Radio Białystok | Gość | prof. Zbigniew Lewicki [wideo] - amerykanista z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie
"Najważniejsze było stwierdzenie, że nie odstąpimy od Ukrainy. Będziemy z nią tak długo, jak będzie to potrzebne. Taka deklaracja dla Ukraińców jest niezwykle ważna. Oni walczą, giną, ich miasta płoną i zapewnienie, że Stany Zjednoczone i NATO będą po ich stronie bezustannie, aż do zwycięskiego czy sensownego końca, jest na pewno dla walczących niezwykle cenne" - mówi prof. Zbigniew Lewicki.
W pierwszym dniu oficjalnej wizyty w Warszawie amerykański przywódca Joe Biden w Pałacu Prezydenckim rozmawiał z polskim prezydentem Andrzejem Dudą. W Arkadach Kubickiego Zamku Królewskiego wygłosił orędzie do Polaków, Ukraińców i do świata. Jakie słowa padły i co one znaczą? O tym z amerykanistą prof. Zbigniewem Lewickim z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie rozmawiał Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Jakie pańskim zdaniem najważniejsze słowa czy deklaracje padły z ust Joe Bidena w Warszawie?
prof. Zbigniew Lewicki: Chyba najważniejsze, to było stwierdzenie, że nie odstąpimy od Ukrainy. Będziemy z nią tak długo, jak będzie to potrzebne. To kilkakrotnie powtarzany tekst. Wiemy o tym, ale z drugiej strony taka deklaracja prezydenta na pewno dla Ukraińców, i nie tylko dla Ukraińców, jest niezwykle ważna. Oni walczą, oni giną, ich miasta płoną i zapewnienie, że Stany Zjednoczone i NATO będą po ich stronie bezustannie, aż do zwycięskiego czy sensownego końca, jest na pewno dla walczących niezwykle cenne.
Z drugiej strony nie pozostawiał też złudzeń. Podkreślał, że Ukrainę czekają jeszcze ciężkie czasy.
Na pewno czekają ciężkie czasy, ponieważ Rosja nie jest gotowa przerwać inwazji. Rosja nie chce się wycofać i zapewne na razie przynajmniej nie chce podjąć żadnych rozmów. Wydaje mi się, że te rozmowy będą potrzebne prędzej czy później, ponieważ ta wojna jakoś się musi zakończyć, a żadna strona na pewno nie zadeklaruje kapitulacji.
Joe Biden powiedział też do świata, że decyzje, które zapadną w ciągu najbliższych pięciu lat, zadecydują o tym, jak będą wyglądały kolejne dekady.
Staram się powstrzymywać przed takimi nieoczywistymi stwierdzeniami na temat przyszłości. Wiadomo, że to, co dzieje się teraz, będzie rzutowało na to, co będzie się działo w przyszłości. To jest oczywiste. Zresztą szczerze mówiąc, trochę brakowało konkretów w tym przemówieniu. Było bardzo dobrze napisane i świetnie wygłoszone, ale pozbawione takich momentów, które byśmy naprawdę zapamiętali. Przed tym wystąpieniem proszono mnie w jednej z telewizji, żeby zabrać głos na temat porównania spodziewanego przemówienia Joe Bidena z przemówieniem Kennedy'ego w Berlinie 1963 roku. Odmówiłem i widzę, że słusznie, bo tamto przemówienie cały czas jest cytowane, przynajmniej w tym jednym fragmencie, tak jak Reagana "Panie Gorbaczow, zburz ten mur!". Z tego przemówienia właściwie nie można żadnej frazy zapamiętać.
Jeżeli mówimy o kwestiach kierowanych do Rosji, to Biden powiedział między innymi o tym, że Putin spodziewał się finlandyzacji NATO, a doczekał się natoizacji Finlandii i Szwecji.
To też jest oczywiste, że te państwa poczuły się zagrożone. Uznały, że muszą być lepiej zabezpieczone w sytuacji, kiedy Rosja przejawia ewidentne tendencje ekspansjonistyczne, wojownicze. Rosja w tym regionie jest postrzegana tak, jak jest postrzegana, ale sama na to zasłużyła.
Panie profesorze, jeżeli chodzi o słowa skierowane do Polski, to prezydent Biden wspomniał rozbiory, wspomniał wojnę, zniszczenie Warszawy. Przywitał się też z Polakami, mówiąc: "nasz wielki sojuszniku". Czy my faktycznie stajemy się, czy jesteśmy wielkim sojusznikiem Stanów Zjednoczonych?
