Radio Białystok | Gość | Aleś Łahwiniec - z inicjatywy społecznej "Dzieja"
- Nie ma zmian na lepsze, jeśli chodzi o przestrzeganie praw człowieka na Białorusi - twierdzi Aleś Łahwiniec.
Sytuacja polityczna na Białorusi postrzegana jest przez Zachód jako dość spokojna w porównaniu z tym, co dzieję się na Ukrainie. Tymczasem zdaniem demokratycznej opozycji i działaczy organizacji pozarządowych, prawa człowieka również na Białorusi są notorycznie łamane. Do więzień nadal trafiają polityczni oponenci Aleksandra Łukaszenki a działalność społeczna wciąż jest ograniczana. Działacze 29 organizacji zajmujących się obroną praw człowieka na Białorusi spotkali się w Wilnie na rozpoczynającym się dziś IV Białoruskim Forum Obrońców Praw Człowieka. Z jednym z założycieli inicjatywy społecznej "Dzieja" Alesiem Łahwincem rozmawia Jarosław Iwaniuk.
Jarosław Iwaniuk: Dlaczego białoruscy obrońcy praw człowieka muszą organizować swój kongres poza granicami Republiki Białoruś?
Aleś Łahwiniec: Po pierwsze, że jest taka infrastruktura - tu jest to Dom Praw Człowieka, który jest istnieje już od lat i tu wygodnie jest się spotykać. Nie ma zagrożenia ze strony władz i można w nim mówić. Jeszcze jest taka rzecz techniczna, że kilku obrońców praw człowieka, międzynarodowych, bardzo znanych - wciąż nie jest wpuszczanych na Białoruś. Tu chodzi o to, żeby była pełna dyskusja bez niespodzianek ze strony władz.
Ten dom praw człowieka znany jest z tego, że organizuje różne szkolenia i właśnie dlatego w Wilnie bezpieczniej będzie prowadzić te forum obrońców praw człowieka. Oczywiście, są spotkania w Mińsku i sytuacja nie jest taka zła, ale również jest rzecz zasadnicza - zmian na lepsze jeśli chodzi o prawa człowieka na Białorusi nie ma. Nie ma zmian systemowych, mogą być jakieś spektakularne gesty ze strony władzy, ale jednocześnie wciąż jest łamanie praw człowieka, jest ciśnienie na niepodległych dziennikarzy. Ludzie wciąż są prześladowani administracyjnie, są kary grzywny lub więzienia - to znaczy, że reżim nie zmienia się. Jest autorytarny, dyktatorski reżim, który jest tak skonstruowany, żeby robić wszystko, by ludzie, którzy są przy władzy pozostali dożywotnio przy władzy.
Oczywiście każda działalność społeczna lub jakichkolwiek protest jest rozpatrywany jako zagrożenie. Obywatele Białorusi, którzy chcą bronić swoich praw, mają wiele problemów.
Mówi pan o infrastrukturze, która istniej w Wilnie i o względach technicznych, ale z drugiej strony również o zagrożeniu ze strony władzy białoruskiej w stosunku do obrońców praw człowieka. To zagrożenie jest rzeczywiście realne?
No tak. W każdym momencie ludzie, którzy zajmują się działalnością na rzecz obrony praw człowieka mogą mieć wyrok, że oni działają odmiennie od zarejestrowanej organizacji. Kiedy obrońcy praw człowieka trafiają do więzienia, to jest presja na adwokatów, którzy bronili ludzi w sprawie tak zwanego "Białego Legionu". Tu w wielu przypadkach ta lista jest bardzo długa. Reżim nie zmienia się, jest pewien kontekst geopolityczny, pewna gra geopolityczna, ale na tym polega reżim, że potrzebuje wielkiej lojalności wewnątrz kraju. Ta sytuacja dla reżimu jest bardzo wygodna.
Białoruskie organizacje ochrony praw człowieka prowadzą szereg programów edukacyjnych w społeczeństwie białoruskim i znaczna część kongresu będzie poświęcona właśnie tej działalności białoruskich obrońców praw człowieka. Na ile białoruskie społeczeństwo ma świadomość swoich praw?
Świadomość istnieje oczywiście. Są obrońcy praw człowieka, jest pewne obudzenie ludzi, ale oczywiście, że tego jeszcze brakuje, żeby przy każdym kontakcie z władzą - obywatel czuł się obywatelem, rozumiejąc że on ma prawa i byłby gotowym bronić te prawa. W każdym społeczeństwie ta praca informacyjna, edukacyjna o treści praw oraz możliwościach ich obrony jest naprawdę zasadnicza.
Które z praw człowieka na Białorusi są najbardziej zagrożone?
Pierwsze jest prawo do życia. Białoruś jest jedynym krajem w Europie, gdzie jest wciąż jest kara śmierci.
Społeczeństwo białoruskie zaakceptowałoby zniesienie kary śmierci?
Myślę, że tak. To co reżim mówi, że było jakieś referendum i tak dalej - to chodzi również o wielkie prace edukacyjne i ta decyzja, to jest decyzja moralna. Są badania, które pokazują, że fakt istnienia kary śmierci w żaden sposób nie wpływa na przestępczość.
Poza prawem do życia - prawa polityczne. Nie ma wyborów na Białorusi. Jeśli chodzi o takie swobody, jak swoboda słowa, wypowiedzi, zrzeszania się, to oczywiście te prawa są łamane w sposób bardzo regularny i oczywisty.
Prawa na Białorusi są niemalże notorycznie łamane, tymczasem w połowie października można było usłyszeć - nieoficjalną, co prawda - informację, że Aleksander Łukaszenka został zaproszony do udziału w szczycie partnerstwa wschodniego. To znaczy, że Europa nie widzi tego, co dzieje się na Białorusi?
Było zaproszenie głowy państwa - to znaczy formalne dla Białorusi. Druga rzecz, że możliwe, że Łukaszenka pojedzie, ale zobaczymy jak będzie - może będzie jakaś inna gra. Jeśli chodzi o zjednoczoną Europę, to myślę, że jest zrozumienie, jaki jest reżim na Białorusi, ale to jest część gry. Europa zjednoczona ma swoje własne, wewnętrzne wyzwania i to jest bardzo poważny problem.
Jeszcze taka rzecz, że ten reżim Łukaszenki nie jest taki straszny, jak reżim Putina. Łukaszenka w żaden sposób nie różni się od Alijewa, który wcześniej przyjeżdżał na szczyty partnerstwa wschodniego Unii. Moralnie to jest trudna decyzja i między aktywistami demokratycznymi białoruskimi jest pewne niezadowolenie, ale z drugiej strony popatrzmy na sytuację szerzej, że taka możliwość współpracy pozwoli Unii mieć więcej mechanizmów wpływu na sytuację w kraju. I w taki sposób wciąż ta gra Łukaszenki w perspektywie długofalowej pozwoli społeczeństwu białoruskiemu zbliżyć się do społeczeństwa europejskiego.
Białoruskie społeczeństwo również jest europejskim społeczeństwem, ale chodzi o to, żeby więcej standardów ogólnoeuropejskich było przestrzeganych na Białorusi i żeby Białorusini zechcieli więcej, żeby te standardy stały się zwykłą normą w kraju.