Radio Białystok | Gość | Łukasz Kierznowski [wideo] - przewodniczący Krajowej Reprezentacji Doktorantów
- Masowość kształcenia wyższego w Polsce chyba w pewnym momencie zaszła jednak zbyt daleko i postulat mniej ilościowego a bardziej jakościowego kształcenia i studentów, i doktorantów wybrzmiewał wśród młodych ludzi.
Łukasz Kierznowski z Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku został przewodniczącym Krajowej Reprezentacji Doktorantów. To organizacja zrzeszająca różne przedstawicielstwa około 40 tys. młodych naukowców.
O Konstytucji dla Nauki z Łukaszem Kierznowskim rozmawia Lech Pilarski.
Lech Pilarski: Reforma szkolnictwa wyższego nabiera tempa, weszła już w życie i z tego, co do mnie dociera, wynika, że ucierpią na tym głównie studenci, bo doktoranci mogą zyskać.
Łukasz Kierznowski: Zwykle jest tak, że reforma - jeżeli już używamy tego słowa - ma wymiar całościowy, czyli można powiedzieć, że nie jest zmieniany jeden klocek w całej układance, lecz raczej ułożenie wszystkich klocków składających się na tę układankę.
I faktycznie jest tak, że każda reforma dla pewnych osób niesie profity, dla innych osób może nieść pewne straty. Czy niesie straty dla studentów? Nie powiedziałbym. Raczej upatrywałbym w tym pewnych szans na podniesienie jakości kształcenia i na zabezpieczenie pewnych praw studentów. Zwłaszcza tych, co do których były problemy z ich realizacją do tej pory na gruncie dotychczasowego stanu prawnego.
To, że niektóre uczelnie nie będą mogły dalej prowadzić pewnych kierunków studiów, to, że na niektórych uczelniach wiele będzie musiało się zmienić, aby pewne kierunki studiów mogły pozostać nie w identycznej, ale w zbliżonej chociażby formie, to już jest inny skutek tej reformy.
Zobaczymy oczywiście, jak reforma przebiegnie. Myślę, że całościowo oceniać będzie można ją dopiero po latach.
Ale wiadomości, które rozchodzą się po uczelniach, wskazują na to, że będzie się liczył bardziej naukowiec, będzie się bardziej liczyła nauka, a studenci już będę tylko w tle, bo pieniądze będą szły głównie na naukę.
To prawda. Faktycznie jest tak, że pewnym sercem tej reformy jest nowy model ewaluacji jakości działalności naukowej. A z tym z kolei związane jest profilowanie działalności uczelni pod to, aby osiągnąć jak najlepsze wyniki naukowe, bo w nowej ustawie to na jakości działalności naukowej oparte są uprawnienia do prowadzenia poszczególnych kierunków studiów związanych z poszczególnymi dyscyplinami.
To może oznaczać, że będzie przyjmowanych mniej studentów, że studia staną się bardziej elitarne.
Faktycznie, jest to jeden ze spodziewanych efektów tej reformy. Ale też trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że ta masowość kształcenia w Polsce chyba w pewnym momencie zaszła jednak zbyt daleko i postulat mniej ilościowego a bardziej jakościowego kształcenia i studentów, i doktorantów jednak wybrzmiewał wśród młodych ludzi w toku konsultacji.
Czy dlatego doktoranci byli głównie za tą reformą i są największymi zwolennikami nowej Konstytucji dla Nauki?
Faktycznie jest tak, że doktoranci są zdaje się największymi beneficjentami reformy, z tego względu, że po prostu z doktorantami do tej pory było bardzo źle. Model kształcenia w ramach studiów doktoranckich istniejących jeszcze do tej pory był wysoce nieefektywny, głęboko wadliwy. Nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości.
To doktorantów dotknęły tak naprawdę największe zmiany, bo model kształcenia doktorantów jest zmieniany o 180 stopni. Faktycznie, jesteśmy przekonani, że nowy model kształcenia doktorantów jest znacznie lepszy niż ten, z którym mieliśmy do czynienia dotychczas.
Z tego też względu doktoranci zrzeszeni w różnych organizacjach, w różnych ciałach w całej Polsce, poparli tę formę. Natomiast nie ma co ukrywać - reforma systemu szkolnictwa wyższego i nauki dotknie wszystkich członków wspólnoty akademickiej, także studentów, także pracowników naukowych, ale i także pracowników dydaktycznych, dla których przewidziano zupełnie nową ścieżkę kariery.
To co zyskają doktoranci, na czym te zmiany będą polegały?
Zmiany doktoranckie przede wszystkim polegają na odejściu po tych kilkudziesięciu latach od istnienia studiów doktoranckich i utworzeniu w ich miejsce tzw. szkół doktorskich. Mają one być takim interdyscyplinarnymi strukturami kształcącymi doktorantów w więcej niż jednej dyscyplinie naukowej.
Oczywiście do tego trzeba dodać cały szereg uprawnień pracowniczo-socjalnych - tak to nazwijmy - których brakowało do tej pory, a które przewiduje nowa ustawa. Chodzi tu o pewne ułatwienia w zakresie urlopów macierzyńskich czy chociażby powszechny system stypendialny, czyli to, co wciąż nie jest standardem, a powinno być i na świecie jest standardem, że każdy doktorat otrzymuje stypendium pozwalające skupić się na pracy naukowej. Nie musi poszukiwać innego źródła zarobkowania.