W tym konkretnym momencie tak, ponieważ to my poświęcamy najwięcej czasu, uwagi, pieniędzy i czegokolwiek jeszcze, żeby pomóc już nie tylko Ukraińcom, ale żeby pomóc Amerykanom w dostarczaniu pomocy dla Ukrainy. Bez Polski ta pomoc nie bardzo miałaby jak dotrzeć na Ukrainę. Tutaj mamy taką sytuację, że my się na to całkowicie otworzyliśmy. To oznacza pewne ryzyko, które jako członek NATO mamy obowiązek podjąć.
Mam wrażenie, że większe konkrety padły w kontekście Polski podczas wizyty Bidena w Pałacu Prezydenckim. Tam padły deklaracje, chociażby o tym, że w naszym kraju będzie rozwijana amerykańska energetyka jądrowa, a także, że będą stacjonować kolejne wojska amerykańskie w naszym kraju.
Z tą energetyką jądrową to jest taka historia, że my chcemy tych małych elektrowni atomowych. Pytanie, czy amerykańskich, czy francuskich.
Joe Biden powiedział: "zamierzamy zbudować w Polsce elektrownie atomowe, co zwiększy bezpieczeństwo energetyczne na pokolenia".
Ja wiem, tak powiedział Joe Biden, ale my się wahamy czy amerykańskie, czy francuskie. Nie mówiąc już o tym, że Niemcy, a przynajmniej część, jest bardzo przeciwna budowie elektrowni atomowych. Nie mówię o państwie, mówię o obywatelach. I z tym też będą problemy. Przecież oni u siebie wyłączyli atom, a my tutaj za granicą budujemy, czy chcemy postawić atom. To nie będzie takie proste. To nie jest kwestia ot tak, po prostu na jedno spotkanie.
Co w pańskiej ocenie oznaczają słowa i ich trzykrotne podkreślenie przez Joe Bidena, który w rozmowie z Andrzejem Dudą ocenił, że relacje polsko-amerykańskie są relacjami o krytycznym, krytycznym i jeszcze raz krytycznym znaczeniu?
Bez Polski to wszystko by się nie udało. To jest właśnie to, że Ameryka mogła pokazać Rosji, jak bardzo pomaga Ukrainie w walce z Rosją, tylko dlatego, to jest ten krytyczny moment, że my się zdecydowaliśmy jednoznacznie na to, żeby stanąć po stronie Ukrainy i Stanów Zjednoczonych, udostępnić swój obszar i wszelkie inne dodatkowe ułatwienia. To jest to, bez Polski nie byłoby tego, co jest w tej chwili, więc w tym sensie mamy tę krytyczną wartość.
To wybiegając w przyszłość, w pańskiej ocenie, czy to, że jesteśmy sojuszem, te relacje są o krytycznym znaczeniu, gdy sytuacja, miejmy nadzieję, kiedyś się unormuje, to zaprocentuje dla nas, dla Polski, dla tego sojuszu polsko-amerykańskiego, czy wróci to do sytuacji sprzed wojny na Ukrainie i będziemy jednym z wielu partnerów Stanów Zjednoczonych?
Przyjaźń czy współodpowiedzialność kształtuje się przez lata. To nie jest tak, że można jednym czynem zrobić sobie jakąś specjalną pozycję, ale pamiętajmy, że nasza pozycja w Waszyngtonie zależy od nas. Mamy sporo kwestii, które się Waszyngtonowi nie podobają, które nie są nam też potrzebne i dopóki one nie zostaną zdjęte ze stołu, to zawsze będą tam się pojawiały i będą nam szkodziły. To jest niemądre politycznie, ale trudno, co ja mogę powiedzieć.
Z drugiej strony też Joe Biden mówił podczas spotkania z Andrzejem Dudą, że Stany Zjednoczone potrzebują Polski i NATO równie mocno, jak NATO potrzebuje Stanów Zjednoczonych. Mówił tutaj o tym, że aby Stany mogły swobodnie działać poza Europą, muszą mieć bezpieczną Europę. Dał w tym momencie sygnał, że działania Stanów Zjednoczonych za kilka lat mogą koncentrować się niekoniecznie tutaj, a gdzieś w innej części świata?
Nie, ja bym tego tak nie czytał. Po pierwsze nie wiadomo kto będzie za kilka lat prezydentem Stanów Zjednoczonych, prezydenci się zmieniają, a wraz z nimi trochę zmienia się także polityka, nie do końca, ale jednak. Ja bym aż tak daleko nie sięgał. W tej chwili jest bardzo dobrze, nasze związki ze Stanami Zjednoczonymi są bardzo bliskie. Szanujmy to, kultywujmy to i po prostu nie psujmy szansy, jaka się przed nami otworzyła.