roku. To jest dla nas w tej chwili pewien obraz, który się pojawia z analizy naszych projektów budżetu, które jeszcze na 2023 rok byliśmy w stanie skonstruować, ale już przy tych wskaźnikach na 2024 rok widzimy to bardzo smutno.
Grożą nam ciemne ulice, nieoświetlone?
Aż tak chyba nie. Porównując do innych, bogatszych krajów, gdzie zdarzyło mi się być, u nas jest ogromne rozpasanie w tym oświetleniu. Ja to tak określam, że przecież nie każdy na ulicy będzie czytał książkę i nie ma takiej potrzeby. Te normy oświetlenia są też z dawnej rzeczywistości, beztroski takiej, gdzie po prostu szereg tych oświetleń jest zupełnie nieadekwatna do potrzeb. Wystarczy to zracjonalizować, to już będą duże oszczędności, więc nie zakładam zupełnych ciemności, ale na pewno ograniczenia w czasie i w miejscach są potrzebne i myślę, że te trudności spowodują to, jakby wymuszą.
Czy podczas forum padały jakieś pomysły pana kolegów samorządowców na to, jak oszczędzać, żeby było bez straty dla mieszkańców?
Cel naszego forum był inny. Chcieliśmy przeprowadzić dyskusję teoretyków, profesorów, którzy na co dzień zajmują się finansami publicznymi na uczelniach z praktykami, czyli ze skarbnikami z udziałem wójtów i burmistrzów, żeby zasygnalizować te problemy. One może dziś jeszcze nie są takie drastycznie, ale przyszłość rysuje się w bardzo szarych kolorach. Chcemy, żeby to usłyszeli parlamentarzyści, było spotkanie również z udziałem podsekretarza stanu zajmującego się finansami samorządowymi. Liczymy na to, że ta dyskusja, te informacje, nasze wnioski, będą słyszalne i być może będą pewne korekty systemowe, na które oczekujemy, żeby to ustabilizować. Mając świadomość, że na wiele rzeczy wpływu bezpośredniego my nie mamy, bo to są globalne pewne rzeczy, które są niekiedy nawet poza naszym krajem.
Da się przenieść jakieś pomysły teoretyczne, uczelniane, na grunt samorządu?
Tak, trzeba zracjonalizować system finansów publicznych. On w zasadzie po wielu korektach, niby nieznaczących, ale ciągłych, od 30 lat się generalnie nie zmienił i teraz sytuacja zmusza, bo nie można konstruować kolejnych budżetów, mając świadomość, że będą deficyty i one jakby są wpisane w naszą rzeczywistość, bo to po prostu wypacza idę samorządu i racjonalnego gospodarowania środkami publicznymi. O tym między innymi rozmawialiśmy z udziałem pana ministra.
Czy da się pogodzić to, żeby obywatele płacili mniejsze podatki, co też wiąże się z mniejszymi dochodami rządu i samorządu i żeby te wszystkie budżety się spinały? Od gminnego po państwowe?
Odkąd wynaleziono pieniądze, to podatki są nieodzownym nakładem mieszkańców na funkcjonowanie. Przecież kraj, rząd, nie zarabia sam z siebie, tylko głównie są to daniny publiczne. Kwestia ich rozdysponowania. Pytanie, czy samorząd ma mieć pewien zakres tych danin na poziomie oddolnym i móc je racjonalnie dysponować. Reforma z 2010 roku pokazała, że samorządy najlepiej mogą to czynić, bo widzą potrzeby i czym większa będzie władza do decydowania jak te środki rozdysponować na poziomie lokalnym, racjonalność jest większa. Natomiast w tej chwili jest taka tendencja odczuwalna, że wolno, ale zmierzamy do centralizacji. Czyli większość podatków w budżecie centralnym i dedykowane do poszczególnych samorządów w różnym systemie, ale nigdy nie będzie to racjonalne w tym sensie, że z poziomu Warszawy nie widać potrzeb faktycznych i te pieniądze mogą być różnie rozdysponowane. I tu jest kwestia, nie zwiększania podatków, tylko ich racjonalnego rozdysponowania na poszczególne poziomy.
Jakie jest największe ryzyko tego nadchodzącego roku budżetowego?
Za rok, tworząc projekty budżetów, one po prostu już nie będą możliwe do skonstruowania zgodnie z regułami, które nas obowiązują. W ubiegłym i w tym roku w zasadzie ta reguła braku możliwości deficytu ujemnego w nadwyżce budżetowej została zawieszona. To szczególny rok jeden, drugi, może taki być, ale w przyszłości to grozi tym, że po prostu będzie zachwiana równowaga w budżecie i brak możliwości jego skonstruowania w znaczących ilościach samorządów. I wtedy nie będzie to problem tych samorządów, tylko problem systemowy, bo to już nie wynika z nieudolności, z nieracjonalności, czy z braku gospodarności, tylko po prostu system jest tak w tej chwili napięty, że może grozić tym, że będą problemy w dużej części samorządów z konstrukcją budżetu.
Co wtedy?
To nie do mnie pytanie.
Ale z perspektywy burmistrza, wójta?
Mam nadzieję, że nie dojdzie do tego. Po to spotykamy się na różnych forach, o tym rozmawiamy, sygnalizujemy. Różnie jest ze zrozumieniem i z chęcią zrozumienia ze sfer rządowych, ale w ministerstwie finansów widzą te zagrożenia. Natomiast stan budżetu państwa i sytuacja zewnętrzna nie pozwala też na dalej idące zmiany, ale mam nadzieję, że systemowe i te związane właśnie z redystrybucją podatków gdzieś jednak trafiają. Być może skonstruujemy system, który będzie bardziej racjonalny przy obostrzeniach, które wynikają ze zniżonych dochodów też Skarbu Państwa, spadku podatków, recesja. Trzeba to wszystko uwzględnić w sposób jak najbardziej taki obiektywny.
Patrzy pan z optymizmem w przyszłość czy widzi pan czarne chmury?
Wychodziliśmy jako samorządy z najgorszych opresji. Będą to trudne lata. Ten przyszły rok pomimo ogromnego wsparcia środków zewnętrznych, dużej ilości inwestycji, co jest przez nas odczuwalne, ale bieżące wydatki niestety mogą nas przytłoczyć i może być ryzyko, że nie będzie wielu samorządów stać na inwestycje, bo będą musieli się skoncentrować na wydatkach bieżących, zaspokojeniu bezpośrednich potrzeb, czyli oświata, zaopatrzenie w wodę, w kanalizację, ochrona środowiska i ceny energii, paliw, nośników energetycznych. Niestety bardzo wszyscy to odczuwamy.
Tak jak usłyszeliśmy, czekają nas trudne lata, ale trzeba patrzeć z optymizmem w przyszłość. Dziękuję za rozmowę.