Do tej pory było to rzadkością, tylko nieliczne uczelni mogą się pochwalić pewnymi pozytywnymi praktykami w tym zakresie. Chociażby nasz Uniwersytet Medyczny w Białymstoku jest jedną z takich uczelni, która już dziś - mimo że wcale nie jest do tego zobowiązana - wypłaca stypendia doktoranckie, te podstawowe, wszystkim swoim doktorantom.
To ile doktoranci będą dostawali?
Doktoranci w myśl obecnych wskaźników, obecnej wysokości wynagrodzenia profesora będą otrzymywali przed tak zwaną oceną śródokresową nieco ponad 2000 zł, po ocenie śródokresowej ponad 3000 zł na rękę.
Ale to w porównaniu do otoczenia, które płaci znacznie więcej na znacznie prostszych stanowiskach, gdzie wymagane są mniejsze umiejętności, wciąż niewiele.
Oczywiście. Nie ma co ukrywać, że my traktujemy te kwoty jako pewien punkt wyjścia, jako podstawę do dalszej dyskusji. Nie ma co ukrywać, że stan obecny, w którym - przepraszam, że to powiem, bo to może jest brutalne - ale Biedronka płaci więcej niż uniwersytet, jest stanem głęboko patologicznym i wymagającym natychmiastowej zmiany.
Czyli większe nakłady na naukę? Sama zmiana formy niewiele tutaj da.
Jak najbardziej. Większe nakłady na naukę i szkolnictwo wyższe w ogóle jako pewne rozwiązanie systemowe. Tutaj też trzeba uczciwie powiedzieć, że reforma to właśnie przewiduje - pewną ścieżkę dojścia do znacznie wyższego finansowania szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce.
Mamy nadzieję, że ta reforma nie jest końcem pewnego procesu, tylko my doktoranci jako młodzi naukowcy, którzy widzą swoją przyszłość związaną z sektorem szkolnictwa wyższego i nauki, postrzegamy tę ustawę jako pewien początek.
Polska, jeśli chodzi o finansowanie nauki i szkolnictwa wyższego, zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej.
Zgadza się. Ten stan, który mamy obecnie w Polsce, jest wysoce niezadowalający. Z całą pewnością - podkreślam raz jeszcze - wymaga zmiany. I to też nie jest tak, że myśmy bezwarunkowo zaakceptowali tę ustawę, bo ktoś powiedział "większe pieniądze na szkolnictwo wyższe", no to my - co by nie było - to jesteśmy za. Absolutnie nie.
Krytycznie patrzymy na niektóre rozwiązania tej ustawy i to nie jest tak, że wszystkie nam się podobają i że wszystkie w 100 proc. akceptujemy. Nawet w sprawach stricte doktoranckich są takie aspekty tej ustawy, że chcielibyśmy jednak zabiegać o ich zmianę. Ale patrząc całościowo, w naszej ocenie, w ocenie środowiska, które mam zaszczyt reprezentować, jest to krok we właściwym kierunku.
Ma pan za sobą taki epizod, który powinien skłaniać do refleksji, że o swoje trzeba walczyć. Myślę tutaj o starciu z komisją egzaminacyjną, a rzecz dotyczy pańskiej matury.
Tak, faktycznie. Wszystko zaczęło się od tego, że przystąpiłem do egzaminu maturalnego i niestety spotkał mnie ten pech, który spotkał wówczas wielu młodych ludzi, a jeszcze niewiele się o tym mówiło. Mianowicie mój egzamin maturalny został nieprawidłowo oceniony i niestety wówczas nie było jeszcze procedur odwoławczych, jakie istnieją dzisiaj. Trzeba było zawalczyć o swoje bez odpowiednich przepisów prawnych w ręku, a przecież chodziło o przyszłość.
I udało się te przypisy zmienić.
Częściowo się udało. Nie nie ma co ukrywać, że później też parę wydarzeń pomogło nagłośnić problem. W szczególności sytuacja z Krakowa, gdzie jedna z maturzystek zdecydowała się zaskarżyć do sądu cywilnego okręgową komisję egzaminacyjną.
Wszystko to złożyły się na to, że o problemie nieprawidłowego oceniania matur w Polsce zaczęło być głośno. A w międzyczasie jeszcze pojawił się raport Najwyższej Izby Kontroli, który wskazywał, że spośród maturzystów, którzy ubiegają się o zmianę swojego wyniku maturalnego, co czwarty ma ten wynik podnoszony. Oznacza to, że co czwarty maturzysta, który jedzie obejrzeć swoją pracę, ma błędnie ustalony wynik egzaminu.
Czyli ten margines błędu był bardzo duży?
Tak. Okazało się, że zjawisko wcale nie jest tak niszowe, jak to by się wydawało. Skoro jest takie zjawisko, to musi istnieć też rzetelna procedura odwoławcza. Dzisiaj wydaje się, że taka procedura już istnieje, maturzyści mają narzędzia do tego, aby dochodzić swoich praw. Różnie z tym było w przeszłości, dobrze oczywiście, że coś uległo zmianie na lepsze.