Radio Białystok | Gość | Witold Karczewski - prezes Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku
Nie jest łatwo z dnia na dzień zamienić rynek wschodni na Europę, Azję lub Afrykę. Przedsiębiorcy szukają takich rozwiązań. Ten proces trwa, ale na razie skala działalności spada - mówi Witold Karczewski.
21 czerwca w Polsce obchodzimy Dzień Przedsiębiorcy. Wielu właścicieli firm w ostatnim czasie nie ma powodów do świętowania. Najpierw prowadzenie działalności utrudniła pandemia koronawirusa, teraz wojna za naszą wschodnią granicą i zachwianie światowych rynków. Jak w tej sytuacji odnajdują się podlascy przedsiębiorcy?
Z prezesem Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku Witoldem Karczewskim rozmawia Adam Janczewski.
Adam Janczewski: Jeszcze jakiś czas temu podlascy przedsiębiorcy byli postrzegani jako mocno skoncentrowani na rynkach wschodnich. I to nie jest nic złego, a wręcz miał być atutem regionu. Czy województwo podlaskie może być jeszcze bramą na Wschód?
Witold Karczewski: Nie ma chyba takiej osoby, która by powiedziała, że to jednoznacznie minęło lub że to wróci i wejdzie w ramy, w których było. To jest taki paradoks.
Jak zaczynaliśmy transformację, biznes się rozwijał, podlascy przedsiębiorcy z racji sąsiedztwa z Białorusią i dalej Rosją penetrowali te rynki, nawiązywali współpracę. To było chwalone, była to dobra rzecz. Teraz tak się złożyło, że po inwazji Rosji na Ukrainę rynki wschodnie załamały się, są w gorszej sytuacji, ponieważ zostały wprowadzone sankcje. Przedsiębiorcy rozumieją je, ale te sankcje ich dotknęły.
Prawdą jest też, że jeżeli chodzi o podlaski eksport, to rynek wschodni nie był numerem jeden. Pierwszą pozycję zajmował rynek niemiecki. Niemniej jednak jest to bardzo ważny rynek. Koronowirus, potem sytuacja na naszej wschodniej granicy, żaden region tego nie miał...
Mówimy o kryzysie migracyjnym.
Tak, o kryzysie migracyjnym, o stanie wyjątkowym na granicy wschodniej, o sytuacji przedsiębiorstw w pasie nadgranicznym. Teraz jest wojna, są sankcje i jakoś głośno się nie mówi o tym, jak to zrekompensować tym przedsiębiorcom, którzy utracili rynki na Ukrainie, którzy utracili tam zakłady pracy, fabryki - są takie przypadki z naszego województwa. Chociaż ostatnio słyszałem taką informację, że jedna z fabryk naszego przedsiębiorcy w okolicy Charkowa wznawia działalność. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Po drugie chodzi o stan wyjątkowy przy granicy, o to, w jakiej sytuacji, jeżeli chodzi o gastronomię i turystykę, jest m.in. Białowieża. To funkcjonowało jak dobrze naoliwiony mechanizm, teraz są trudności. Pomoc została udzielona, ale dalej już nie jest, ponieważ na temat de minimis jeszcze nie ma decyzji Unii Europejskiej. W związku z tym trzeba się zastanowić, jak pomóc tym przedsiębiorcom, jak im zrekompensować to, że rynek - nie z ich winy - został ograniczony.
Może na kwestie rosyjskiej agresji na Ukrainę nie należy patrzeć z większym zaangażowaniem emocjonalnym? Oczywiście sankcje są, ale może po prostu biznes to biznes i nie powinno się go mieszać się z polityką i kontynuować współpracę z firmami z Rosji i Białorusi?
Nie można powiedzieć, że tej współpracy nie ma. Ona jest na pewnym poziomie. Jest zmniejszona, ponieważ zamknięto przejście graniczne w Kuźnicy. Słyszycie państwo, jakie są kolejki na przejściu w Bobrownikach.
Gdzieś ta furtka jednak jest, skoro tiry ponad dobę czekają na wjazd na Białoruś.
Jest. My wprowadziliśmy zakaz wjazdu białoruskich i rosyjskich tirów na terytorium Polski. Białoruś wprowadziła zakaz wjazdu naszych samochodów chyba do 30 km w głąb Białorusi. Niemniej jednak przedsiębiorcy zawsze znajdą rozwiązanie i nie można powiedzieć, że te towary nie idą. Idą zgodnie z prawem, jakie obecnie obowiązuje, natomiast nie jest to to, co było kiedyś.
Gdzie jest ta furtka?
Są towary, maszyny, urządzenia, które nie mają podwójnego przeznaczenia, które nie są związane z techniką, z uzbrojeniem, w związku z tym idą w tamtym kierunku. Natomiast są pewne utrudnienia. Na przykład łożysko - prosta rzecz, prosta część zamienna, która jest dwojakiego przeznaczenia. Może być użyta na przykład do czołgu i może być użyta do maszyny rolniczej, w związku z tym nie możemy go wysłać.
Jednaka przedsiębiorcy z jednej i z drugiej strony to normalni ludzie, to nie są politycy. To są ludzie, którzy robią określone interesy. Nawet dzisiaj rano miałem spotkanie z partnerem z Białorusi, który mówi, że każdą sytuację trzeba przeżyć, trzeba zgodnie z prawem postępować, jednak wymiana powinna być kontynuowana.
Nie można powiedzieć, że handel ze Wschodem jest już do niczego, bo to jest biznes.
Jeżeli chodzi o przejście w Bobrownikach i te długie kolejki, to tylko wytłumaczę ten mechanizm. Białorusini przepuszczają polskie, europejskie tiry przez granicę. Zaraz po przekroczeniu są centra logistyczne, gdzie towary są przepakowane na ciężarówki białoruskie i rosyjskie.
Są przepakowywane lub biorą naczepę, podstawiają ciągnik białoruski i wiozą je dalej. Są miejscowości, gdzie są przejazdy z terytorium Litwy na Białoruś, gdzie można dotrzeć do punktów celnych w Białorusi i przekazać towar.
A jak wygląda sytuacja w przypadku pańskiej działalności? Pan również jako przedsiębiorca współpracował i współpracuje z firmami ze Wschodu. Jak jest teraz?
Oczywiście skala tej współpracy nie jest taka, jak była. Zmniejszyło się to przynajmniej o 50 proc. Jednak są zawarte kontrakty. Ja głównie specjalizuję się w maszynach rolniczych i te produkty dostarczam, jak i dozwolone części zamienne, ponieważ tamtejsza gospodarka również znajduje się w określonej sytuacji. Wpływają na nich sankcje, ale w jakiś sposób funkcjonują.
Może warto pomóc polskim przedsiębiorcom, szukając im innych rynków zbytu? Czy jest taka możliwość?
Każdy z przedsiębiorców szuka alternatywnych rozwiązań. To nie jest tak, że dzisiaj sobie pomyślę, że byłem na rynku wschodnim 30 lat, ale jutro idę w innym kierunku - do Europy, do Azji lub Afryki. Każdy z nas szuka takich rynków. Są działania pomocowe, różnego rodzaju misje, spotkania, nawet dopłaty do ekspansji na inne rynki, wsparcie finansowe. Ten proces trwa, ale z dnia na dzień tego nie da się zrobić. Tylko póki to się utworzy, to skala działalności - tak jak w Covidzie - z przyczyn niezależnych od przedsiębiorców spada.